Byłby to pomnik mówiący na zawsze - dobitnie i wprost - kto zwyciężył ostatecznie: ci, którzy Żydom pomagali przetrwać, czy ci, którzy ich wydawali, szantażowali, mordowali - a po wojnie stwarzali atmosferę nagonki na Sprawiedliwych lub zmowę milczenia wokół ich czynów.
Niech każdy odwiedzający Warszawę i MHŻP widzi, komu wreszcie stawia się pomniki, a kto znalazł się na śmietniku historii!
Forum Żydów Polskich to żydowsko-polski serwis internetowy powstały w 2004 r., dostępny w Internecie pod adresem: www.fzp.net.pl
Narastają kontrowersje wokół planowanego pomnika ku czci Polaków ratujących Żydów w czasie II wojny światowej, który miałby stanąć przy Muzeum Historii Żydów Polskich.
I
Podstawowym przedmiotem sporu jest miejsce lokalizacji pomnika.
To jednak tylko powierzchnia całej sytuacji.
W czym rzecz?
Pojawiają się obawy, że pomnik może przysłonić prawdę.
Pomnik ku czci Polakow ratujących Żydów będzie - zdaniem tych, którzy te obawy wyrażają - kształtował nieprawdziwy obraz historii. Będzie wywoływał wrażenie, że ratowanie Żydów przez Polaków było zjawiskiem dominującym w okresie Zagłady, podczas gdy nie tak wyglądała rzeczywistość okupacyjna. Będzie „triumfem narodowego samozadowolenia” (jak pisali w liście otwartym pracownicy Centrum Badań nad Zagładą Żydów).
Odchodzi pokolenie pamiętające tamten czas.
Historia staje się coraz silniej narzędziem propagandy na usługach polityki.
Polska jest w stanie głębokich przemian kulturowych i toczy się tu 'wojna domowa' w obszarze światopoglądowym.
Taki pomnik stanie się - zdaniem jego przeciwników - elementem propagandowej rozgrywki i ulegnie instrumentalizacji: będzie np. "przeciwwagą" dla historii mordu w Jedwabnem - dla narracji, która zdominowała ostatnią dekadę.
Obawy przeciwników pomnika doskonale potwierdza jeden z wpisów, na jaki natrafiłem w dyskusji pod linkiem do któregoś z artykułów dotyczących pomnika: Chciałbym zobaczyć np. takiego Grossa, jak składa pod nim kwiaty. Esencja problemu!
Jego odpowiednikiem "po drugiej stronie" może być wypowiedź jednego z uczestników spotkania sprzed dwóch lat z Teresą Torańską na temat Ireny Sendlerowej. Mówił on o szkodliwości 'mitu' Sendlerowej. Chodziło mu o to, że przypominanie w mediach o zasługach Ireny Sendlerowej - Polki, która ratowała dzieci żydowskie z warszawskiego getta - zakłóca obraz Polski lat 39-45 zdominowanej przez szmalcowników.
W tym całym doraźnym i - powiedzmy sobie szczerze - obrzydliwym traktowaniu historii i Zagłady jako elementów bieżącej, politycznej rozgrywki, ulegają niszczeniu i trywializacji dwie prawdziwie ważne sprawy: pamięć o ludziach, którzy ryzykowali życiem oraz szansa, że ich czyny będą oddziaływały na następne pokolenia.
Uwikłani w przepychanki dnia codziennego tracimy perspektywę tego, co ważne i co pozostanie, gdy opadnie ten cały paskudny kurz.
Nie zapominajmy, czym są pomniki.
Pomniki to nie są karty z podręczników historii.
Nie stawia się przecież pomników za zachowania powszechne, dominujące (a takim była w Polsce okupacyjnej obojętność wobec losu Żydów), za statystyczną średnią, ale za postawy niezwykłe.
Więc dlatego właśnie, że większość nie pomagała, pomnik stawia się tym, którzy to robili!
Aby docenić postawy wyjątkowe.
Pomniki są narzędziem uhonorowania szczególnych czynów i spełniają jednocześnie rolę nagłaśniania wartości etycznych, propagowania najwyższych wzorców - czyli rolę wychowawczą.
II
Po pierwsze, w tradycji żydowskiej pojęciem o wielkim znaczeniu jest hakarat hatow, czyli „rozpoznawanie dobra” - zdolność jego docenienia, wdzięczność. To nie tylko znakomita cecha charakteru i umiejętność, ale także przejaw głębokiej mądrości.
Polscy Sprawiedliwi są od długich dziesięcioleci honorowani przez Izrael.
W Jad Waszem rosną drzewa ich upamiętniające, a medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata otrzymało 6394 Polaków.
Jednak pomnik, który miałby stanąć w Warszawie, byłby pierwszym pomnikiem polskich Sprawiedliwych postawionym w Polsce z inicjatywy żydowskiej (wśród autorów pomysłu znajdujemy np. prof. Adama Rotfelda, Stowarzyszenie Dzieci Holocaustu i Zygmunta Rolata).
Już to samo powinno wystarczyć jako argument, że idea tego pomnika musi zostać zrealizowana.
I to właśnie nie gdzieś, na peryferiach, ale w centrum Warszawy, w samym sercu terenu dawnego getta, właśnie obok Muzeum Historii Żydów - najważniejszego tego typu obiektu w stolicy i w Polsce.
Nie wolno pamięci o ludziach ratujących Żydów i wdzięczności wobec nich poddawać jakimś lękliwym obawom o manipulację. Ta pamięć i ta wdzięczność muszą być PONAD takie koniunkturalne obawy - bo ci ludzie ryzykowali życiem i życiem płacili.
Nawet sama dyskusja na temat tych obaw nie licuje z ideą pomnika.
Po drugie, byłby to pomnik mówiący na zawsze - dobitnie i wprost - kto zwyciężył ostatecznie: ci, którzy Żydom pomagali przetrwać, czy ci, którzy ich wydawali, szantażowali, mordowali - a po wojnie stwarzali atmosferę nagonki na Sprawiedliwych lub zmowę milczenia wokół ich czynów.
Niech każdy odwiedzający Warszawę i MHŻP widzi, komu wreszcie stawia się pomniki, a kto znalazł się na śmietniku historii!
Zepchnięcie takiego pomnika z głównej sceny, w strachu, że zostanie wykorzystany do kłamstwa - to będzie klęska czegoś najważniejszego w tym wszystkim: prawdy o Ratujących (dokonujących midat chasidut) i o Ocalonych.
Oni nie bali się Niemców i donosicieli, a ci, którzy chcą im postawić pomnik, mieliby chować się gdzieś z tym pomnikiem i prawdą o tych ludziach w obawie przed manipulacją!?
Wykluczone!
Paweł Jędrzejewski
5 października 2013
P.S.
A co z narracjami o szmalcownikach?
Te narracje - jest ich wiele - czekają na swoich narratorów: historyków, publicystów, dramaturgów, scenarzystów, reżyserów filmowych, pisarzy. Ale na pewno nie może ich zastąpić spychanie pomnika Sprawiedliwych gdzieś dalej - na obrzeża, poza centrum.