Dawno, dawno temu, nie tylko za siedmioma górami, kiedy tatuaż wyznaczał przynależność do określonej subkultury czy grupy „zawodowej” (członków gangu, więźniów, marynarzy itp.), nie przypisowano mu chyba jakiś specjalnych wartości artystycznych. Dziś, kiedy widzę wytatuowaną od stóp do głów kobietę, zakolczykowaną i wyposażoną w specjalne implanty, imitujące kły wampira, nie wiem już sam, czy to teatr jednego aktora (aktorki), chęć zapisania się na trwałe w Księdze Rekordów Guiness’a, krzyk rozpaczy, poczucie dumy z odmienności czy tylko praktycznie nieodwracalne dziwactwo.
„Wytatuowany jeleń…”
REKLAMA
Kiedy jednak słyszę z ust tej kobiety, że pierwszy tatuaż zrobiła sobie jako nastolatka z „potrzeby wolności”, to przychodzi mi do głowy, iż dziś jest to raczej oznaka pewnego zniewolenia, przymusu czy wręcz nałogu. Kiedy latem w Camden Town w Londynie widziałem podobnie wytatuowanego 60-latka (przynajmniej na tyle wyglądał), który niemal nagi zarabiał pozowaniem do zdjęć niczym biały miś na Krupówkach, czułem się wręcz zażenowany. Czyżby właśnie nagłym powiewem wolności?
Dziś tatuaż oznacza raczej przynależność do świata pop-kultury niż jakiejkolwiek subkultury. Tatuaż trafił na estrady nie tylko w piosence Artura Andrusa. Tatuują się piosenkarze, sportowcy, muzycy, aktorzy, celebryci, ale też i fryzjerzy, sprzedawcy, nauczyciele, kelnerki i księgowe. Tatuaż nie jest już bowiem od dawna wyrazem buntu czy odmienności, ale raczej pewnej mody. Owszem, wierzę, że są tacy, którzy nie mogą się oprzeć przed pokusą zafundowania sobie kolejnego (najczęściej kiczowatego) obrazka z katalogu salonu tatuażu. Nie dziwię się, że są tacy, którzy w ten sposób uwieczniają ważne wydarzenia czy osoby albo identyfikują się z pewnymi symbolami. Ale nikt mnie nie przekona, iż wytatuowana skóra jest piękniejsza od naturalnej. Rozumiem, że można dobudować do tego nawet pewną filozofię życiową i jeśli ktoś się dobrze z tym czuje – to jego prywatna sprawa. Akceptuję, ba, lubię Agnieszkę Chylińską z jej tatuażami (nie tylko dlatego, że jest z Sopotu), ale nic na to nie poradzę, że wolałbym jej nagie ramiona oglądać bez tych wątpliwych ozdobników.
Wojciech Fułek
Tatuaż na teraz
Niechaj pierwszy rzuci kamień, kto nigdy nie chciał mieć tatuażu. Ja chciałem, chcę, może chcieć będę dalej, może nie. Oczywiście, że już nastolęciem będąc chciałem sobie coś „wydziarać”, ale na szczęście i odwagi mi brakło i rodzice prędzej skórę by wygarbowali, niźli pozwolili ją czymś pomazać. Na szczęście, ponieważ w tamtym wieku do głowy przychodzą człowiekowi pomysły najgłupsze i po takich tatuażach wstyd by jedynie pozostał.
Tatuaż przed, dajmy na to symboliczną 18-tką – niespecjalnie, ale po osiągnięciu dojrzałości? Jeśli o mnie chodzi – proszę bardzo. Bo tatuaż to już nie tylko pajęczyna na łokciu, czy kotwa i Halinka z wielkim biustem między bicepsem a tricepsem. Tatuaż może być ładny, tak jak i ładne mogą być kolczyki, tunele, skaryfikacje i inne modyfikacje ciała. Wbrew szanownym panom politykom, kultura jest więcej niż jedna, każda ze swoimi gustami i lubościami, i, jeśli komuś się to podoba, to nie mam nic przeciwko podwieszaniu się na hakach w ramach ingerencji we własne ciało (a takie imprezy w Polsce też się odbywają).
Czemu więc nie mam jeszcze żadnego skrawka skóry pokrytego tuszem? Mało wiarygodnie wypada w takim wypadku moja argumentacja. Nie mam, bo nie spędza mi to snu z powiek, nie potrzebuję nic na gwałt. Jeśli znajdzie się jakiś wzór, który zapadnie mi w pamięć wystarczająco, niech i w skórę zapadnie. A co mi tam. Że nie martwię się, że to na zawsze i jak ja z tym na starość będę wyglądał? Nie, myślę, że nie będę się tym martwił, bo to nie moje będzie zmartwienie, tylko innych. Zresztą dobiliśmy do kresu czasu – rok mamy dwatysięczny-już-futurystyczny, a jak się patrzy w przyszłość to tylko kryzys widać na horyzoncie i starzejące się społeczeństwo i w ogóle niefajnie. A w dodatku wszyscy krzyczą tylko przeszłość, przeszłość i historia, bo w przyszłości to tylko dziura prosto do piekła. Kto się więc dziwi, że jest tylko tu i teraz, że nic nie jest na zawsze i że tatuaż też nie jest na zawsze? Tatuaż jest na teraz, a później się zobaczy.
Tylko że tatuaż musi być najpierw ładny, żeby był do podziwu – tego przeskoczyć się nie da. A że częściej ludzie bazgrzą sobie po rękach jakieś rzeczy wątpliwej piękności, to ja już w całej swej mocy nic nie jestem w stanie zrobić. Szczęściem zbliża się zima i chociaż przez pół roku nikt nikomu wadzić nie będzie.
Tadeusz Fułek
Więcej:
Obyczaje