Nie wiem czy słyszeliście, ale w ostatnią sobotę 200 osób wbiegało wielokrotnie na Marriotta w Warszawie. Dobrowolnie. W ramach Marriott Everest Run - biegu po schodach, do którego przyłożyłem palec.Niemal 70 osób wbiegło na wysokość Mount Everestu pokonując 2730 pięter. Było tez paru wariatów, którym to nie wystarczyło i włazili po 70,80,90 a nawet 94 razy!!!
Twórca dotrzechdych.pl, bloger, badacz, ultramaratończyk.
I nie będę tu pisał o tym, jak fajny to był bieg (o tym już napisałem u siebie), szczególnie, że to trochę moje dziecko (nie będę obiektywny). Ale chcę Wam napisać o tym jak to w kraju gdzie podobno wszyscy narzekają, gdzie ludziom się nic nie chce, gdzie ciężko cokolwiek załatwić czy zdobyć, gdzie człowiek człowiekowi wilkiem dzieją się takie właśnie rzeczy jak MER.
Marzy mi się maraton na Evereście. Szukam możliwości jak tam pojechać. Potrzeba sporo pieniędzy. Szukam pomysłu jak je zdobyć. Everest cały czas siedzi mi w głowie.
Na jednym z treningów grupy Biegamy po schodach organizowanych przez Fundację RK biję rekord trasy Marriotta robiąc 11 wejść w niecałe 2h (nie jest to bardzo wyśrubowany rekord - po prostu jakoś koledzy nie mieli woli walki :)). Na dole przechodzi Pani Iwona z Marriotta, która współpracuje z Fundacją przy organizacji treningów. Mówi, że fajne to bieganie, my mówimy, że owszem, pyta czy są zawody, my mówimy, że są. Ja rzucam "ale my możemy zrobić swoje - np takie by wbiec na Everest"...
Pani Iwona się uśmiecha i mówi, że to fajny pomysł. Że ona jest za. Że potrzebuje 3 dni by przegadać wewnętrznie ten pomysł ale wstępnie jest ok by "jakieś takie zawody" zrobić w Marriocie.
Wieczorem dzwoni, że mamy zielone światło.
Od pomysłu rzuconego na schodach do akceptacji przez dyrekcję jednego z najbardziej ekskluzywnych hoteli w Warszawie, w którym mieszkał prezydent Obama minęły 4 godziny.
Fundacja podejmuje się organizacji. W całości. Karetka, obsługa, napoje, koszulki, regulamin, zapisy, strona internetowa... Ktoś z grupy podejmuje się obsługi PR.
Ja nie brałem udziału w samych przygotowaniach - miałem dawno zaplanowany, długi i daleki urlop. Czasami tylko wrzuciłem kilka uwag w maila odnośnie rzeczy organizacyjnych.
W ostatnią sobotę odbył się bieg. Był to jeden z lepiej zorganizowanych biegów, w jakich brałem udział. Było wszystko co powinno być a nawet sporo więcej (z transmisją online włącznie). Wszystko przebiegało sprawnie mimo, że tyle rzeczy mogło po drodze się nie udać - przypominam 200 osób na schodach 42 pieter i klatka szerokości 120 cm... Do tego 3 nie nowe już windy, które chyba nigdy jeszcze nie jeździły tak często... I 200 osób z ambicjami, chęcią walki, pokonania słabości...
Była i obsługa PR... Przed biegiem była strona, fanpage. W dniu biegu... prasa, radio a nawet kilka stacji telewizyjnych!
A całość okazała się być naprawdę fajnym biegowym wydarzeniem, które jednak kosztowało masę pracy i czasu.
Pracy, czasu i uwagi ludzi, którzy właściwie spotkali się przypadkiem. Ludzi, którzy przez ostatnie 3 miesiące bez przerwy (oprócz swojej pracy i domu i innych zajęć) coś załatwiali dla MER. Ludzi, którzy w weekend niemal nie spali...
Nie dostali za to pieniędzy. Robili to dla Fundacji, robili to dla siebie, robili to dla nas.
Dziękuję!