Wino czerwone, wytrawne. Zawiera siarczyny - czy to chce widzieć konsument na kontretykiecie wina? To tylko mała naklejka na butelce, ale może realnie wpływać na sprzedaż!

REKLAMA
Od zawsze mnie to zastanawia i do tej pory nie wiem dlaczego tak się dzieje… Dlaczego, gdy np. w sektorze spożywczym producenci zatrudniają specjalne agencje do tworzenia opakowań, etykiet, specjalnych ludzi do odpowiedniego ustawiania tych etykiet na półkach branża winiarska jest tak z tyłu? I nie chodzi mi o przednią etykietę wina (tutaj bywa różnie - można znaleźć sporo ciekawych etykiet) a o kontretykietę – czyli nalepkę z tyłu butelki. Kod kreskowy i kilka informacji.
Nie od dziś wiadomo, że akurat w Polsce (bo w krajach winiarskich jest nieco inaczej) konsumenci nie mają wystarczająco dużo czy to wiedzy czy obycia z winem, by wybierać śmiało wina po apelacji czy producencie. Zazwyczaj szukamy białego półsłodkiego, czerwonego wytrawnego, do obiadu, nie za ostrego, pełnego… albo sami nie wiemy czego szukamy – dajemy się namówić.
I tu właśnie nie rozumiem. Bo producenci czy dystrybutorzy czy sprzedawcy nie chcą nas namawiać. Nie chcą opisać tego wina, które jest w środku, tak jakby była to jakaś wstydliwa tajemnica. A gdy już znajdziemy jakiś opis wina, to zazwyczaj bliżej mu do barokowej poezji niż sensownej informacji dla konsumenta. Opisy te, bardzo rzadko pozwalają wybrać też między dwoma butelkami – bo nagle się okazuje, że oba wina są „intensywne, z aromatem śliwek i czekolady, z delikatnym waniliowym finiszem”…
I najbardziej mnie dziwi fakt, że nic z tym nie robią najwięksi sprzedawcy wina w Polsce. W Lidlu znajdziemy bardzo przyzwoite Sauternes w rozsądnej cenie z kontretykietą zachęcającą do zakupu poprzez napis: Wino białe, słodkie. Zawiera siarczyny.
logo
Kontretykieta w dyskontach - Biedronka dotrzechdych.pl
Żabka wprowadziła zupełnie nową ofertę win, w której ma między innymi Brunello di Montalcino za 69,90, na którego kontretykiecie jest tylko informacja „wino czerwone”, co zresztą widać przez butelkę. A to już może być strzał w kolano… Bo gdy będąc konsumentem jakim jestem i nie znając się na wszystkich włoskich apelacjach stanę przed takim regałem z winem, wezmę do ręki butelkę, która wiąże się z ryzykiem niemal 70 PLN to nie jestem pewien czy zaryzykuję - nie mając pewności czy to wino to jest to na co właśnie mam ochotę.
A można. W Australii na przykład wina obok opisu posiadają ocenę w 10 stopniowej skali wytrawności/kwasowości. Można też inaczej. Dostępne także w Polsce wina z serii 90+ posiadają kontretykietę, która nie tylko informuje o tym co w środku, ale też zachęca do zakupu!!!
logo
90+ - można? Można! dotrzechdych.pl
Jacobs Creek z kolei chce by gdy komuś wino zasmakowało, już zawsze pamiętał jakei to było wino. I do tego celu wykorzystuje właśnie kontretykiety – wcześniej umieszczane były odrywane karteczki z nazwami win, które można było schować do portfela, a obecnie umieszcza tam kody QR kierujące do strony o winie.
Jednak złoty medal leci do Nowej Zelandii, za umieszczenie opisu Sauvignon Blanc (które nota bene typowo tak właśnie pachnie i smakuje) w nazwie wina na głównej etykiecie [tłum: Kocie siuśki na agreście]
logo
Złoty medal dla Nowej Zelandii facebook.com/forumwino
I pozostaje tylko pytanie, czy konsument dziś potrzebuje w ogóle kontretykiety?