Jeśli wierzyć słowom Donalda Tuska wypowiedzianym podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy, to wczoraj w Polsce skończył się kryzys. Premier wykazał jednak pewną niekonsekwencję, gdyż ogłosił pożegnanie z kryzysem gospodarczym, który jego zdaniem nigdy do nas nie przybył.

REKLAMA
Faktycznie w ciągu ostatnich 6 lat premier oraz rosnąca z każdym dniem w siłę administracja państwowa nie odczuli skutków kryzysu. W samych ministerstwach i urzędach centralnych w latach 2008-2012 przybyło blisko 20 tysięcy nowych pracowników. Niestety widać, iż Donald Tusk zatrudniając tysiące urzędników nie przeczytał już przygotowanych przez ich kolegów po fachu raportów, w których mógłby znaleźć szczegółowe dane dotyczące sytuacji gospodarczej w Polsce. Ponad 2 miliony bezrobotnych Polaków, oraz kolejne 2 miliony naszych obywateli, którzy za pracą wyemigrowali z „zielonej wyspy” na Wyspy Brytyjskie nie jest sygnałem, iż polska gospodarka znajduje się w dobrej kondycji.
Na przekór faktom premier twierdzi jednak, iż Polska pod względem atrakcyjności dla inwestorów zajmuje drugie miejsce w Unii Europejskiej. Tu również Donald Tusk najwyraźniej nie zadał sobie trudu przeanalizowania międzynarodowych rankingów porównujących łatwość prowadzenia działalności gospodarczej. Wystarczy wspomnieć, że w sporządzonym przez Bank Światowy rankingu Doing Business 2013 Polska plasuje się dopiero w szóstej dziesiątce państw, podobnie jak zresztą w wielu innych międzynarodowych zestawieniach (np. w rankingu wolności gospodarczej przeprowadzonym przez Heritage Foundation).
Być może tym, co skłoniło premiera do wygłoszenia tak optymistycznych zapowiedzi o końcu kryzysu, są ostatnio ogłoszone przez GUS dane o dynamice wzrostu PKB w II kwartale. Wzrost ten wyniósł 0,8% r/r, czyli Polska rozwijała się szybciej, niż w I kwartale (kiedy było to 0,5%), co premier i wielu posłów koalicji uznało za sukces. Najwyraźniej jednak Donald Tusk nie wgłębił się w lekturę danych GUS. Gdyby to zrobił, to wiedziałby, że w II kwartale zarówno inwestycje, jak i popyt wewnętrzny rok do roku spadły. Skąd więc wziął się wzrost gospodarczy? Tylko i wyłącznie z silnego wzrostu eksportu, który jest wynikiem poprawy sytuacji gospodarczej w Europie Zachodniej. To tam więc sytuacja gospodarcza się poprawiła, a w Polsce – pogorszyła. Gdyby nie ten pierwszy fakt, mielibyśmy w kraju recesję.
Zadowolenie premiera nie bierze się jednak z lektury międzynarodowych opracowań, informacji GUS-u i rządowych raportów, ale z jego głębokiej intuicji. To właśnie ta intuicja podpowiedziała wczoraj premierowi, by po sześciu latach rządzenia zaproponować uproszczenie systemu podatkowego. W tym przypadku premier również nie spojrzał na dokumenty przygotowane przez wicepremiera jego własnego rządu. Otóż niedawno Jacek Rostowski przedstawił propozycję prawie 150 zmian w prawie podatkowym, które owszem uproszczą życie, ale wyłącznie urzędnikom skarbowym. Minister Rostowski zaproponował m.in. możliwość blokowania kont bankowych przedsiębiorcom, zwiększenie dostępu urzędów skarbowych do spraw objętych tajemnicą bankową oraz uniemożliwienie przedawniania się roszczeń fiskusa wobec podatników. Propozycje Ministerstwa Finansów zostały uznane za niekonstytucyjne nawet przez Rządowe Centrum Legislacji.
Widać więc, iż obietnica uproszczenia systemu podatkowego do końca 2016 roku jest warta tyle samo, co obietnica sprzed pięciu lat, iż w 2011 roku Polska będzie w strefie euro. Premier powinien zrozumieć, iż kryzysu nie pokona się poprzez wydanie obwieszczenia o jego zakończeniu oraz przez rzucenie mimochodem paru obietnic bez pokrycia. Można więc z łatwością przewidzieć, że za 2 lata wyborcy pomogą premierowi w zrozumieniu tych dwóch prostych prawd. I to już trochę więcej, niż tylko intuicja.