Jutrzejsze sejmowe głosowanie rozstrzygnie, czy pani sprzedająca obwarzanki na krakowskim rynku i pan handlujący zniczami pod cmentarzem będą musieli dźwigać ze sobą codziennie do pracy kasę fiskalną. Sądząc z wczorajszej sejmowej debaty, obawiam się, że tak.
Liberał, polityk, poseł. Doktor filozofii, kiedyś przedsiębiorca
Chodzi o nasz projekt ustawy, zwalniający najdrobniejszych przedsiębiorców z obowiązku posiadania kasy fiskalnej. Ustawa była reakcją na absurdalne rozporządzenie ministra finansów, które weszło w życie na początku tego roku. Jacek Rostowski obniżył wtedy o połowę limit obrotu, którego przekroczenie zobowiązuje do stosowania kasy – z 40 do 20 tys. zł. Warto podkreślić, że chodzi o obrót, a nie zysk. 20 tys. obrotu rocznie to około 1600 miesięcznie – czyli zyski na poziomie maksymalnie kilkuset złotych na miesiąc. Chodzi więc o najmniejszych przedsiębiorców – sprzedających znicze, obwarzanki czy maliny z własnego ogrodu.
Nasza ustawa zmienia trzy rzeczy. Po pierwsze, podnosi limit do kwoty ciut wyższej, niż obowiązująca poprzednio – zgodnie z naszym rozwiązaniem na dzień dzisiejszy byłoby to około 44 tys. złotych. Po drugie, limit zapisany jest w ustawie – czyli minister finansów nie może go ni stąd, ni zowąd zmieniać w zależności od własnego widzimisię. Po trzecie, limit nie jest zapisany kwotowo, ale określony jako 12-krotność średniej krajowej – dzięki czemu będzie się zmieniał w sposób przewidywalny i stopniowy, wraz z sytuacją gospodarczą kraju.
Ale koalicja ma w Sejmie jasne zasady. Jedna z nich mówi: projekt opozycji należy skrytykować. Było trudno, ale posłowie PO i PSL-u dzielnie próbowali. Prezentująca stanowisko PO posłanka Szydłowska, która złożyła wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu, posłużyła się tylko jednym argumentem. Chodzi o to, że nasza ustawa zwolniłaby z obowiązku posiadania kasy fiskalnej (oczywiście w przypadku obrotu mniejszego od limitu) 14 branż uznanych za szczególnie zagrożone nadużyciami, w przypadku których obecnie używanie kasy fiskalnej jest obowiązkowe niezależnie od obrotu. Zgoda, być może tutaj poszliśmy o krok za daleko. Ale to można poprawić w pracach w komisjach. Dlatego zadeklarowałem wczoraj z mównicy sejmowej, że sam złożę odpowiednią autopoprawkę. Skoro to jedyny argument za odrzuceniem ustawy, Platforma teoretycznie powinna więc jutro poprzeć projekt.
Niestety, kolejne argumenty posłów PO i PSL były już „produkowane na siłę” i ocierające się o absurd.
Ustawa promuje zwiększanie się szarej strefy i wyciąga część przedsiębiorców spod możliwości kontroli. Bzdura. Po pierwsze, każdy przedsiębiorca musi ewidencjonować sprzedaż – jeśli nie za pomocą kasy, to na papierze. Więc każdego można skontrolować. Po drugie, nie można zakładać, że jeśli komuś będzie łatwiej oszukiwać, to będzie oszukiwał. Założenie, że wszyscy przedsiębiorcy to złodzieje, nie przystoi partii, która ma wyraz „obywatelska” w nazwie. Po trzecie, skoro przepisy ustalające limit na poziomie 40 tys. przez wiele lat nie powodowały wzrostu szarej strefy (zakładam, że tak było, bo Rostowski utrzymywał ten limit w kolejnych rozporządzeniach), to dlaczego teraz ustawa przywracająca de facto tę kwotę nagle spowoduje, że szara strefa urośnie? Po czwarte wreszcie, od marca limit wynosi 20 tys., więc – zgodnie z tym rozumowaniem – szara strefa powinna zmaleć, a wpływy z VAT-u wzrosnąć. Czemu więc zamiast rosnąć, spadają?
Kolejny argument koalicji: kasy są potrzebne wszędzie, bo paragon chroni interesy konsumenta. Tylko kiedy ta ochrona jest nam potrzebna? Jak kupuję telewizor albo rower i wydaję tysiąc złotych albo więcej, paragon jest podstawą reklamacji – jest mi więc niezbędny. Ale po co mi paragon za obwarzanka? Żeby go zareklamować, jeśli okaże się, że był zbyt słony?
Inny zarzut do naszego projektu: obowiązek zakupu kasy fiskalnej nie jest obciążeniem finansowym dla przedsiębiorcy, bo państwo refunduje koszt urządzenia w 90%. Rzeczywiście, urząd skarbowy refunduje w 90% zakup kasy fiskalnej, ale do kwoty 700 zł. Każdy, kto musiał kiedykolwiek ją kupić, wie, że porządna kasa kosztuje minimum tysiąc kilkaset złotych. Pracownicy ministerstwa finansów tego nie wiedzą, bo większość z nich nigdy nie była przedsiębiorcami.
Cała opozycja zgodnie poparła naszą ustawę. Pani Poseł Szydłowska nie wycofała wniosku PO o odrzucenie projektu w I czytaniu – mimo że obiecałem z mównicy, że sam usunę jedyną wadę tej ustawy, jaką była w stanie na poparcie swojego wniosku wymienić. Jutrzejsze głosowanie pokaże, jak to jest z tą koalicyjną większością…