Karolina Sulej straszy, że "Bitwa pod Wiedniem" może nam przylepić łatkę antyislamistów - uzupełniając oczywiście postrzeganie Polaków jako antysemitów. Jest tylko jeden problem - czy ta łatka naprawdę jest zła? Czy wspomniany "strach przed słabością multikulturalizmu", nie jest przypadkiem dowodem jego porażki?
Temat islamu fascynuje mnie od dawna ze względu na wszechobecne wśród zwolenników multikulturalizmu założenie, że kultura islamu jest jednorodna, a będący jej częścią muzułmanie choć podzieleni na setkę odłamów i pochodzący z różnych krajów na różnym poziomie rozwoju, akceptują te same zasady co mili, tolerancyjni i współczujący lewicujący liberałowie.
Mówię o zasadach współżycia między ludźmi, które definiują aktualnie europejską kulturę: o demokracji, o równouprawnieniu płci, o wolności wyznania i rozdziale kościoła od państwa. O zasadach, których łamanie dla europejczyka oznacza ostracyzm lub więzienie, a które muzułmanie nagminnie ignorują tam gdzie powstały ich kulturowe getta, gdzie kobieta może zostać zaatakowana za "niewłaściwy" strój, gdzie "honorowe" morderstwa kobiet są na porządku dziennym, gdzie wielu muzułmanów ogrywa system opieki socjalnej jednocześnie opluwając swoje nowe ojczyzny.
I właśnie dlatego, etykietka "antyislamistów" nie musi być stygmatem. We wszystkich krajach gdzie przeprowadzono multikulturowy eksperyment nastroje antyislamskie rosną - nie ze względu na terroryzm, lecz prozę życia. Po prostu współżycie ze społecznością, której przedstawiciele ignorują podstawowe zasady współżycia w europejskim społeczeństwie i kryją się za tarczą "multikulturalizmu", "rasizmu" etc. jest ciężkie i zamiast wzbogacać kulturę powoduje rosnącą frustrację.
Jestem tolerancyjnym człowiekiem i jako współczesny liberał nie powiem złego słowa o mniejszościach seksualnych czy narodowych, nie użyję przemocy dlatego że się z kimś nie zgadzam etc. Uważam to za normalne, że każdy dokonuje swoich wyborów i dopóki nie krzywdzi innych nikomu nic do tego.
I właśnie dlatego dopóki w Europie - tak jak na bliskim wschodzie - giną muzułmanki, dopóki powstają getta w których kobieta nie może odkryć twarzy, dopóki nawoływania radykałów do niszczenia zepsutego zachodu nie spotykają się z błyskawiczną i drastyczną odpowiedzią policji - tak jak dzieje się w wypadku neofaszystów, zostaje mi przywdziać maskę ciemnogrodzianina i antyislamisty.
I próbować zrozumieć. Jak inni lewicujący liberałowie godzą wiarę w równouprawnienie i osobistą wolność z efektami multikulturowego eksperymentu, gdy co roku notuje się w UK kilka tysięcy przypadków gróźb, okaleczeń, wymuszonych małżeństw, "honorowych" zabójstw i ta liczba z roku na rok rośnie zamiast spadać.
Chyba, że te elementy również mają wzbogacić naszą kulturę?