– W Szwecji w golfa grają wszyscy. Tam na polu golfowym może spotkać się hydraulik z prezesem dużej korporacji. Polska powoli idzie w tym kierunku – mówi w rozmowie z naTemat Hubert Urbański, aktor, dziennikarz, prezenter radiowy i telewizyjny oraz jeden z ambasadorów turnieju Deutsche Bank Polish Masters.
Na podwarszawskich polach golfowych w Sobieniach Królewskich trwa europejskie święto tego sportu. O tym jak ważne to wydarzenie w świecie golfa, pisaliśmy w naTemat kilka dni temu .– Takie eventy, jak Deutsche Bank Polish Masters to znakomita promocja golfa w Polsce – przekonuje Hubert Urbański. W rozmowie z nami opowiada o tym, że można grać w golfa na wysypisku śmieci oraz tłumaczy, że chłopaka z mniejszych miejscowości bywają bardziej utalentowani od tych przyjeżdżających na pole golfowe z miasta.
naTemat: Zdradził Pan niedawno, że przygoda z golfem trwa już od dekady. Jak się ona zaczęła?
Hubert Urbański: Kiedyś w czasie wakacji wyjechałem na parę dni do Paczółtowic koło Krakowa i właściwie nie robiłem nic innego, jak wymachiwanie kijem od golfa od rana do wieczora. Uderzałem, uderzałem i wyrobiłem zieloną kartę.To było jakieś 8-10 lat temu. Trafiłem tam przy okazji jakiegoś eventu golfowego. A że miałem czas, bo miałem wakacje, to jak wszyscy wyjechali, zostałem sam na miejscu i grałem . Bardzo mi się podobało, więc zacząłem trenować.
Ile czasu poświęca Pan na grę w golfa?
Zdecydowanie za mało. Zwłaszcza przez te ostanie kilka lat gram za rzadko i bardzo tego żałuje, ale kiedyś to nadrobię.
Na ile golf traktuje pan jako rozrywkę dla dystyngowanych panów, a na ile jako profesjonalny sport?
To jest sport, który uprawiają także dystyngowani panowie. Sport zawsze uprawia się na kilku poziomach. Począwszy od takiego turniejowego, najwyższego poziomu, a skończywszy na takiej zupełnej rekreacji. A zawsze można pójść jeszcze inną drogą i grać w golfa np. na wysypisku śmieci albo na złomowisku, żeby trochę odciąć się od takiej czystej formy golfa.
Golf dotychczas kojarzony był raczej ze snobizmem i panami z brzuszkiem. Teraz to się powoli zmieni.
Tak, szczególnie jak się patrzy na to, kto gra w golfa np. w Szwecji, gdzie jest on sportem masowym, to hydraulik może spotkać się na tym samym greenie z prezesem dużej korporacji. Ta konotacja brytyjska z XIX w. albo, że na polu golfowym płynie jedynie błękitna krew, to już przeszłość.
Golf ma szanse stać się sportem masowym? Wyobraża Pan sobie np. że uczniowie w szkole w ramach WF wyciągają kije do golfa i trenują?
Tak, wyobrażam sobie, bo na przykład W Paczółtowicach jest szkółka golfowa, do której chodzą też chłopcy z okolicznych małych miejscowości. Oni tam pracowali i pomagali przy powstawaniu tego pola golfowego i mieli na tyle szczęścia, że ten ośrodek powstał przy ich miejscu zamieszkania. I bez żadnej dodatkowej zachęty zaczęli chodzić na golfa. Mało tego, bardzo często ci lokalni chłopacy są lepsi w tej grze niż aspirujący gracze, którzy przyjeżdżają z miasta eleganckimi autami.
Co najbardziej ceni Pan sobie w golfie?
Czas dla siebie. To, że jest to niespieszne. Że w swoim tempie mogę się zająć golfem na kilka godzin. Między uderzeniami jest taki czas, że idąc od dołka do dołka, można coś przegadać, albo pobyć ze swoimi myślami sam na sam.
Jakie ma pan cele golfowe?
Nie mam żadnych formalnych. Mam taki cel, żeby grać więcej, żeby więcej czasu spędzać na polu golfowym. I cieszyć się z tego. Jakoś na razie nie udaje mi się go zrealizować, ze względu na taki ogólny brak wolnego czasu, ale wierzę, że to się zmieni.