fot. archiwum Andrzeja Persona

Senator, komentator, wielki popularyzator sportu, w szczególności golfa. Andrzej Person od wielu lat próbuje przekonać Polaków do tej dyscypliny sportu i marzy o polskim reprezentancie na igrzyskach, na których już za rok golf zagości po przeszło 100 latach przelewy. W najbliższą niedzielę, wraz z synem Jackiem, będzie komentował finałową rundę turnieju Deutsche Bank Polish Masters

REKLAMA
W polskim golfie jest Pan praktycznie od zawsze . Jakie były Pana początki z tym sportem?
Andrzej Person: Początki to Andrzej Strzelecki. Dwadzieścia lat temu przypadkowo spotkaliśmy się na ulicy i Andrzej z entuzjazmem opowiedział o nowo powstającym polu w Rajszewie. Ponieważ dla swoich dwóch synów – Piotrka i Jacka – szukałem w tym czasie jakiegoś sportu poza tenisem i pływaniem, którymi to nie bardzo byli zachwyceni, no to wpisaliśmy się ( także córka Kasia) w golf. Po 20 latach znów pojawił się Strzelecki, tym razem duchowo a nie fizycznie. W Londynie przy organizacji igrzyskach było zatrudnionych wielu Polaków. Jeden z nich zapytał mnie: „Czy mogę sobie z Panem zrobić zdjęcie? Pan Andrzej Strzelecki, prawda?”. Po chwili jednak zorientował się co do pomyłki: „O sorry, bo panów obu kojarzę przede wszystkim z golfem...”.
Dlaczego właśnie golf?
A.P.: Od dziecka byłem zakochany w sporcie brytyjskim. Może dlatego, że jeździłem najpierw do wujka na Wyspy, potem do pracy podczas wakacji. W Londynie oglądałem mecze krykietowe, a w Henley regaty. Oczywiście też golfa. Nieskromnie powiem, że jestem pierwszym facetem w Polsce, który komentował w polskiej telewizji snooker, curling, triatlon i oczywiście golf. Natomiast pierwsze duże zawody widziałem w.... Hongkongu. W 1991 roku w jeszcze brytyjskiej kolonii podczas zawodów w tenisa stołowego znajomy Anglik zaprosił mnie na Hongkong Open. Wygrał wtedy bodaj Colin Montgomery, a podczas dekoracji grali kobziarze. Przez dłuższy czas byłem pewny, że faceci w spódnicach obowiązkowo uczestniczą w imprezach golfowych...
Od wielu lat stara się Pan popularyzować ten sport w Polsce. Jak to – według Pana – dobrze robić?
A.P.: Promocja każdego nowego sportu w naszym kraju jest trudna, bo nie mamy kultury fizycznej. Dużo łatwiej do sportu namówić Czecha, nie mówiąc już o Skandynawach, Holendrach czy Brytyjczykach. Polski model sportu to szwagier, telewizor, pół litra i „Leć Adaś, leć...!”. Kluczowe znaczenie dla promocji golfa mają pola publiczne i gra na 9 dołkach za kilka złotych. Ciągle jeszcze samorządy nie są przekonane do tego, żeby dać tym kilku zapaleńcom łączkę przy stawie za darmo. Oczywiście ważny jest także ten Fibak golfowy, który będzie miał wielki wpływ na zdrowy snobizm. Inna rzecz, że przejść się z rakietą po Nowym Świecie, czy z nartami po Krupówkach jest dużo prościej niż z torbą golfową, żeby jeszcze wszyscy to zauważyli. Upór i konsekwencja na polach i w mediach – to recepta, która moim zdaniem już przynosi pierwsze pozytywne wyniki. Bardzo liczę na media. Bez celebrytów i gwiazd sportu trudno o naśladownictwo, bo jak każdy narodów jesteśmy próżni i chętnie otrzemy się na polu golfowym obok Dudka czy Karolaka...
Golf już w przyszłym roku po przeszło 100 latach przerwy zagości na igrzyskach olimpijskich. Jakie będzie miało to znaczenie dla tego sportu?
A.P.: Na razie niewiele wskazuje na to, że Polacy będą grać w Rio w golfa. Byłoby wspaniale, gdybyśmy tam zobaczyli naszych reprezentantów. Ale to jeszcze nie jest gwarancja sukcesu popularyzacji naszego sportu. Proszę popatrzeć na triatlon, debiutował w Sydney i na trasie było ponad milion ludzi. Jeszcze więcej oglądało ten widowiskowy sport w Londynie w Hyde Parku. Polacy tam startowali, ale niestety ta gigantyczna popularność nie przeniosła się na nasz kraj. Idealny byłby polski start w Rio połączony z sukcesem. Marzenia...
Dlaczego właśnie golf? Jakby polecił Pan tę dyscyplinę nieprzekonanym?
A.P.: Golf to więcej niż sport. To dramat, miłość, przyjaźń, rozczarowanie, ale i satysfakcja. Spędzamy kilka godzin z dala od miejskiego zgiełku, spalin, komórek, szefa. Sam na sam z przyrodą i ciszą. To wreszcie wspaniała przygoda intelektualna i wyzwanie, które stawiamy sami sobie. Codziennie. Niezależnie od pogody, klimatu pory dnia, w towarzystwie, które sami sobie wybieramy.
Joanna Drużba/"Golf&Roll"