Smuda – bo w wypadku kontuzji/czerwonej kartki/czegokolwiek innego, pozbawia się wartościowego zmiennika. To nie musi być uraz sportowy, pamiętacie co wykluczyło Santiago Canizaresa, w 2002 roku pierwszego bramkarza reprezentacji Hiszpanii, z udziału w mundialu? Upuścił sobie butelkę perfum na stopę. Wypadki chodzą po ludziach. W bramce w Korei stanął Casillas, ale wiecie, kto był stał, gdyby Jose Antonio Camacho wywalił Ikera z kadry za picie wina? Pedro Contreras. Albo niejaki Ricardo.
Smuda jest w podobnej sytuacji. Fabiański – on nie gra od roku w piłkę. Sandomierski – z całym szacunkiem: who the f…. is Sandomierski? Selekcjoner liczy na swojego legendarnego farta, tymczasem niezawodne „to takie” Weszło policzyło, że w poprzednim Euro aż 4 ekipy korzystały z dwóch golkiperów. To 25%. Franciszek Smuda ma 25% szans, że w czasie meczu na Euro będzie chodził przy linii bocznej i krzyczał jak niegdyś Janusz Wójcik: „Gramy k…. bez bramkarza!”.
Boruc – bo traci właśnie szansę, by wziąć udział w imprezie którą wspominałby do końca życia. Mundial jest co cztery lata, Euro też. Ale drugiej imprezy takiej rangi w Polsce za naszego życia pewnie już nie będzie. Nie wierzę, że nie żałuje.
Szczęsny – bo od Fabiańskiego niczego się nie nauczy. Tym bardziej od Sandomierskiego. O Borucu ktoś fajnie powiedział, że to bramkarz „który swoje największe błędy ma już za sobą”. Znam niezłego trenera, który powiedziałby, że posiadanie takiego mentora „jest szalenie ważne”.
Powie ktoś: „To niemożliwe! Boruc nie zniesie pozycji drugiego bramkarza!”. Ale ja pamiętam Mundial 2006, mecz Niemcy – Argentyna. I taki oto obrazek:
Nie muszę chyba przypominać co się stało potem, ale to zrobię – Lehmann obronił dwie „jedenastki”. A potem odstąpił Kahnowi miejsce w bramce w meczu o trzecie miejsce.
Jeśli ktoś taki jak Oliver Kahn, facet przy którym nawet Artur Boruc jest normalnym i zdrowym na umyśle gościem, mógł pogodzić się z rolą drugiego bramkarza, to tym bardziej zrobiłby to golkiper Fiorentiny.
Zwłaszcza jeśli Smuda zadzwoniłby i powiedział np. „Słuchaj Artur, chce Cię jako drugiego bramkarza. Nie jesteś słabszy od Wojtka, w kadrze będziesz równie ważny jak Wojtek. Niewykluczone, że będziesz musiał go zastąpić. No, to ten... jesteśmy przyjacioły?”
Michale sądzisz, że to możliwe?
Pozdrowienia,
Tomasz Cirmirakis
Tomaszu, pobudka!
Co do meritum, podpisuję się pod Twoją opinią – parafrazując klasyka – obiema ręcoma. Tylko co z tego? Decyzje i tak będzie podejmował Smuda, a nie my dwaj (szkoda, co? ;)).
A Smuda – niestety, jest po prostu obrażalski i małostkowy. Pomija Boruca nie ze względu na fakt, że to słaby bramkarz. Od jego największych dokonań (MŚ 2006, Euro 2008, Legia, Celtic) minęło już trochę czasu, ale i teraz to golkiper europejskiej czołówki. Od dwóch lat regularnie broni w Serie A, a broni, bo wygryzł takiego fachowca, jak Sebastien Frey. Do tego, w sezonie 2011/2012 czyste konto zachował w lidze aż jedenaście razy – i nie można powiedzieć, że obrońcy starają się, by nie miał dużo do roboty.
Franz go nie chce, bo gość z silnym charakterem mu nie pasuje i tyle (to samo tyczy się choćby Michała Żewłakowa). Jemu wystarczy, że ma jednego „charakterniaka”, i to na tej samej pozycji.
Ale zaraz, zaraz. Wojciech Szczęsny jest z pewnością niesamowicie mocny psychicznie, ale czy taki charakterny? Jeszcze niedawno mówił w programie Kuby Wojewódzkiego, że nie będzie wypowiadał się na temat Boruca, bo nie krytykuje lepszych od siebie. Smuda go za to opieprzył i „Chesney” po meczu z Portugalią wypalił: „Bardzo szanuję Artura Boruca, ale obecnie nie jest on potrzebny naszej kadrze”.
Co się w takim razie zmieniło przez te kilka miesięcy? Czy na pewno Wojtkowi nie przydałaby się realna konkurencja? Przydałaby się – z powodów o których wspominałeś powyżej. Więc może po prostu przyzwyczaił się, że w klubie i kadrze jest „jedynką” z urzędu, a poza tym wygodniej jest zgadzać się ze Smudą? Żeby nie było wątpliwości – nie kwestionuję umiejętności Szczęsnego ani jego pozycji w drużynie narodowej (głowę mam zdrową – chyba). Zwyczajnie szkoda, że bez wyraźnego powodu zamiast dwóch świetnych bramkarzy, mamy w reprezentacji jednego.
Na marginesie, lubię takich piłkarzy, jak Szczęsny (i Boruc), którzy głośno mówią to, co myślą i są bardzo pewni siebie, zarówno na boisku, jak i poza nim. Właśnie tacy są najczęściej ulubieńcami kibiców, ale... właśnie, do czasu. Dopóki „idzie”, nikt nie śmie takiego zawodnika skrytykować. Ale każdy jego błąd jest dwa razy bardziej widoczny, każda pomyłka – dwa razy mocniej krytykowana. Jak w „Dniu Świra”.
„To takie typowo polskie” – powiedziałby Mateusz Klich. Nie „polskie”. Po prostu ludzkie. Dużej części ludzi nic nie cieszy tak, jak upadek innych. Boruc już się o tym przekonał, a i Szczęsny tego zapewne doświadczy, bo jak naucza sam Prezes:
PS. Co do Franza, to znów przychodzą mi do głowy słowa klasyka. Innego, niż na początku tekstu, ale z tego samego filmu. Czy Smuda nie powinien usłyszeć od kogoś tego, co Wąski od Ryby (od 4:00)?