Greenpeace
Reklama.
Cofnijmy się w czasie do 20 kwietnia 2010 roku. Tego feralnego wieczoru, supernowoczesną platformą wiertniczą należącą do BP, wstrząsa wybuch, którego następstwem jest ogromny pożar. Ginie 11 pracowników platformy, 17 zostaje rannych. Dwa dni później sama platforma tonie. Najnowsza technologia zawodzi, wycieku nie udaje się zatrzymać przez długie miesiące. Tak wyglądał początek największej katastrofy ekologicznej w historii Stanów Zjednoczonych, której skutkiem był wyciek prawie 700 mln litrów ropy do Zatoki Meksykańskiej. Dopiero po miesiącach pracy sztabu inżynierów i wielu nieudanych próbach, udaje się w miejscu wycieku zainstalować kopułę, która pozwoliła na jego zahamowanie. Rozlana ropa do tej pory zanieczyszcza wody zatoki, a ichtiolodzy z Institute of Marine Science w Virginii twierdzą, że negatywny wpływ katastrofy na ryby i organizmy morskie z czasem przybiera na sile.
Kiedy więc koncerny Shell i Gazprom ogłosiły światu, że oto są gotowe wyruszyć na arktyczne wody, by tam eksperymentować z technologią pozwalającą wydobywać ropę w ekstremalnych warunkach, Greenpeace postanowił działać. Tym bardziej, że eksperci z Urzędu Zarządzania Zasobami Mineralnymi USA oceniają, iż szansa dużego wycieku ropy w trakcie eksploatacji jednej tylko dzierżawy na Oceanie Arktycznym w okolicach Alaski wynosi jeden do pięciu. Widomo takiego scenariusza zmobilizowało nas do rozpoczęcia kampanii Uratuj Arktykę, której celem jest doprowadzenie do utworzenia wokół bieguna północnego Arktycznego Sanktuarium Przyrody. Obowiązywałby w nim zakaz prowadzenia odwiertów oraz prowadzenia połowów przemysłowych. Takie Sanktuarium, czyli obszar podlegający prawnej ochronie przed eksploatacją, udało się stworzyć wokół Antarktydy. Pod apelem na rzecz utworzenia takiego Sanktuarium wokół Arktyki podpisało się już ponad 2,5 mln ludzi (jak mniemam ekoterrorystów). Apel można podpisać tutaj. Podpisy tych, którzy dołączą do 11 lutego zostaną umieszczone w specjalnej kapsule na arktycznym dnie. Ma to być przeciwwaga dla rosyjskiej akcji z 2007 roku, kiedy to ekspedycja z tego kraju umieściła w okolicy bieguna flagę Federacji Rosyjskiej. Poparcie milionów osób może pomóc w przekonaniu ONZ do przyjęcia specjalnej rezolucji na rzecz ochrony Arktyki, która będzie pierwszym krokiem w kierunku stworzenia Sanktuarium. Oczywiście kampanie, jakie prowadzimy w Greenpeace to coś więcej niż zbieranie podpisów. W ubiegłym roku protesty na stacjach, siedzibach i platformach wiertniczych Shell’a i Gazpromu doprowadziły do tego, że problem ujrzał światło dzienne a koncerny musiały zmierzyć się z kluczowym pytaniem: jak wyglądają Wasze plany zarządzania kryzysowego na wypadek wycieku ropy? Okazało się, że plany takie nie istnieją, a lista sprzętu przygotowanego przez Gazprom na wypadek konieczności czyszczenia wybrzeża to 15 wiader i 15 łopat (sic!).
Latem ubiegłego roku, ogromna, pływająca platforma wiertnicza Prizłomnaja, należąca do rosyjskiego giganta paliwowego stała się dla mnie symbolicznym polem bitwy. Z wypiekami na twarzy śledziłam kolejne brawurowe akcje moich koleżanek i kolegów, którzy z zaskoczenia podpływali do platformy, wspinali się na nią i zabezpieczeni linami asekuracyjnymi, spędzali na niej kolejne dnie i noce. Wszystko po to, by świat dowiedział się na jakie ryzyko firmy narażają wrażliwy ekosystem arktyczny. Koniec końców Gazprom ogłosił, że „problemy natury technicznej” spowodowały podjęcie decyzji o przesunięciu terminu rozpoczęcia wydobycia ropy w tamtym regionie. Zyskaliśmy na czasie, ale oznacza to wzmożoną pracę w tym roku.
Ale o co to całe zamieszanie? Szacunki mówią, że w Arktyce znajduje się około 13% światowych zasobów ropy – czyli mniej więcej 90 mld baryłek. Biorąc pod uwagę obecne światowe zapotrzebowanie na ten surowiec, taką ilość zużyjemy w bagatela 3 lata. Na jednej szali został więc postawiony zysk korporacji, które nie przejmują się skutkami ewentualnej katastrofy, na drugiej zaś zagrożenie dla najbardziej wrażliwego ekosystemu świata. Potentaci paliwowi zdają się hołdować zasadzie „jakoś to będzie” a jeśli dojdzie do wycieku, szefowie wyślą speców od PR, którzy okrągłymi zdaniami powiedzą, że skala problemu przerosła ich możliwości. Nasz apetyt na paliwa kopalne jest przecież ogromny a rządy póki co utrzymują uzależnienie ludzkości od ropy na stale rosnącym poziomie, zamiast wprowadzać takie regulacje, które zwiększą efektywność energetyczną i zmniejszą udział paliw kopalnych w ogólnym bilansie energetycznym państw.
Kasia Guzek