Polacy od dziesięcioleci nie mieli silnej reprezentacji na arenie międzynarodowej. Nieefektywna czy wręcz fatalna polityka zagraniczna szkodzi nie tylko wizerunkowi państwa ale i gospodarce.
REKLAMA
W polityce nie ma przyjaciół, są tylko tymczasowi sojusznicy – tę anglosaską zasadę powinno znać każde państwo, które marzy aby cokolwiek znaczyć na arenie międzynarodowej. Znać ją również musi Radosław Sikorski, który w Wielkiej Brytanii studiował i uzyskał stopień licencjata.
Od stuleci wszystkie państwa na starym kontynencie konstruowały silną i skuteczną szkołę dyplomacji. Wielkość i stan gospodarczy danego kraju zawsze były istotnymi elementami – co nie znaczy, że nie dało się tych problemów obejść. Jeśli porównamy efektywność Polski i jej sąsiadów, to wypadamy wyjątkowo marnie.
Winston Churchill zwykł mawiać, że dyplomata to człowiek, który powie ci abyś szedł do diabła w taki sposób, że sam będziesz się dopytywał o kierunek. Polacy tego nie potrafią. Nasza reprezentacja to na zmianę krzykliwi idioci i leniwi oportuniści. A to przecież polityka zagraniczna jest jednym z ważniejszych elementów (jeśli nie najważniejszym) dla rozwoju ekonomicznego państwa.
W interesie państwa powinno być to aby pozyskiwać korzystne umowy i inwestorów, którzy zechcą właśnie w tym a nie innym miejscu ulokować swoje pieniądze. Rynek pracy się kurczy i kurczyć się będzie. Firmy dążą do maksymalizacji zysków a tym samym tną koszty w zatrudnieniu. Rozwój techniki pozwala w znacznej mierze zastępować pracę ludzką.
Politycy nie mogą liczyć, że obywatele wykonają całą pracę za państwo. Jeśli rozleniwione społeczeństwo, które wciąż mentalnie żyje w głębokiej komunie liczy, że rząd będzie je utrzymywał lub trzymał za rączkę, karmiąc zasiłkami i dotacjami unijnymi na cele socjalne, to trzeba podjąć wymagane działania.
Takimi działaniami jest pozyskiwanie jak największej liczby zagranicznych inwestorów, którzy stworzą nowe miejsca pracy. Zmniejszy to ilość bezrobotnych a tym samym odciąży budżet, który wydaje kolosalne środki na pomoc socjalną. Gdy porównamy liczbę nowych inwestorów w Polsce i innych państwach centralnej i środkowej Europy, pozostaje załamać ręce.
Dyplomatami nie są jedynie przedstawiciele i pracownicy MSZ. To także europosłowie, którzy reprezentują interesy państwa wewnątrz Unii Europejskiej. Polacy wybory do europarlamentu regularnie ignorują. Co najwyżej idą głosować na przedstawicieli partii, która jest w opozycji do tej, której najbardziej nie lubią.
Partie z kolei traktują te wybory jako pokaz sił, wystawiając byle jakich kandydatów. Kryterium nie jest tu bynajmniej kompetentność a jedynie rozpoznawalność i jak najmniej negatywny wizerunek. Europarlament wciąż postrzegany jest jako swoisty paśnik dla zasłużonych działaczy lub tych, których trzeba się w umiejętny sposób pozbyć.
Znany pisarz i scenarzysta Tom Clancy w wywiadzie dla jednego z polskich tygodników powiedział kiedyś, że dyplomacja to sztuka pieszczotliwego mówienia „good boy”, dopóki nie znajdzie się odpowiednio grubego kija. Polacy powinni to sobie uświadomić. Z skuteczną reprezentacją na arenie międzynarodowej Polska jest w stanie „ugrać” dla siebie więcej niż na co pozwalałaby jej realna siła ekonomiczna.
Wciąż gorąca sprawa Snowdena pokazała jak niewiele wiemy o dyplomacji. Błyskawiczna decyzja o nieprzyznaniu mu azylu była karygodnym błędem. Zamiast rozpocząć negocjacje, „co dostaniemy w zamian”, Polacy automatycznie wsparli dobrego wujka Sama. Nie ma co ukrywać, że demokraci to nie republikanie i zasymilowana, niestwarzająca problemów polonia oraz kraj gdzieś w centralnej Europie mało ich interesuje. Dlatego wszystkie takie okazje trzeba umiejętnie wykorzystywać.
Jeśli premier zgodnie z zapowiedzią ma dokonać na jesieni zmian w rządzie, to niech da sobie spokój z doktor Muchą, która i tak stoi na czele ministerstwa, które wzorem amerykańskim w ogóle nie powinno istnieć (lub brytyjskim – scedować jego kompetencje na inne resorty) a zajmie się właśnie Ministerstwem Spraw Zagranicznych.
Sam minister natomiast powinien zamiast wrzucaniem „sweet fotek” i twitterowych potyczek z niepokornymi i innymi idiotami, którzy znają się na ekonomii i dyplomacji jak przysłowiowa „świnia na gwiazdach”, zająć się gruntownymi zmianami w swoim resorcie.
