Naprawdę nasze polskie dzieci nie są głupsze!
Kolejna szybka zmiana PiS niepokoi. W samej Warszawie 20 tysięcy zdolnych warszawskich 6 -latków będzie powtarzać zerówkę i przerabiać ten sam program. Jeśli za namową polityków PiS-u wszystkie zostaną w przedszkolach, dla kilkunastu tysięcy 3-latków zabraknie w nich miejsca. Bo żaden, nawet bardzo sprawny samorząd nie zdąży w ciągu 3 miesięcy wybudować kilkudziesięciu nowych przedszkoli.
6-latki do szkoły pójdą rok później, wszak trzeba przed nią, zgodnie z wytycznymi państwa Elbanowskich, ratować! Najwięcej stracą dzieci z rodzin o niskim statusie społecznym i ekonomicznym. A jest ich w Polsce niemało. Nawet w zdawałoby się bogatszej niż peryferia i dobrze wykształconej Warszawie, odkrywamy z przerażeniem dzieci, które dopiero w przedszkolu i szkole podczas wyprawy do kina, teatru czy na zawody sportowe dowiedziały się, że jest świat na przeciwległym brzegu Wisły, że klatka schodowa na blokowisku to nie jedyna i niekoniecznie najciekawsza przestrzeń do życia. Upowszechnienie wychowania przedszkolnego i obniżenie wieku rozpoczynania nauki przede wszystkim właśnie dla nich jest szansą rozwojową, kluczem do późniejszych sukcesów. Tworzenie sprzyjających temu rozwojowi warunków to obowiązek państwa i działających w jego imieniu samorządów. Zdeprecjonowanie największego programowo-organizacyjnego sukcesu polskiej edukacji minionych lat, dzięki któremu dołączyliśmy do grona krajów cywilizowanych, które znacznie wcześniej niż my zrozumiały, że właśnie w najmłodszych latach życia dziecka kształtuje się jego potencjał społeczno-intelektualny, jest po prostu szkodliwe.
134 państwa (spośród 202) wysyłają sześciolatki do szkół. Ich rówieśnicy, lub nawet młodsze dzieci, idą do pierwszej klasy w 22 krajach Unii Europejskiej. Tak dzieje się np. w Austrii, Belgii, Niemczech, Czechach, Danii, Francji, Hiszpanii, Irlandii, Luksemburgu, Portugalii, Rumunii, na Słowacji, Słowenii, na Węgrzech oraz we Włoszech. Na Cyprze, w Grecji, Holandii i Wielkiej Brytanii do szkół trafiają już pięciolatki. Ostatnio zdecydowały o tym Norwegia, Dania i Słowenia. Polska nie jest więc odosobniona.
I jeszcze parę słów o skutkach dobrej zmiany, z lokalnej perspektywy. W ostatnich latach, ogromnym kosztem i wysiłkiem wielu ludzi, stworzyliśmy dobre warunki kształcenia i opieki dla najmłodszych dzieci. Przygotowaliśmy do pracy z nimi tysiące nauczycieli, zbudowaliśmy i zmodernizowaliśmy setki sal do nauki i zabawy. Oczywiście zrobimy wszystko, by tego dorobku nie zmarnować. Większość warszawskich sześciolatków trafi do przystosowanych do ich wieku szkół. Ich rodzice zdecydują, czy będą w klasie pierwszej, czy w oddziale przedszkolnym. Mam nadzieję, że wybiorą to pierwsze rozwiązanie. W obecnym roku szkolnym w pierwszej klasie jest prawie 90% sześciolatków. I znakomicie sobie radzą. Podobnie zresztą jak ich starsze koleżanki i koledzy, których rodzice już parę lat temu – bo konsekwentnie ich do tego od 2009 roku namawialiśmy – tak zdecydowali. I nie żałują. Nauczyciele również są przekonani, że ich wiek nie stanowi żadnej bariery w przyswajaniu wiedzy i w niczym nie ustępują tym, których zapisano do szkoły w wieku siedmiu lat. Naprawdę dają radę! To oczywiste; w niczym przecież nie ustępują swoim europejskim rówieśnikom, są równie mądre i dokładnie tak samo rozwinięte emocjonalnie.
I na koniec apel do rządu. Proszę poinformować każdego z rodziców, że za kilka lat ich dzieci, które poszły jako 7 latki do szkoły zderzą się w przyjęciu do wymarzonego gimnazjum (chyba, że te zostaną zlikwidowane), liceum i na studia ze znacznie większą konkurencją. Podjęta teraz decyzja będzie skutkować na lata.
Ps. Szanowna Pani Minister! Opowiadając o dobrej zmianie PiS mamy na myśli wyłącznie dobro naszych dzieci, a nie pobudki polityczne. W Warszawie mamy znakomite w Polsce wyniki w edukacji, a wiceprezydent, od ponad 9 lat odpowiadający za ten obszar, nie jest członkiem Platformy Obywatelskiej, przez wiele lat był nauczycielem, a przez 8 piastował funkcję stołecznego kuratora oświaty.