To był mój najkrótszy lot z Seattle do Warszawy. Krótszy niż zwykle o kilka godzin i najprzyjemniejszy. Pół trasy prześpiewaliśmy. Magiczne klimaty, jakie Teatr Witkacego stworzył podczas uroczystości przekazania samolotu, przeniosły się na pokład. Wszyscy pewnie długo jeszcze będziemy wspominać debiut dreamlinera w polskich barwach. A ja, jako jedna z pierwszych, miałam wielką frajdę przekonać się na własnej skórze, że rzeczywiście – jak stoi w papierach - jest cichy, komfortowy i przestrzenny.
Dzięki temu, że ktoś kiedyś podjął właściwą decyzję, LOT ma dziś szansę na podebranie pasażerów konkurencji i na spore oszczędności. Wreszcie coś pozytywnego.