Dzisiaj już to wiem. Ale przez prawie czterdzieści lat tylko wydawało mi się, że wiem, ile naprawdę jestem warta.

REKLAMA
Bo byłam ze wsi. Bo nie miałam ojca. Bo nikt mnie nie chwalił. Bo byłam za wysoka. Bo ciągle zmieniałam szkołę i ciągle byłam ta nowa... Przez czterdzieści lat stałam się mistrzynią świata w wymyślaniu, kto i co jest winne tego, że nie jestem w pełni szczęśliwa, że nie umiem odnaleźć samej siebie. Że nie wiem, kim tak naprawdę jestem. Że nie umiem sama sobie odpowiedzieć na pytanie, co sprawia, że jestem wartościowym człowiekiem. Moje rozpaczliwe wołanie o opiekę i miłość przybrało kształt dbania o wszystkich tylko nie o sobie. W moim życiu było miejsce i czas dla każdego, ale nie było w nim nikogo, kto miałby miejsce i czas dla mnie.
Przeglądałam się w pochwałach innych ludzi, jak w zaczarowanym lusterku. To nie moje działanie było przyczyną tego, jak się czułam, a oceny innych. To nie wartość tego, co robię budowała mnie samą i moją siłę, ale ocena tego co robię, którą wydawali inni ludzie. Stałam się bezwolną kukiełką sterowaną z zewnątrz przez słowa i zachowania innych ludzi. Straciłam możliwość kierowania swoim własnym życiem. Bo zapatrzona w oceny innych zapomniałam, że moje życie należy do mnie. Że to ja mam nim kierować. Że decyzje, które kształtują mój świat, moje życie mają płynąć z mojego serca, a nie z zadowolenia innych.
Piszę o tym, bo jeśli dzięki mojej historii chociaż jedna osoba szybciej o jeden dzień wyjdzie z tego „piekiełka” to będę po prostu szczęśliwa razem z nią.
To wydarzyło się nagle. Trwało kilka minut. Nie pamiętam już jaka była wtedy pogoda. Może świeciło słońce, a może padał deszcz. Pamiętam tylko, że świat był czarny. Moje życie było zmarnowane. Moja kariera legła w gruzach, a przyjaciele zniknęli, jakby byli tylko dymem na wietrze. Nie miałam już nawet łez, żeby płakać. Pamiętam też, że w te dni bardzo nie chciałam żyć. Ostatni bastion mojej obrony – dzieci – legł w gruzach. Przez długi czas to właśnie dla nich chciałam żyć. Ale kiedy pojawiła się „ta” myśl, znalazłam się na samym dnie. Jedna prosta myśl: „po co moim dzieciom taka matka”. Byłam pewna, że świat jest niesprawiedliwy, bo przecież całe życie pomagałam innym, całe życie dbałam, żeby inni byli zadowoleni. Nakarmieni, ugoszczeni, pochwaleni, obdarzeni należytymi honorami. Całe życie dbałam, żeby wszyscy mnie lubili. Żeby nikt nie czuł się pominięty, niedoceniony albo oceniony źle, nawet kiedy nie miałam o tym kimś najlepszego zdania. I w zamian za wszystkie te lata i starania, kiedy popełniłam błąd okazało się, że to wszystko jest nic niewarte. Że się nie liczy. Że nie ma znaczenia to, co robiłam wcześniej. Wszystkie te uśmiechy, poklepywanie po plecach, pochwały – wszystko to było tylko na pokaz. Wtedy właśnie z pełną jaskrawością zobaczyłam, że jestem nikim. Że nie jestem nic warta. Że cała ja i cała moja dotychczasowa praca nie są warte funta kłaków... To były najczarniejsze dni mojego życia. Dzisiaj dziękuję za to losowi. Bo właśnie takie chwile – gdy wydaje się, że przed nami nie ma już nic – sprawiają że wykluwa się w nas prawdziwa siła. Rodzi się moc, której nie może już nic powstrzymać. Co się wydarzyło tego dnia? Usłyszałam kilka prostych zdań. Wypowiedzianych w odpowiednim momencie. Wypowiedzianych z tak głębokim spokojem i pewnością, że stanęłam w miejscu w jednej chwili – tuż przed przepaścią, w którą zaraz miałam spaść. Chcę teraz oddać wam te słowa:
Świat nie jest ani dobry ani zły. Świat po prostu jest. Każdy z nas ma takie samo prawo do bycia na tym świecie. Każdy z nas ma takie samo prawo do bycia szczęśliwym. Świat jest tylko miejscem, gdzie dajemy się zwieść mirażom albo żyjemy w prawdzie. Ty sam decydujesz o tym, co cię uszczęśliwia tak samo, jak decydujesz o tym, co cię unieszczęśliwia. Podejmujesz decyzje i ponosisz ich konsekwencję. Jeśli podejmiesz decyzję, że to inni decydują o twojej wartości, to któregoś dnia ci „inni” mogą powiedzieć ci, że jesteś nic nie wart – tylko ty będziesz ponosić tego konsekwencję. Możesz też zaufać sobie i uwierzyć, że to ty wiesz najlepiej, jak być dobrym człowiekiem. Zamiast słuchać, jak masz żyć możesz zacząć żyć swoim własnym życiem. Nawet jeśli okaże się, że bliscy będą pukali się w głowę i mówili że zwariowałeś – możesz to zrobić.
Komunały? Tak. Ale zanim zamkniesz tą stronę zapamiętaj, że to jest tutaj napisane. Zapamiętaj to, żeby nie dotrzeć w swoim życiu do takiego dnia, kiedy wszystko jest czarne.
Moje życie nie odmieniło się z minuty na minutę. Ale właśnie wtedy – przez tych kilka słów kierunek mojego żucia zmienił się o diametralnie. Kilka tygodni później podjęłam decyzję o pójściu na kolejną terapię, bo wiedziałam, że sama nie uporam się z demonem alkoholu. Mozolnie, każdego dnia powtarzam sobie, że dzisiaj się nie napiję. Każdego dnia staję twarzą w twarz ze sprawami, które zawaliłam i każdego dnia powoli je naprawiam. Nie kłamię. Nie udaję. Mówię ludziom, co myślę. Zdarza się, że wcale nie jest to miłe. I jest coraz więcej ludzi, którzy mnie nie lubią. I jest coraz więcej ludzi, którzy piszą do mnie, że dziękują mi za odwagę mówienia o tym, czym jest uzależnienie i mówienia o tym, że każdy – absolutnie każdy może z nim walczyć i odnosić w tej walce sukcesy. Wystarczy pamiętać o tym, że najważniejsi są inni ludzie. Ważne jest usłyszeć, że inni też cierpią tak samo jak my. A kiedy zaczynamy ich słuchać okazuje się, że ich problemy są dużo większe niż nasze i od razu rodzi się nadzieja, że jeśli im się udaje to mi też się uda. Trzeba pamiętać o tym, że przyznanie się do własnych wad nie oznacza, że jest się gorszym człowiekiem – oznacza tylko, że jest się człowiekiem bardziej świadomym. A znając swoje słabości możemy ustrzec się pułapek. Stajemy się silniejsi, gdy wiemy na co uważać, czego się wystrzegać, jakich wyzwań nie podejmować, żeby nie ponosić porażek.
To ciężka sprawa przyznać się przed samym sobą, że coś się w życiu spieprzyło. Ale prawda ma moc uzdrawiania. Bo kiedy my sami się do tego przyznamy nie musimy się już bać. Nikt nam nie wykrzyczy bolesnej prawdy w twarz, bo sami ją już powiedzieliśmy. Tak jak przepięknie napisał w swojej piosence Kamil Bednarek – wtedy właśnie dociera do nas, że nadzieja syci, a nie tuczy.
A kiedy weszłam na tę drogę, zrozumiałam, że moja wartość nie płynie z zewnątrz, ale mam ją w sobie. Że stawiając sobie wyzwania, którym umiem sprostać, buduję swoją siłę – małymi kroczkami. Zrozumiałam, że życie nie polega na tym, żeby mieć wszystko teraz, ale żeby nauczyć się czerpać radość z tej odrobiny każdego dnia. I każdego dnia można chcieć odrobinę więcej. W pokorze idąc przez kolejne dni nie zauważamy, jak nagle mija rok i drugi, a my z dnia na dzień bierzemy z życia więcej i więcej i jesteśmy po prostu szczęśliwi. Ale są rzeczy, które musimy zmienić w życiu z dnia na dzień. Są rzeczy, które jak gangrena wyżerają naszą duszę po kawałeczku, a chora dusza sprawia, że jesteśmy słabi, że nie czujemy się szczęśliwi, że nie umiemy dostrzec swoje wartości, że ulegamy nałogom. Trzeba wielkiej odwagi, żeby jeszcze raz zacząć. Trzeba odwagi, żeby rzucić się na życie raz jeszcze z nadzieją, że brak planu, brak perspektyw jest obietnicą lepszego, a nie gwarancją najgorszego. Nie wiem czy są jakieś reguły, ale wiem, że mi się udało. Wiem, że dzisiaj jestem szczęśliwa. Czego i wam życzę i mocno wierzę, że każdy z was może być w pełni szczęśliwy.