„Życie to jest teatr – mówisz, ciągle opowiadasz. Życie to jest tylko kolorowa maskarada. Wszystko to zabawa, wszystko to jest jedna gra. Przy otwartych i zamkniętych drzwiach – to jest gra. Życie to nie teatr – ja ci na to odpowiadam. Życie to nie tylko kolorowa maskarada. Życie jest straszniejsze i piękniejsze jeszcze jest. Wszystko przy nim blednie, blednie nawet sama śmierć. Ty i ja – teatry to są dwa, ty i ja. Ty, ty prawdziwej nie uronisz łzy. Ty najwyżej w górę wznosisz brwi Nawet kiedy źle ci jest, to nie jest źle, bo ty grasz. Ja dusze na ramieniu wiecznie mam Cały jestem zbudowany z ran Lecz kaleką nie ja jestem tylko ty Bo ty grasz. (…)” E. Stachura
Jednym wystarcza stać z boku, kiedy tłum rozpala stos. Inni odwrócą się plecami, żeby przy wieczornej modlitwie czuć się czystym. Ale są też tacy, dla których nie dorzucanie drwa do stosu to za mało. Kiedyś nie umiałam zrozumieć, co to znaczy – dzisiaj już wiem. Ten wpis dedykuję właśnie tym. Tym, dla których lojalność jest cnotą. Tym, którzy potrafią odróżnić rzeczy naprawdę w życiu ważne od tych, które tylko błyszczą budząc łakomstwo i demony.
A ile razy odwróciłaś się od samej siebie? Ile razy postąpiłaś wbrew sobie, chociaż wiedziałaś że to będzie cię bolało, że wcale tego nie chcesz. Znalazłaś oczywiście sto powodów, żeby tak postąpić, ale nic nie zmieni faktu że „złamałaś samą siebie”.
Nikt ci tego nigdy nie powiedział, więc skąd masz wiedzieć, że wszystko co robisz wbrew sobie niesie cierpienie. Życie to prosta i żelazna logika. Albo coś jest dla ciebie dobre albo nie. Jeśli do czegoś się zmuszasz – to nie jest dla ciebie dobre. Jeśli z czymś nie czujesz się komfortowo – to nie jest dla ciebie dobre. Niezależnie od tego, jak wiele osób powie ci, że tego właśnie potrzebujesz – jeśli czujesz inaczej, to ty masz rację, a nie oni.
Kłamią inni wobec nas. Ale przede wszystkim chodzi mi o te kłamstwa, kiedy mówią „ja wiem”, „życie takie jest”, „powinieneś zrobić…”. Niewiele wiem, ale z całą pewnością mogę powiedzieć, że nikt poza tobą nie wie kim masz być, jak masz postępować, co ci wolno, a czego ci nie wolno. Ani kościół, ani państwo, ani Karolina Korwin Piotrowska, ani Ewa Chodakowska – NIKT! Tylko ty decydujesz o tym, co zrobić ze swoim życiem i jak je przeżyć. Bardzo wielu osobom wydaje się, że doskonale wiedzą, jak powinni żyć inni. W tym nie ma nic złego – źle zaczyna się robić, kiedy ci ludzie próbują swoją wiedzę na siłę przekazać innym. Każdy powinien zająć się swoim życiem i w swoim życiu realizować swoją wiedzę o tym, co i jak należy robić. Nikt poza tobą nie wie, co jest dla ciebie naprawdę dobre.
Ja wpadłam w pułapkę wyśnionego życia. Bogatego męża. Koniecznie musiał być dojrzały i wysoki – bo jak miałabym się pokazać z kurduplem? Koniecznie musiał być bogaty – bo chciałam żyć w dostatku. Musiał być mądry, bo chciałam czuć się bezpieczna i chciałam, żeby moje dzieci były bezpieczne. I dostałam to czego chciałam. Tyle że w krzywym zwierciadle. Musiałam stracić wszystko, żeby uświadomić sobie, że tak naprawdę w głębi serca chcę szczęścia. A żeby być szczęśliwą nie można „wymyślać” swojego życia – trzeba je PRZEŻYĆ! Iść za głosem serca! Robić to co się kocha z ludźmi, których się kocha. Trzeba unikać taniego blichtru i szukać tego, co naprawdę wartościowe. Trzeba rozwijać się każdego dnia i każdego dnia być lepszym człowiekiem.
To bolało. Bolało bardzo. Musiałam zbudować cały swój świat od nowa. Musiałam zbudować od nowa siebie. Pogodzić się z tym, co we mnie niedoskonałe. Pielęgnować w sobie to, co dobre. Odrzucić to co złe i wytrwać w tej pustce aż pojawi się to co dobre. Ale warto. Warto ponad wszystko, bo teraz moje życie stoi na solidnych fundamentach, których nie podważy nic i nikt.
I co zadziwiające – dużo trudniej było mi zrozumieć i przyznać przed samą sobą, że byłam ofiarą przemocy. Dlaczego? Nie wiem. Może dla tego, że akceptując swoją chorobę alkoholową miałam nadzieję, że to już „całe zło” jakie w sobie mam. I kiedy pewnego dnia stanęłam twarzą w twarz z faktami, które jasno mówiły, że dałam się wciągnąć w związek nacechowany przemocą psychiczną, seksualną i ekonomiczną, nie chciałam uwierzyć, że mogłam być aż tak słaba, aż tak głupia. Aż tak naiwna. Ale byłam. A że podjęłam decyzję o życiu w prawdzie nie zostało mi nic innego jak przyznać się przed samą sobą: tak, byłam aż tak głupia, aż tak słaba, aż tak nawiana. Czy to bolało? Bardzo. Czy było mi źle? Najgorzej. Czy poczułam radość? Nie. Zaczynam ją odczuwać dopiero teraz, kiedy rozpoczęłam pracę nad tym, dzięki pomocy innych kobiet, które też kiedyś były w podobnej sytuacji. Dopiero teraz czuję, że uda mi się z tym zmierzyć i że w tym starciu nie jestem sama. Są blisko mnie ludzie, którzy rozumieją, wspierają mnie i są przy mnie dodając mi otuchy i wiary.
Chcę powiedzieć o Świątecznym stole.
