Zeszłotygodniowe protesty związkowców, zakończone sobotnia manifestacją mimo setek nieprzychylnych komentarzy stały się szansą na nowe otwarcie. Obarczony wieloma przypadłościami ruch związkowy dużym wysiłkiem zdobył się na wspólną, pokojową manifestację w obronie bardzo elementarnych praw.
Z większości mediów w ostatnich dniach można było usłyszeć wywody lobbystów organizacji pracodawców, dla pomyłkowo podpisywanych jako ekonomiści nad rzekomo wygórowanymi żądaniami protestujących. Polska gospodarka mimo swoich wielu sukcesów miała w tych kasandrycznych wizjach zawalić się m.in pod ciężarem podniesienia płacy minimalnej do skromnego progu 50% średniego wynagrodzenia. Podobnie komentowano praktycznie wszystkie postulaty - z jakiś powodów pomijając żądanie dymisji ministra pracy, który firmuje szereg niekorzystnych zmian, z dziwnym uporem przedstawiając je jako niesamowicie pozytywne.
Związki zawodowe są obciążone wieloma ciężkimi wadami. Są zhierarchizowane, uprawia się w nich kult liderów, rozwijane są scentralizowane struktury, wchodzą w mętne konszachty z pracodawcami (tzw. żółte związki), dają się wykorzystywać politykom licząc na coś w zamian... Jednak są jedyną siłą zdolną stanąć w obronie praw pracowników najemnych w krytycznych sytuacjach. Jeśli przyjrzymy się postulatom ostatnich protestów okazują się być one dość wyważone - bronią jedynie tego co jeszcze niedawno było zupełną oczywistością.
Jak inaczej odczytać kategoryczny postulat wycofania zmian dotyczących wieku emerytalnego? Jeśli spojrzymy na statystyki obrazujące skalę zatrudnienia ludzi po 60 czy nawet 50 roku życia to widać gołym okiem, iż uchwalone rok temu regulacje są tylko przedstawieniem dla agencji ratingowych. Pracujący 60 latek - jeśli nie jest zatrudniony w sektorze publicznym - to rzadkość. W pewnym wieku po prostu się wypada z rynku pracy i nikt nie zastanawia się jak to powstrzymać.
Odejście od propozycji elastycznego czasu pracy to walka o zachowanie istniejącego jedynie na papierze i w dużych zakładach (+sektor publiczny) minimum. W innych sytuacji już od dawna traktuje się kodeksowy czas pracy jako fanaberię. Każda taka zmiana wypycha z rynku pracy przede wszystkim kobiety nie mogące pogodzić elastycznej organizacji pracy z innymi obowiązkami.
Prawo do strajku - jest w tym momencie obwarowane taką ilością zastrzeżeń, że ktoś postronny mógłby pomyśleć iż PRL upadł pod naporem protestów organizowanych przez szkołę chicagowską a nie związek zawodowy. Strajk i jego groźba jest normalnym narzędziem kształtowania relacji między pracodawcą a pracownikami. Nie zmieni tego ani katolicka nauka społeczna, ani obsesyjne szukanie konsensusu w każdej sytuacji społecznej.
Prawo do wolnych związków zawodowych - prawo do zrzeszania jest tak elementarnym prawem każdego pracującego, że państwo ma obowiązek zapewnić warunki do jego realizacji. Choćby poprzez ochronę zatrudniania czy sankcje nakładane na pracodawcę który uroił sobie, że jest właścicielem XVII wiecznego folwarku. Poziom uzwiązkowienia w Polsce jest na poziomie pokazującym przepastny dystans do krajów nawet nie tyle wysokorozwiniętych co trochę lepiej zurbanizowanych. Rynek pracy nigdy nie będzie w stanie normalnie funkcjonować, jeśli pracownicy będą pozostawieni sobie sami.
I na koniec płaca minimalna - praca ma swoją cenę. Nie jest to cena rynkowa szczególnie w niższych rejestrach, bo to zawsze prowadziło do katastrofy. Podobnie jak cena prądu, paliwa etc jest w wysokim stopniu określona odgórnie - poza prymitywną grą rynkową. Jeśli czyjś biznes nie jest w stanie jej udźwignąć to prawdopodobnie nie da sobie rady również z innymi problemami jakie mogą go spotkać.Powinien zniknąć niczym peerelowska fabryka krzywych gwoździ na progu lat 90 - nie to miejsce nie ta epoka. Przyjdą inni i dadzą radę lepiej.
W sobotniej manifestacji poza związkowcami z dużych central brały udział również mniejsze związki. W bliku zorganizowanym przez Inicjatywę Pracowniczą szli również przedstawiciele artystów, przedszkolanki, freelancerzy, studenci, anarcho-feministki, przedstawiciele ruchu LGTB. Poza tęczowymi widać było wiele czarno-czerwonych flag. Nie wiem kiedy, ostatnio artyści protestowali wspólnie z robotnikami, ale chyba coś wówczas się zmieniło.
Są w ruchu związkowym miejsca gdzie nie dosięga autorytet medialnych liderów wielkich central - tam zazwyczaj wykonywana jest najtrudniejsza praca - organizowanie komisji w supermarketach, specjalnych strefach ekonomicznych, obrona praw pracowników tymczasowych. W Inicjatywie Pracowniczej nie ma apodyktycznych przywódców, nie korzysta się z etatów związkowych, pomieszczeń. Jeśli ruch związkowy zacznie ewoluować w tą stronę to lokalni thatcheryści będą gatunkiem mocno zagrożonym.