"Nie ważne gdzie pójdziesz, jak jest fajne towarzystwo - będzie fajnie!" - coś w tym stylu usłyszałam wczoraj od pewnego znajomego-nieznajomego. Pierwsza myśl: święte słowa. Trochę jakby siedział w mojej głowie. Ja do tego stopnia inspiruję się dobrą energią ludzi, że w dziarskiej kompanii prawdopodobnie zachwycona byłabym i otchłanią rozpaczy… Ale z drugiej strony - ostatnimi czasy usiłuję praktykować sztukę delektowanie się czasem w pojedynkę. I tu miejsce już nie jest takie bez znaczenia.
Można pracować 24/7 i nie zwariować? Można. Da się pogodzić funkcjonowanie w tyglu polskiego show biznesu z błogą egzystencją u stóp Gubałówki? Da się. Warto robić kilka rzeczy na raz? Warto. Jak? To zależy od Was. Nie ma rzeczy niemożliwych.
Nie zrozumcie mnie źle - nie namawiam nikogo do przestawienia się na pustelniczy tryb życia. Sama też nie zmieniam filozofii. Ale w zawodzie takim jak mój, kiedy co najmniej kilkanaście godzin dziennie spędza się wśród ludzi (na planie zdjęciowym, na spotkaniu w redakcji, na służbowym lunchu, czy przy omawianiu strategii z klientem) i kolejnych kilka, z samego rana lub w nocy, przy komputerze - chwila wycofania jest potrzebna. Bez tego w pewnym momencie trudno nabrać powietrze… Na szczęście ostatnimi czasy udało mi się znaleźć kilka miejsc, które służą za moje "SPA dla duszy" ;)
Jestem warszawianką z dziada-pradziada i kocham moje miasto, ale potrzebuję też z niego uciekać. Jeśli tylko mogę, jadę jak najdalej od cywilizacji. Dokąd? Kierunków jest kilka. Aktualnie na szczycie listy widnieje Gościniec Jaczno na dzikiej Suwalszczyźnie. Szmaragdowe jeziora, lasy tak żywiczne, że aż upajają, fioletowe łąki łubinów i ta cisza… Na Jacznie czas płynie jakby obok kalendarza - wolniej, rządząc się swoimi własnymi prawami. Jeśli widzieliście "Ukryte pragnienia" Bertolucciego - tu znajdziecie polski odpowiednik artystycznej posiadłości z okolic toskańskiej Sienny. Zresztą Jaczno stanęło za sprawą artystów właśnie i widać to na każdym kroku. Nie ma co się rozpisywać, to trzeba zobaczyć!
Jeśli nie północ - jadę na południe. Zakopane odżegnywane jest od czci i chwały za komercyjność, kicz i chińszczyznę, ale dla mnie to to przedsionek do raju. Stąd wyruszam w góry, do Doliny Pięciu Stawów, na Zawrat albo w wersji przyspieszonej - na Sarnią Skałę. Kiedy coś złego się u mnie dzieje, kiedy głowa pęka od natłoku myśli - to jedyny właściwy kierunek. W górach nie ma miejsca na bujanie w obłokach. Tam trzeba być tu i teraz - wystarczy jeden fałszywy krok i lecisz. A że ja się wspinam irracjonalnie szybko - tym bardziej nie mogę sobie pozwolić na chwilę rozkojarzenia. I dobrze. Czasami trzeba być boleśnie uziemionym.
Kierunek, który ostatnio zaniedbuję to moja Lubelszczyzna. w Dworze Zaścianek, miejscu moich przyjaciół, nie byłam wieki całe. Ale kiedy kilka lat temu musiałam napisać magisterkę - to było miejsce optymalne. Zbyszek i Ela stworzyli gościniec jak z "Pana Tadeusza", z urzekającymi gospodarzami, stołami pełnymi najpyszniejszych lokalnych dań i… cichymi pokojami, ocalonymi przed zgiełkiem telewizyjnej paplaniny. Niby tylko 160 km od stolicy, a jakbym była w innym świecie.
Inna rzecz, że nie zawsze jest tak, że tym, czego potrzebujemy jest ucieczka od cywilizacji. Czasami fajnie jest być samemu w tłumie. Wówczas polecam Kazimierz dolny, Zamość, Sandomierz albo Szczecin. A jeśli dysponujecie troszkę większym budżetem - sycylijską Taorminę.
A co, jeśli z Warszawy nie daje się uciec? To nie koniec świata. Kiedy byliście ostatnio w Ogrodzie Botanicznym? Ja chyba w podstawówce - gorąco polecam. Latem powietrze pachnie tam tak, że chwilami kręci się w głowie! Potem można przycupnąć na prosecco w Herritage na Placu Zbawiciela albo w otoczonych dzikim bluszczem i miłorzębami japońskimi Delikatesach Esencja przy TR Warszawa. Za warszawską starówką nie przepadam, ale lubię odwiedzić budynek Teatru Wielkiego - Opery Narodowej i przy okazji zahaczyć o Geisha Sushi na Krakowskim Przedmieściu - najlepsze sushi wegetariańskie jakie jadłam w naszym kraju (o tym zresztą kiedyś napiszę osobno, bo zwykle jest śmiertelnie nudno a w Geishy wreszcie prawdziwa eksplozja smaków a do tego piękne pakowanie na wynos ;)).