„Pani jest dla nas niebezpieczna”. Usłyszałam dwa razy na odbywanych ostatnio rozmowach kwalifikacyjnych. Jak to, zastanawiałam się. Co niebezpiecznego widzą w drobnej blondynce w nobliwym stroju i naturalnym makijażu? Czerwone paznokcie? Ale jak to, mam udawać, żem totalnie pastelowa i pozbawiona charakteru? I tu następował ciąg dalszy wypowiedzi: „Pani jest dla nas niebezpieczna, bo niestabilna. Zmieniała pani pracę, studia, ma tyle zainteresowań. Nie, to nam nie rokuje...”.

REKLAMA
logo
Test - spacer nad Wisłą. Kusi by skoczyć? Jeszcze nie!!! Z to babie lato cieszy!

Podobno w życiu chodzi nie o to, by złapać króliczka, ale by go gonić. Okazuje się, że nie w strefie zawodowej. A przynajmniej nie w Polsce. Przeciętny Amerykanin zmienia pracę 11 razy podczas całego życia, ale przed 30 ima się wszystkiego, co pomoże mu się utrzymać, zdobyć wiedzę i doświadczenie. A potencjalni pracodawcy patrzą na to przychylnie: znaczy, że delikwent nie spoczywa na laurach, że wciąż się rozwija i ma otwarty umysł.
U nas inaczej. Osoby przeprowadzające tzw. rozmowy kwalifikacyjne podsumowują: „Pracowała Pani w modzie, w kulinariach i we wnętrzach... Skąd ta niespójność?”. Jaka niespójność? Halo, przecież to wszystko dotyczy czegoś tak trywialnego jak lifestyle. Interesuję się, ba, dobrze się znam, na czymś, co można określić mianem jakości życia. Lubię wiedzieć, co jem, co noszę, na czym śpię. Dobrze, że w CV nie wspominam o tym, że sporo wiem też o kosmetykach, naturalnych metodach pielęgnacji ciała i urody, o ekologii i ruchu slow. To dopiero byłoby niebezpieczne!
„No tak, może faktycznie jakoś się to zazębia”- stwierdza potencjalny pracodawca, po czym brnie dalej: „Ale studia też Pani zmieniała”. Prawda, zmieniałam. I nie dlatego, że ktoś mnie z nich wywalał, ale przez to, że należałam do tzw. nieszczęśliwych szczęśliwców: piątki ze wszystkiego od góry do dołu, fantastyczna matura i brak pomysłu co dalej. Chwilę zajęło mi odnalezienie siebie, ale jak już to zrobiłam, to z jakim efektem - stypendium przez cały czas trwania nauki.
„Hmmm... no tak, tak, faktycznie... Ale skąd teraz ten marketing? I piesze wycieczki po górach? I książki? I rower?”. Jak to, skąd marketing - może stąd, że taka była moja specjalizacja na studiach?! I stąd, że nie uznaję ludzi, klientów marek wszelakich za idiotów, którym trzeba wcisnąć kota w worku, traktuję ich natomiast jak graczy w czystej grze? A zainteresowania? No fatalnie, że takie szerokie, prawda? I że potrafię od czasu do czasu wyłączyć umysł, odciąć świat i zwyczajnie pobyć sama ze sobą...
Podsumowując: nie łatwe jest życie idealisty. Bardzo trudne. Ale obiecałam sobie nie poddawać się. Mój króliczek wciąż ucieka, ale w końcu go złapię. Znajdę miejsce i ludzi, którzy dadzą mi szansę, pozwolą się zrealizować i przy okazji pchnąć ich biznes do przodu. A wtedy wypuszczę króliczka i mając bezpieczną bazę w sferze zawodowej, ruszę w pogoń za nim w całkiem innym kierunku: nauczę się biegać i wystartuję w maratonie.