Od pewnego czasu nie pracuję już w restauracji. Jednak moje ścieżki co jakiś czas krzyżują się z rozmaitymi lokalami "gastronomicznymi" - od kawiarni począwszy, przez cukiernie, bistra i winiarnie, po eleganckie restauracje. I dochodzę do smutnego wniosku - w Polsce najbezpieczniej w knajpie wziąć butelkowaną wodę mineralną. I pić ją z butelki, przez słomkę...
A to dlatego, że towarzysząca jej szklanka będzie niedomyta. Bo po pierwsze - właściciel oszczędza na detergentach. A po drugie - uprzedza pracowników, żeby nie przesadzali z płynem do zmywania bo wywołuje koszmarne egzemy… Tak było w jednym z miejsc z którymi nie tak dawno współpracowałam.
Nie wierzcie też zbytnio w zapewnienia o zdrowym, ekologicznym, sezonowym menu. Nie twierdzę, że wszędzie nas oszukują, za delies przy TR Warszawa, MAM SAM, czy Qchnię Artystyczną ręczę, ale na miejsca bardziej "ekonomiczne" - uważałabym! Jest w Warszawie taka kawiarnia, która zaczynała jako eko, fit i na modłę "zdrowo-budżetowo" a obecnie serwuje swoim klientom napoje na sztucznym miodzie z Biedronki, niemal radioaktywnym imbirowym syropie barmańskim w 5 litrowym baniaku i "świeże" ciasta liczące sobie przeszło 7 dni… Ale branding i hasła pozostały te same…
W eleganckich restauracjach strzeżcie się dań suto polewanych sosami - zwłaszcza tych na bazie ryb, typu "delikatna sola w sosie szpinakowym, z nutą kremowej śmietanki". Przez 5 lat mieszkałam w budynku, na parterze którego znajdowało się zaplecze pewnej znanej stołecznej restauracji. Rozmowy kucharzy typu:
- Sebastian, ta ryba dziwnie pachnie…
- To ją porządnie wysmaż i dorzuć czosnku do sosu, nikt się nie połapie
były tam na porządku dziennym!
Dobijający jest też totalny brak różnorodności asortymentu w warszawskich kafeteriach. W co drugiej serwuje nam się bezy, serniki i słone tarty od dokładnie tego samego dostawcy, związanego zresztą z jedną z polskich sieci kawiarnianych.
Budząca wiele emocji Magda Gessler powiedziała kiedyś, że dobrą knajpę, serwującą świeże, sezonowe dania, poznaje się m.in. po długości menu - im krótsze tym lepsze. Panią Magdę i jej lokale można lubić lub nie, ale co racja, to racja. Jeśli wszystko jest robione na miejscu, to w daniach głównych nie ma prawa być więcej niż 7 pozycji, podobnie w makaronach i przystawkach. W deserach - nie więcej niż 4 opcje do wyboru, w tym lody. Ale u nas wciąż kwitną lokale, których menu ma niemal tyle stron, co książka telefoniczna…