Zderzenie pociągów w okolicy Zawiercia po prostu musiało się w końcu zdarzyć. Transport na Śląsku to od dawna horror.

REKLAMA
Kiedy czytam o katastrofie pociągów relacji Warszawa-Kraków i Przemyśl-Warszawa, zupełnie nie dziwi mnie, że doszło do niej właśnie na Śląsku. Pochodzę ze Śląska i bardzo często - różnymi środkami lokomocji - odwiedzam Katowice i rodzinny Strumień na Śląsku Cieszyńskim. Za każdym razem to walka o życie.
Droga samochodowa - dramat. Trasa katowicka jest w nieustannym remoncie. To akurat cieszy, bo oznacza, że kiedyś będzie bardziej przejezdna. Problemem jest jej oświetlenie i oznaczenie, a raczej brak tego wszystkiego. Powrót z Katowic do Warszawy w godzinach wieczornych przy lekkiej mżawce to prawdziwe wyzwanie. Droga w większej części jest nieoświetlona, słupki informujące o robotach drogowych rozstawione w sposób uniemożliwiający normalną podróż osobie z prawem jazdy kat. B (wymaga umiejętności slalomowo-rajdowych), a stężenie TIRów na wąziutkich nitkach przebudowywanej trasy przyprawia o dreszcze.
Kolej - jeszcze gorzej. Groza zaczyna się już na dworcu kolejowym w Katowicach. Próbowaliście kiedyś dotrzeć do peronu piątego? (odchodzą stamtąd np. TLK do Warszawy). Ja próbowałam. Z trudem dogoniłam jedyny w pociąg do domu, który odchodził w interesującym mnie przedziale czasowym. Dopiero kiedy otrząsnęłam się po dworcowej przygodzie, zobaczyłam w domu w komputerze, że ktoś już wcześniej zmagał się z trasą od kasy do peronu piątego. Zmagania można zobaczyć tu: .
Z dworca w Katowicach pociągi odchodzą często opóźnione. Dworzec, będący w wiecznej przebudowie, jest źle oznakowany i podróżnemu, który nie jest autochtonem może jawić się jako nieprzyjazna dżungla. Rozkład jazdy to kolejny problem. Z centrum Śląska po godz. 19.30 do Warszawy można dostać się jedynie nocnym "rzeźnikiem", ponieważ brakuje połączeń między wieczorem, a godz. 23.
Przypominam sobie, jak w wakacje wracałam z Luksemburga do Polski przez Frankfurt Hahn. Klimatyzowanym autobusem z centrum Luksemburga w półtorej godziny dostałam się na niemieckie lotnisko. Kolejne półtorej godziny zajął mi lot do Polski. Wysiadłam na lotnisku z Pyrzowicach z zamiarem dotarcia w ciągu godziny na dworzec kolejowy, skąd chciałam dostać się do Warszawy. Okazało się to niemożliwe. W Pyrzowicach utrudniony jest transport autobusowy i brakuje taksówek, bo zamknięte dla ruchu drogowego lotnisko (wjazd warunkowany jest irracjonalną opłatą) współpracuje tylko z jedną, superdrogą korporacją taksówkową. Nie będę wspominać moich przygód. Dość, że do dworca dotarłam po godzinie 20., przez co musiałam nocować w hotelu i wracać do domu nad ranem... W Warszawie byłam o godz. 13 dnia następnego!! W dodatku, zgodnie z rozkładem jazdy, pociąg miał być w Warszawie ok. 11!!
Powrót ze środka Europy do Polski trwa kilka razy krócej, niż podróż z Katowic do Warszawy. W dodatku w trakcie tej drugiej, jak się okazuje, można stracić życie. Wszystko dlatego, że urzędnicy samorządowi, pracownicy kolei i Bóg wie, kto jeszcze, codziennie podkładają w Polsce kolejne bomby absurdów i zaniedbań, które od czasu do czasu wysadzają nas w powietrze.