Piękny budynek Warszawskiej Opery Kameralnej. Czyż nie jest piękniejsza od berlińskiej Staatsoper?
Piękny budynek Warszawskiej Opery Kameralnej. Czyż nie jest piękniejsza od berlińskiej Staatsoper? UM Warszawa

Uczuleni na kryptoreklamę wrażliwcy nie powinni czytać tego tekstu. Jest pełen nazw marek. Używam ich intencjonalnie w celu udokumentowania istnienia pewnego zjawiska. Z góry uprzedzam, że nie chodzi o korzyść finansową, którą ewentualnie mam z tego wynieść. Chodzi o Warszawską Operę Kameralną.

REKLAMA
Od kilku dni docierają do mnie lamenty artystów i pracowników Warszawskiej Opery Kameralnej. Okazuje się, że instytucja dostała na ten rok od województwa o 23% mniejszy budżet, niż zakładano. Zamiast obiecanych 19 milionów zł do WOK popłynie ok. 14 mln zł.
W WOK odbyło się zebranie, na którym dyrekcja poinformowała muzyków i śpiewaków, że pensje będą dostawać tylko do listopada i - o ile nic się nie zmieni - ich dalszy los stoi pod wielkim znakiem zapytania. Już teraz zaplanowano realizowanie przez muzyków części programu bez honorariów za występy. Prawdopodobnie do końca roku zarząd instytucji wypowie im umowy o pracę i zaproponuje inne formy zatrudnienia. Przede wszystkim zaś, powiedziano na zebraniu artystom, należy stanąć murem za dyrektorem Stefanem Sutkowskim, dymić i walczyć o to, żeby do WOK popłynęła brakująca dotacja lub inne pieniądze. Rozmawiałam z moimi przyjaciółmi w WOK. Są rzeczywiście przejęci sprawą. Wieszają psy na urzędnikach, marszałku województwa Struziku oraz na innych instytucjach takich jak Zespół Pieśni i Tańca Mazowsze, któremu nagle przyznano dodatkowych 9 mln więcej, bo poprzedni zarząd zmarnotrawił środki unijne przy budowie siedziby zespołu.
Ja także się zdenerwowałam. Warszawska Opera Kameralna nie jest miejscem tak modnym jak Opera Narodowa, w której eksploruje się najnowsze trendy, gdzie można spotkać tancerzy „Tańca z Gwiazdami” i gdzie w spektakularnym stylu dla stymulacji widza wylewa się na scenie hektolitry wody („Latający Holender). Warszawską Operę Kameralną kocham jednak za jej konsekwentne popularyzowanie gatunku, w jego tradycyjnej formie – niezależnie czy mówimy o dziełach historycznych czy współczesnych. Tak! Oprócz Festiwalu Mozartowskiego, który możemy oglądać co roku, WOK dostarcza też, jako chyba jedyna scena w Polsce, operowego repertuaru współczesnego. Kilkanaście tygodni temu obejrzałam świetną operę „Ja Kain” Edwarda Pałasza”. Później, w styczniu „Żywot Rozpustnika” Igora Strawińskiego – świetny Aleksander Kunach jako tytułowy rozpustnik! Takich zmysłowych uczt trudno doświadczyć w Polsce gdzie indziej. Czy widzieliście te dzieła na scenie WOK? Na pewno niewielu z was widziało, bo zagrane zostały zaledwie kilka razy. Tak właśnie wygląda sezon w Warszawskiej Operze Kameralnej od lat: premiera, kilka spektakli, dwa lata przerwy, znów kilka spektakli… a muzycy na etatach siedzą i czekają na Godota. Dlaczego?
Bo w Warszawskiej Operze Kameralnej pieniędzy nie ma od lat. Dzisiejsza katastrofalna sytuacja finansowa tej instytucji to ostatni dzwonek, który powinien dać muzykom, władzom województwa oraz ministerstwu kultury, że w WOK dzieje się źle. Bo skoro do zarządu WOK brak 4 milionów w kasie WOK prawie całkowicie sparaliżuje tę instytucję, to chyba znaczy, że nie potrafi się ona w żaden inny sposób finansować!!! Czy nikt nie pozyskuje tam pieniędzy??? W radiowej Dwójce wysłuchałam bardzo ciekawego wielogłosu na temat sytuacji WOK. Wypowiadali się dyrektor WOK Stefan Sutkowski, rzeczniczka prasowa Urzędu Marszałkowskiego województwa mazowieckiego oraz publicystka „Polityki” Dorota Szwarcman. Właśnie red. Szwarcman, pośród pochwał dla artystycznej drogi WOK, powiedziała tam najciekawsze zdanie: „Warszawska Opera Kameralna jest rodzajem rezerwatu, enklawy, w której panuje piękny duch wystawiania oper. Nie myśli się specjalnie o promocji, fund raisingu, rzeczach, które są dziś niezbędne. Myśli się tam przede wszystkim o sztuce”.
To prawda.
Dlaczego Warszawska Opera Kameralna od lat nie pozyskuje w sposób efektywny finansowania z rynku? Dlaczego kiedy ja, pojedynczy artysta, składam do ministerstwa kultury wniosek o dofinansowanie projektu artystycznego (koncertu, udziału w konkursie, itd.), muszę we wniosku zaznaczyć, że posiadam już na to przynajmniej 40-50 procent budżetu we własnej kieszeni, a WOK uzależnia całe swoje istnienie od milionów z podatków??? Kiedy wejdziemy na stronę internetową WOK, przekonamy się, że współpraca z prywatnymi inwestorami jest prawie żadna. Przy jednej sztuce drobny logotyp firmy Allianz. A proszę teraz przenieść się na stronę internetową La Scali! La Scala relies on the generosity of its Partners to create evening performances and events of exceptional artistic and cultural merit. For this reason, the Teatro alla Scala extends its thanks to our Founding Partners, Main Season Sponsor, Special Project Sponsors, Official Partners, Tour Sponsors, Museum Sponsor, Technical Sponsors and Corporate Subscribers – czytamy. Tak! Praca La Scali uzależniona jest od hojności jej partnerów! Włosi wiedzą to i nie wstydzą się o sponsorów zabiegać. Mecenasem bieżącego sezonu jest grupa bankowa Intesa SanPaolo. A lista jej korporacyjnych jest bardzo długa. Pod tym linkiem więcej marek: http://www.teatroallascala.org/en/support/our-partners/founders.html.
Ktoś powie, że La Scala to Bentley w świecie teatrów operowych? Ok. Przenieśmy się do naszego pierwszego sąsiada po lewej. Niemcy i berlińska Staatsoper. Nie dość, że płyną do niej nieustannie pieniądze przez instytucje takie jak Fundacja Rudolfa Augsteina, to współpracują z nią banki (M.M & Co KGaA/Bankhaus Löbbecke AG), firmy farmaceutyczne (Pfizer Deutschland) i koncerny samochodowe (BMW Berlin – sponsor realizowanego od kilkunastu lat cyklu »Staatsoper für alle«).
Czytam na stronach Polskiego Radia artykuł pt. „Jak Janosik ograbił operę” (chodzi o to, że województwo mazowieckie zgodnie z ustawą o „janosikowym” musi oddać ok. 40 procent swoich dochodów podatkowych innym województwom). Nie zgadzam się. Warszawska Opera Kameralna ograbia się sama. Zaniedbuje wielką część pracy, która powinna być tam wykonana! Może czas najwyższy, żeby dyrektor Sutkowski lub marszałek Struzik, zatrudnili tam skutecznych menedżerów, którzy pracując na pewnej podstawie + bonusie od wyników, przyciągną tam w końcu trochę pieniędzy.
Ponieważ jestem zwolenniczką ewolucji, a nie rewolucji, przesyłam tymczasem link z petycją do Urzędu Marszałkowskiego pt. „SOS dla Warszawskiej Opery Kameralnej”:
http://www.petycje.pl/petycja/8554/sos_dla_warszawskiej_opery_kameralnej.html
Ja już podpisałam. I mimo że mam wiele zastrzeżeń do władz WOK, Was też proszę o podpisanie. Koniec końców wkurza mnie, że utrzymanie warszawskiego Stadionu Narodowego ma kosztować kilkadziesiąt milionów zł rocznie, a na kulturę jak zwykle idą ochłapy.
Dobrego weekendu, jest piękna pogoda.