Jako pierwszy winnych Brexitu wskazał Jarosław Kaczyński. Jak można się było spodziewać głównym sprawcą, wg Prezesa, jest Donald Tusk, który "powinien zniknąć z polityki europejskiej". Słowa o zniknięciu Tuska zabrzmiały, jakby Prezes chciał, żeby Przewodniczący Rady Europejskiej zniknął z powierzchni ziemi. A skoro powiedział Prezes, to powtórzyła Premier, a Minister Spraw Zagranicznych poszedł, jak zwykle, o krok dalej i zażądał także dymisji Szefa Komisji Europejskiej J.C. Junckera!
Cała trójka zgodnym chórem uznała, że Juncker i Tusk nie umieli zatrzymać Wielkiej Brytanii i nie przygotowali wystarczająco atrakcyjnej propozycji dla Wyspiarzy.
Dla tych, którzy choć trochę śledzą politykę europejską polskiego rządu, brak logiki (cynizm?) takiej postawy jest oczywisty. Przytoczmy jednak kilka faktów, bo dzwon mediów "narodowych", choć pusty w środku, dzwoni tak głośno, że czasem może zagłuszyć głosy zdrowego rozsądku.
Otóż jednym z głównych problemów w rozmowach UE z Cameronem przed Brexitem byli Polacy pracujący w Wielkiej Brytanii i korzystający z oferty socjalnej bogatego państwa. Waśnie przeciwko tym, nieuzasadnionym w opinii wielu Brytyjczyków, korzyściom buntowali się głosujący za "leave". Czy Donald Tusk, żeby ostudzić eurosceptyczne nastroje brytyjskich partii konserwatywnych i samych Brytyjczyków, miał wystąpić przeciwko polskim obywatelom mieszkającym i pracującym w Wielkiej Brytanii?
I czy PiS zapomniał, jak - z właściwą sobie naiwnością i kompletnym brakiem umiejętności dyplomatycznych - poinformował o "negocjacyjnym sukcesie" Beaty Szydło, która jednocześnie "uratowała" prawa nabyte polskich imigrantów w Wielkiej Brytanii i Unię Europejską przed rozpadem?
Czy PiS nie pamięta, że w Parlamencie Europejskim jest częścią frakcji EKR, w której ręka w rękę z brytyjskimi zwolennikami Brexitu od lat kontestuje zmiany wzmacniające UE, chociaż silna Unia jest w interesie Polski?
Czy PiS od 8 miesięcy nie walczy z Komisją Europejską i innymi instytucjami europejskimi, poddając w wątpliwość ich intencje, kompetencje oraz prawo do formułowania opinii nt. praworządności w krajach członkowskich?
Czy PiS naprawdę nie rozumie, że wyprowadzaniem flagi unijnej z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, atakiem Premiera polskiego rządu na KE w Sejmie RP, pomysłami swoich eurodeputowanych na wyjście Polski z UE, wreszcie kuriozalną uchwałą o suwerenności Polski (jakby wróg stał u bram!) podsyca nastroje antyunijne nie tylko w Polsce i osłabia Unię Europejską? Unię, która, choć niedoskonała, jest polską racją stanu! Unię, którą mamy obowiązek ratować, bo gwarantuje nam bezpieczeństwo, suwerenność(!) i rozwój determinujący przecież w długiej perspektywie dobrobyt Polaków!
Czy wreszcie PiS nie rozumie, że po to, aby polski głos w UE był słuchany, musimy budować swoją pozycję w Trójkącie Weimarskim, a nie tylko w Grupie Wyszehradzkiej?
I czy PiS nie wie, że źle dobrani sojusznicy, z których jeden właśnie nas opuścił, i siermiężna dyplomacja Ministra Waszczykowskiego to katastrofa polskiej polityki zagranicznej?
I czy naprawdę PiS nie rozumie, że oklaski, jakie dostała Premier Szydło w Parlamencie Europejskim od partii Marine Le Pen, to niedźwiedzia przysługa i bardziej powód do wstydu niż satysfakcji?
Jeśli PiS nie wie i nie rozumie tego wszystkiego, to jest bardzo niebezpiecznie, bo to znaczy, że Polską rządzą zupełni ignoranci!
A jeśli wie i w cyniczny sposób gra polską racją stanu, to znaczy, że jest jeszcze gorzej, bo słysząc "pull up, pull up" nie robi nic, aby uniknąć zderzenia z ziemią.