Jak Mucha w rosole, … czyli z czego wynika nagonka na minister sportu?
Zawsze z dużym zainteresowaniem śledzę wydarzenia na polskiej scenie politycznej. Ci, którzy mnie znają, zapewne wiedzą że bardzo nie lubię pobłażliwego i nierzadko szowinistycznego traktowania kobiet. Dlatego swój pierwszy tekst na blogu poświęcę przedstawieniu swojego zdania na temat minister Joanny Muchy, nie mogącej ostatnio wydostać się spod medialnej lawiny krytyki.
O sporcie, polityce, macierzyństwie... i nie tylko!
Sama wiem, jak trudno jest odnaleźć się kobiecie w świecie sportu, który mężczyźni nierzadko starają się uczynić ich hermetycznym środowiskiem. Nie wiem, co niektórzy chcą udowodnić nam, kobietom zawodowo związanym ze sportem, zadając pytania w stylu „czy wie Pani, co to jest spalony?”, albo: „ilu zawodników biega po boisku”. Uważam, że to żenujące.
Osobiście dobrze radzę sobie w branży budowlanej i piłkarskiej. Pani Mucha – jest doktorem ekonomii. Czy którakolwiek z nas zasługuje na to, aby odpowiadać na pytania, mające przedstawić nas jako nierozgarnięte kury domowe porywające się z motyką na słońce, wychodząc poza granice kuchni, domu, dzieci i sprzątania?
Pora spojrzeć na sprawę z innej strony. Jak radzili sobie Drzewiecki czy Lipiec? Ogółem ministrowie sportu jak dotąd lądowali z hukiem, czasem nawet poza granicami „dzikiego kraju”. Polski sport cierpi na brak sukcesów, co spowodowane jest faktem, iż odpowiadają za niego osoby bez polotu i fantazji, bez nowych pomysłów, bez świeżego spojrzenia. Polski sport boryka się z problemami natury finansowej, oprócz tego mamy skostniałych działaczy, którzy "okopali" się na swoich pozycjach i w których interesie nie leżą zmiany w polskim sporcie. Bez pieniędzy zawodowy sport ma nikłe szanse na światowe sukcesy.
Mamy też wielkie braki w szkoleniu młodzieży. Co z tego, ze mamy piękne stadiony, kiedy coraz mniej młodzieży uprawia sport. Brak narodowego programu krzewienia sportu wśród dzieci i młodzieży, a nasi politycy dużo mówią w tej i innych sprawach ale niewiele z tego wynika. Myślę, ze w dobie kryzysu wiele się w temacie sportu nie zmieni.
Skąd to oczekiwanie, ze ktoś, obecnie kobieta, w ciągu miesiąca poprawi sytuacje, skoro jej poprzednikom - mężczyznom się to nie udawało przez długie lata?
Uważam, że nie należy przekreślać szans Joanny Muchy jako kobiety, mogącej wpłynąć na poprawienie kondycji krajowego sportu. Rzecz jasna, musi się jeszcze sporo nauczyć. Pani Mucha powinna ponadto zmienić swój PR, lub osobę która zajmuje się promocją Jej osoby. Mam tu na myśli np. pomysł biegania wokół Stadionu Narodowego w dniu niedoszłego meczu o Superpuchar.