Zwykle chwalę sobie wstrzemięźliwość w komentowaniu rzeczywistości, ale kiedy pomimo starań i tak dowiaduję się o kolejnych absurdach, mam ochotę zrobić wyjątek.
Dziś zatem wyjątkowo - osobiście o imigracji i nie tylko.. .
Kilka dni temu usłyszałem w radiu reklamę… już dokładnie nie pamiętam czego – był to albo jakiś preparat farmaceutyczny, a może chodziło o aplikację mobilną do przypominania ? Nieważne. Znaczy się może i ważne, chciałem nawet to znaleźć w sieci, ale zrezygnowałem – szkoda mi czasu. Istotniejszy jest przekaz, który mam nadzieję poprawnie zapamiętałem. Zgodnie z nim, przedmiotem reklamy jest wsparcie nawodnienia ludzkiego organizmu w upalne, letnie dni. W tak ekstremalnych warunkach, w których przyszło nam funkcjonować, w ciągłym pośpiechu, mając tak wiele spraw na głowie i masę innych, dystrakcyjnie działających czynników wymierzonych przeciwko naszej egzystencji, możemy przecież zapomnieć aby pić. Możemy nie wiedzieć ile pić ! Skąd niby mamy to wiedzieć ? Zatem reklamowany specyfik pozwoli nam skutecznie monitorować nawodnienie organizmu, zmierzy co trzeba, przypomni kiedy trzeba i w konsekwencji uratuje nasze zdrowie lub życie. Że niby lekki sarkazm ? Jaki to ma związek z istnieniem Europy ? Już spieszę z wyjaśnieniami.
Akurat było tak, że zasłyszana przeze mnie reklama wpadła w środek emocjonalnego przekazu i fali komentarzy związanych z aktem terroru w Nicei (zabicie przy pomocy ciężarówki kilkudziesięciu osób, jeśli ktoś będzie czytał wpis z większym poślizgiem czasowym). Komentarzy w wielu wypadkach histerycznych, podsycanych przez nasze żądne krwi/reklam media, a wszystko w klimacie emocji, którymi objęta jest cała Europa Zachodnia, w związku z falą imigrantów stających się dla naszego pięknego kontynentu coraz większym kłopotem. Szczególnie pogardliwe komentarze padły z ust naszych krewkich, rodzimych patriotów, których krew wzburzyła wypowiedź prezydenta Francji, zawierająca stwierdzenie, że takich ataków będzie więcej, że Francja i Francuzi potrzebują nauczyć się żyć w nowych realiach. Nie wiem czy z powodu słabego ducha, czy kierowany głęboką mądrością, w moim odczuciu François Hollande trafił w sedno. Mleko się rozlało, a rozlało się już setki lat temu, przez ten czas nieźle skisło i prawdopodobnie nic już w związku z tym nie będzie takie same. Status quo chorej z dobrobytu zachodnioeuropejskiej cywilizacji nie da się w moim odczuciu obronić i pozostawić w nietkniętym stanie. Albowiem w takiej formie jak obecnie, z takimi trendami jak obecnie, nasza cywilizacja dziarsko podąża ku samozagładzie – o tym napominam od początku wpisów na moim blogu. Wszakże jednak pojęcie samozagłady – jeśli ma się urzeczywistnić – może nastąpić w wyniku nie tylko stosunkowo powolnej, wielopokoleniowej degeneracji genów, ale również bardziej namacalnych działań, choćby ruchów migracyjnych na naszym kontynencie i wojny, którą ze sobą potencjalnie niesie.
Czego tak naprawdę chcemy bronić ?
Zastanawiam się czasem, chcąc nie chcąc dopuszczając do siebie strzępy burzy medialnej dotyczącej problemu imigrantów, czego nasza zachodnia Europa chce bronić i na jakiej podstawie ? Co jest dla niej największym zagrożeniem ? Co jest bogactwem, które chroni ? Ciekawy jestem jak wyglądałoby zestawienie statystyk zgonów mieszkańców zachodniego świata, spowodowanych przedawkowaniem naszych cywilizacyjnych osiągnięć (narkotyki, alkohol, praca), będących wynikiem chorób spowodowanych zabójczo niezdrowym jedzeniem, stresem i brakiem ruchu, plus premia w postaci samobójstw, wobec tych będących wynikiem aktów terroru ze strony nasilającej się przez ostatnie lata imigracji. Według szacunków WHO, już w 2020 roku depresja będzie drugą, najbardziej powszechną chorobą po chorobach układu krążenia. Chorobą najwyżej rozwiniętych/ucywilizowanych społeczeństw. W Polsce to obecnie 1,5 mln chorych, z których w zależności od źródeł, 15-25% podejmuje skuteczne próby samobójcze, a statystyki obejmują tylko część rzeczywistości. Przecież my sami, wewnętrznie, zabijamy się o wiele skuteczniej!
Przez wiele wieków nasza (oparta na chrześcijańskich korzeniach przecież) kultura, bezpardonowo, po wielokroć przemocą i gwałtem, najpierw militarnym, później ekonomicznym, podbijała inne narody i kultury. Dzięki temu zapewniła sobie niewyobrażalny w historii ludzkości poziom wygody i komfortu życia, jednocześnie dramatycznie oddalając się od natury i respektowania zasad, w oparciu o które nasz świat funkcjonuje. Celem istnienia stało się pomnażanie pieniądza, dającego w konsekwencji władzę nad innymi ludźmi oraz doświadczanie przyjemności i wygody na chorym często poziomie. Czy właśnie to między innymi chcemy chronić, aby kolejne ćmy w tym blasku nie mogły się skąpać ? Młode pokolenia naszej cywilizacji stają się zagubione i sfrustrowane w coraz większym stopniu. Mając dostęp teoretycznie do wszystkiego i praktycznie nieograniczone możliwości (nauki, tworzenia, przemieszczania, pracy), nie wiedzą co ze sobą zrobić, nie potrafią sobie w życiu radzić, nie potrafią ze sobą realnie być, uciekają w wirtualny świat i okaleczające psychikę wirtualne relacje. Na porządku dziennym jest picie zastraszających ilości alkoholu, branie wszelkiego rodzaju narkotyków przez osoby, które ledwie zaczynają wchodzić w okres dojrzewania. Staje się to NORMĄ i nowym stylem życia. Społeczeństwo jest do niemożliwości zatomizowane, ludzie zarabiają pieniądze, ponieważ chcą żyć tak wygodnie i przyjemnie jak ci, którzy mają ich jeszcze więcej, a kiedy już to osiągną głupieją, ponieważ zaczyna do nich docierać, że to im niczego oprócz zmęczenia i chorób nie dało. Mając jedną z niewielu wartych obrony wartości jaką jest wolność, nie potrafimy z niej korzystać zaślepieni pogonią za podnoszeniem komfortu życia, które już dawno, poziom dużo wyższy niż niezbędny osiągnęło. Czy na pewno te zdobycze są warte obrony ?
Istnienie, to nie tylko przyjemność
Nieodłącznym fragmentem naszego życia jest ból, cierpienie, trud, niepowodzenie. Nie wiem, czy ktoś znalazł lepsze wytłumaczenie wydarzenia takiego jak II Wojna Światowa, w której w niewyobrażalnych niekiedy cierpieniach ginie prawie 100 milionów osób, poza takim, że jest to jeden z aspektów istnienia. Jest noc i jest dzień, jest radość i jest smutek, jest przyjemność i jest cierpienie. Jest tak, że w człowieku istnieje pierwiastek, który pozwala mu zadawać innym cierpienie, ma też w sobie potencjał aby okazywać miłość i współczucie. To kwestia okoliczności i wyboru, ale i jedno i drugie jest częścią naszego istnienia. Jedynie niektórzy niepoprawnie prawi nasi patrioci, są w stanie nieugięcie głosić, że jeśli w tak strasznych okolicznościach jak wojna ktoś kogoś podle zamordował, to na pewno nie był to Polak. Jednak nawet takie tunelowe widzenie, nie zmieni rzeczywistości. Być może jest tak, że w szerszej perspektywie równowaga musi być zachowana. Niektórzy nazywają to sprawiedliwością, inni karmą, ale nazwa nie jest w tym wszystkim najważniejsza (gwoli ścisłości, żadna z podanych mnie do końca nie pasuje). Nawet jeśli takie prawo równowagi nie istnieje, to istnieją wspomniane dwa bieguny i temu nie da się już zaprzeczyć. My tymczasem, w naszej tak bardzo ucywilizowanej i nobliwej Europie, nauczyliśmy się zadawać cierpienie, a później go nie zauważać – tak można spojrzeć na wyższościowe traktowanie przez Europejczyków (i ich potomków) ludzi o innym niż biały kolorze skóry, ale także na wiele innych sfer naszego życia. Od wieków pielęgnujemy wykorzystanie i przedmiotowe traktowanie kobiet (ale przecież prostytucja istniała od zawsze i jest to wolny wybór kobiet, prawda ? A zrównanie kobiety w wielu sferach życia z seksualnym obiektem, to jedynie wykorzystanie jej immanentnej predyspozycji, nieprawdaż ?), sankcjonujemy handel ludźmi (przecież tego w istocie nie chcemy, a fakt korzystania od czasu do czasu z usług agencji towarzyskich wątpliwej proweniencji, to tylko forma rozładowania nieuniknionego przecież w dzisiejszym świecie stresu) i wykorzystanie dzieci (takie akty potępiamy; to, że korzystamy później z produktów ich nadużycia, to już przecież szczegół), uznajemy za normalne nieogarnięte morze cierpienia innych żywych stworzeń, które odczuwają ból i emocje podobnie jak ludzie i są przez nas męczone przez całe swoje życie, od narodzin, niemal do momentu trafienia na talerz (przesada, my przecież tylko sięgamy po kolorowo opakowany kawałek mięsa w supermarkecie, cóż w tym złego ?). Gdyby porównać to cierpienie do oceanu, może nie starczyłoby skali dla takich wydarzeń jak wojna światowa, ale powiedzmy, że uważnie pilnując by nie wyschło, stale zasilamy morze cierpienia i jako mieszkańcy Europy pływamy po nim w luksusowych liniowcach nie wychylając się za bardzo ze swoich kabin, tym bardziej nie wychodząc na pokład, by zbyt wiele nie dostrzec.
Akceptacja faktu, że każdy kij ma dwa końce, również ten łączący ze sobą przyjemność i cierpienie, ma w przypadku naszej zachodnioeuropejskiej kultury (rzecz jasna Ameryka Północna od czasu zasiedlenia przez Europejczyków też się w ten scenariusz wpisuje) dosyć specyficzny wymiar. Fundując wiele cierpienia innym nacjom, sama nie tylko zbudowała niebywały dobrobyt (nic złego w samym budowaniu dobrobytu), ale wręcz zatraciła się na końcu z etykietą „przyjemność”. Problemem ludzi staje się wybór, czy na wakacje mają pojechać do hotelu all inclusive czy może do all inclusive, albo po ilu latach wymienić samochód/mieszkanie/małżonka i jak wyposażony nowy model wybrać. Nie mówię tu u osobach z chorymi zasobami pieniędzy, ponieważ te w większości przypadków nie wiedzą już zupełnie co ze sobą zrobić. Aby zaspokoić naturalne potrzeby przeżywania zdrowego strachu, stresu, bólu – jeśli w codziennym życiu się przed tym całkowicie zabezpieczymy – pozostaną jedynie skoki na bungee czy podobne wynalazki. Absurd „ułatwiania” sobie życia dochodzi już do tego, że kolejne pokolenia, które mamy szansę wychować, nie będą niedługo wiedziały, że kiedy człowiek przypieprzy się w głowę, to go zaboli i może to być niebezpieczne. To w kontekście zdjęcia, które zamieszczam na końcu tekstu. Tak, to prawda, gdyby ktoś nie wiedział lub nie mógł w to uwierzyć, produkujemy już i promujemy takie urządzenia jak kaski dla niemowlaków zabezpieczające je przed doświadczeniem bólu i tym samym nauką życia. A rodziców przed udzieleniem pomocy, również z wykorzystaniem lekarza. Przecież ma być bezboleśnie i wygodnie dla wszystkich, najlepiej od początku do końca. Takie są trendy, ale są to przecież trendy, które kształtują społeczeństwo, które nie wie już po co żyje, z czego składa się życie i jak smakuje. Sęk w tym, że takiego życia nie ma jak obronić, ponieważ jest zdegenerowane i samo się krok po kroku unicestwia.
Chory organizm powinien się wyleczyć lub umrze
Krajowy i światowy produkt brutto nie może w nieskończoność rosnąć. Ziemia ma skończony rozmiar i zasoby. Wirtualnych pieniędzy, zapisanych na komputerowych kontach i nie mających pokrycia w realnej pracy i materialnych zasobach, nie da się w nieskończoność pomnażać. Cywilizacja opierająca się na takich filarach musi się prędzej czy później przewrócić. Jeśli w szerszej perspektywie miałaby się dalej zdrowo rozwijać, to chorą tkankę trzeba najprawdopodobniej wyeliminować. Jeśli sama nie wykształci systemu immunologicznego, który się tym zajmie, potrzebna jest operacja z zewnątrz. A taka sytuacja niestety ma już miejsce – jeśli żywy organizm sam z siebie nie zdaje sobie sprawy, czy chce mu się pić, jeśli w takim kraju jak Polska nie potrafi zaspokoić tak bazowej potrzeby i potrzebuje do tego „przypominacza” – jest to chory organizm. To takie niewinne nawiązanie do przykładu, od którego zacząłem ten wpis.
Chętnymi do dalszego zasiedlania Europy i skosztowania luksusu, w którym żyjemy kierują prawdopodobnie różne motywacje. Są wśród nich tacy, którzy na co dzień doświadczają niemal jedynie cierpienia, są zafascynowani pragnieniem zakosztowania wygody i luksusu, reklamowanych powszechnie jako jedyny wartościowy cel istnienia, są sfrustrowani i zalęknieni, którzy pod zasłoną np. religii chcą zagłuszyć swoje lęki a chucie nasycić. To dosyć złożona mieszanka. Jaka by jednak nie była, ma w sobie energię i motywację i kiedy konfrontuje się z ogłupioną, leniwą masą, której udało się wmówić, że będzie szczęśliwsza jeśli kupi sobie większy telewizor, ma wszelkie atuty aby w tym starciu być górą. Niewiele ma do stracenia.
Jaka zatem będzie przyszłość Europy ?
Czy można temu zapobiec ? Niezależnie od wyżej dyskutowanej odpowiedzi na pytanie, czy zapobieganie ma sens, nasuwają się dwie opcje: albo doszczętnie spacyfikować wielki, pozaeuropejski kawał świata, w którym wcześniej namieszaliśmy i próbować trzymać go pod okupacją (a tak naprawdę, trzeba byłoby go zniszczyć, albowiem okupacja nigdy nie będzie dla okupanta bezbolesna), albo nauczyć się żyć życiem, w którym oprócz wygody i przyjemności jest również miejsce na ból i cierpienie. Może to być czas wojny, której fundamenty są w białych rękawiczkach budowane przez dziesiątki czy setki lat. Obawiam się, że to pierwsze rozwiązanie jest równie bezsensowne jak niewykonalne, zatem pozostaje zgodzić się ze stwierdzeniem Hollande’a, choć nie wiem czy z taką właśnie intencją się wypowiadał. Natomiast pod kątem kolejnych stuleci, warto byłoby względem ludzi innych niż my, względem mieszkańców innych krajów i kontynentów, wyznawców innych kultur i religii, postępować zgodnie z podejściem opartym na tak podstawowych prawach, jak choćby „nie rób drugiemu tego, co tobie niemiłe”. Warto byłoby cierpienie i przemoc zastępować pomocą i współczuciem, choć nie mam pojęcia, czy przy obecnym stanie rzeczy będzie to możliwe. To znaczy możliwe będzie z całą pewnością, pytanie tylko, czy skuteczne.
Wracając zatem do wydarzeń z Nicei, słów François Hollande’a i wielkich emocji przelewających się przez Europę: to prawda – giną niewinni ludzie będąc przechodniami, w których wjeżdża ciężarówka lub obok których wybucha bomba. Giną, nie wiedząc nawet co się dzieje, mężczyźni, kobiety i dzieci i jest to przerażające. Jesteśmy jednak jako zachodnie społeczeństwo winni tego, że zatraciliśmy się w wygodnej drodze donikąd, jesteśmy winni tego, że za wygodę dajemy sobą rządzić przez małych ludzi bez moralności, jesteśmy winni tego, że w pogoni za przyjemnościami tracimy z pola widzenia nie tylko drugiego człowieka, ale sens tego, do czego zostaliśmy stworzeni i żyjemy. Zatem może już czas na przebudzenie ? Jest chyba tak, że wielkie tragedie wyzwalają w ludziach zarówno krwiożercze i zabójcze instynkty, ale też współczucie, poświęcenie i wdzięczność. Również wdzięczność za normalność, która zamiast być skarbem, stała się już nic nie znaczącym tłem. Może też jest tak, że co jakiś czas, kiedy nie ma innych sposobów, zmiana i przywrócenie normalności wymaga tak drastycznych środków, jak walka, wojna i przy okazji weryfikacja wypaczonego systemu wartości?