Ale, jak wiemy, prawda nie leży tam, gdzie leży, tylko tam, gdzie ma leżeć. Z tym relatywizmem mamy tu, „w tym kraju”, do czynienia od kilku lat i to na poziomie wcześniej niespotykanym. Jasne, każda władza kłamie, to jest jej immanentną cechą, ale ta władza z kłamstwa uczyniła główne narzędzie rządzenia. Nie ma dnia, ba, nie ma godziny, aby albo jakiś przedstawiciel tej władzy, albo ktoś ze sprzyjających jej mediów nie użył kłamstwa lub manipulacji w komunikowaniu się ze światem. Kłamstwo w obozie Zjednoczonej Prawicy jest powszechne.
Każde państwo potrzebuje mitów, aby powstać i trwać. Takich mitów założycielskich każde państwo ma przynajmniej kilka. IV RP ma ich nawet więcej. Ale o ile mity założycielskie w większości państw wolnego świata są oparte na prawdzie, to z mitami założycielskimi IV RP już tak kolorowo nie jest. Powiem więcej: wszystkie mity założycielskie państwa PiS oparte są na kłamstwie, w najlepszym przypadku na potężnej manipulacji.
Zastanawiając się nad tematem tego świątecznego felietonu, pomyślałem, że opowieść o mitach założycielskich IV RP może być ciekawa właśnie dlatego, że mity te stoją w drastycznej sprzeczności do jezusowej prawdy, będącej kanonem chrześcijaństwa. Usiadłem więc i zacząłem spisywać sobie owe założycielskie mity państwa Kaczyńskiego, zważając, aby czegoś nie ominąć i mam nadzieję, że udało mi się pełną ich listę stworzyć. Choć mam świadomość, że każdy z czytelników sam sobie coś od siebie doda.
Mit I. Smoleńsk.
10 kwietnia 2010 roku był dla każdej Polki i każdego Polaka dniem strasznym. I każdy mógłby bez najmniejszych problemów opisać swoją własną opowieść o tym, co tego dnia przeżywał. Pamiętam ten poranek doskonale – jak niemal zawsze oglądałem wtedy TVN24 i gdy usłyszałem tę straszną wiadomość, oczy zaszły mi łzami. Płakałem też później, gdy prowadzący program, chyba Jarek Kuźniar, odczytywał listę ofiar. Te wszystkie znane powszechnie nazwiska.
Katastrofa nie oszczędziła żadnej opcji politycznej, ale bardzo szybko zdałem sobie sprawę z tego, że tylko jedna wykorzysta to do cna. Każdy, kto choć trochę zna historię, mógł wyciągnąć paralelę z innej, narodowej katastrofy, która do dzisiaj dzieli Polaków, choć już nie tak bardzo. Mam tu oczywiście na myśli śmierć generała Sikorskiego. Każdy, kto pamiętał też pierwsze rządy PiS oraz poczynania tej partii w pierwszych latach pierwszego rządu Tuska, mógł sobie dopowiedzieć resztę.
Bardzo szybko się te przewidywania sprawdziły, w zasadzie już od następnego dnia po katastrofie obóz PiS zaczął budować narrację, zmierzającą do powstania mitu smoleńskiego. To, co działo się później, zwłaszcza po prezentacji raportu komisji Millera, tylko ugruntowało to przekonanie. To, co przeżył szef tej komisji, Maciej Lasek, było rzecz jasna oczywistym fragmentem tego mitu.
W Smoleńsku zginęło blisko 100 osób. Każda śmierć jest taka sama i boli bliskich tak samo. Ale od 10 lat jedna śmierć jest tylko jedna, przy której wszystkie inne nic nie znaczą. Widzieliśmy to przez cały ten czas, zobaczyliśmy to trzy dni temu podczas powszechnych zakazów w związku z pandemią i widzieć to będziemy nadal.
Oczywiście tym kłamliwym mitem założycielskim IV RP jest śmierć jednej osoby oraz przyczyna jej śmierci, którą ma być zamach, a nie jakaś tam prozaiczna katastrofa, spowodowana naciskami i błędami załogi, będącymi konsekwencją tychże nacisków.
Najwybitniejszy prezydent w dziejach narodu nie mógł przecież zginąć w katastrofie, musiał polec w zamachu, w dodatku „zdradzony o świcie”.
Mit II. Zrównoważony budżet.
W micie tym mieści się też podmit, czyli wyjątkowe w historii Polski wpływy budżetowe.
Mit zrównoważonego budżetu powstał w głowach rządzących w ubiegłym roku, gdy wiadomo już było, że liczba prezentów robionych przez lata jest zbiorem zamkniętym. Na gwałt szukano wtedy nowego mitu, którym można by było wzruszyć podupadające już umysły suwerena. Ktoś wpadł na pomysł, aby jednorazowymi wpływami do budżetu (zresztą głębsza ich analiza wykazywała, że to bardziej pobożne życzenia niż realne pieniądze) pokryje się cały deficyt i wykaże pierwsze w historii bilansowe zero.
Mit zrównoważonego budżetu był rzecz jasna kontynuacją podmitu o miliardach złotych odzyskanych od VAT-owskich mafii. Nic to, że dane Krajowej Administracji Skarbowej wskazywały, że przez wszystkie te lata rządów PiS odzyskano raptem mikroskopijną część z owych miliardów. Ważne, że mit zaczął żyć, bo w mitach założycielskich IV RP ich życie jest kwestią najważniejszą.
Mit III. Milion elektrycznych aut.
Ten mit jest bardzo rozbudowany. Mamy w nim polskie promy, superszybką kolej, przekop Mierzei Wiślanej, elektrownię jądrową i oczywiście crème de la crème, czyli Centralny Port Komunikacyjny. Gdzieś tam po drodze tylko mignął jeszcze mały micik, czyli sto tysięcy mieszkań w rok dla zwykłych Polaków.
Tymczasem przez blisko 5 lat nie powstało ani jedno narodowe elektryczne auto, ani jeden narodowy prom, ani jeden metr narodowej szybkiej trasy kolejowej, ani jeden metr narodowego przekopu (oprócz wyciętego tam pasa drzew), CPK istnieje tylko na przepięknych, narodowych wizualizacjach, a państwowa, narodowa spółka PGE, która miała budować elektrownię jądrową, ogłosiła właśnie piękną, narodową stratę netto na poziomie 4 miliardów złotych. Nie żartuję. Słownie: cztery miliardy narodowych polskich złotych. O programie mieszkaniowym nie będę przy Święcie wspominał, bo to czas powinien być generalnie radosny.
Mimochodem napomknę tu jedynie, że te znienawidzone rządy PO i PSL przez kilka lat, podczas największych wtedy od dziesięcioleci dwóch kryzysach, potrafiły zbudować tysiące kilometrów dróg, setki mostów i wiaduktów oraz pomóc przy odnowie setek miast.
No ale to nie ta opowieść.
Mit IV. O premierze, który zbudował Polskę.
Każde dziecko w Polsce wie, że premier Morawiecki zawsze i wszędzie był pierwszy. Pierwszy skakał z rusztowań, pierwszy rzucał koktajle Mołotowa, pierwszy negocjował wejście do Unii i pierwszy też zbudował piękną, nowoczesną Polskę.
Pan premier pierwszy też został skazany przez sąd za kłamstwa i jako pierwszy premier przepisał też majątek na żonę, aby nie musieć go wykazywać w oświadczeniach, bo słabo by wyglądały te setki milionów złotych majątku, te mieszkania, kamienice i grunty u narodowego bohatera. Nie konweniowałoby to z mitem I budowniczego RP.
Wiadomo wszakże, że w IV RP władza jest biedna jak mysz, nomen omen, kościelna. W tym micie założycielskim nie ma miejsca na apanaże, loty rządowym samolotem, premie, które się należą i specjalne uprawnienia do korzystania ze służby zdrowia.
Mit V. Władza i suweren, to wybrańcy narodu.
Po drugiej stronie jest gorszy sort, elementy animalne i lemingi.
Swoją drogą w tym micie swoistym evergreenem jest opowieść o zwierzątkach, które to bezmyślnie popełniają zbiorowe samobójstwo z przyczyn oczywistych – głupoty, skacząc z urwiska do morza. Ta opowieść z lubością snuta jest przez prawdziwych polskich patriotów.
Tymczasem to wyssana z palca historia, przedstawiona kiedyś przez jedną z telewizji dla większej sensacji. W rzeczywistości lemingi, to bardzo waleczne zwierzątka, żyjące w zwartych, rodzinnych grupach.
Fundamentem tego mitu jest poczucie wyższości, w którym żyją władza i jej wyborcy. Tylko oni mają monopol na prawdę, patriotyzm i narodowe dziedzictwo. Podstawą tego mitu jest też mit Powstania Warszawskiego, wokół którego zbudowano cały przemysł, głównie tekstylny, za nic mając głosy oburzenia niewielkiej już żyjącej jeszcze garstki Powstańców. Ciekawostką jest tu też to, że w panteonie tego patriotyzmu nie ma w ogóle miejsca na Powstanie Wielkopolskie, a przecież te winno być hołubione szczególnie, jako jedyne doprowadzone do końca z pozytywnym skutkiem.
Cóż, za ojczyznę umierać to honor. Szkoda tylko, że to honor słomiany, łatwy do zweryfikowania, gdyby doszło do prawdziwej próby. “Bóg-Honor-Ojczyzm", to jedynie pusta fraza na koszulkach w limitowanej wersji Gazety Polskiej.
Mit VI. Prezes.
Mit prezesa wiąże się częściowo z mitem premiera. Oczywiście tylko w warstwie pracy dla idei. W micie na temat prezesa fundamentem jest jego brak osobistego majątku, życie w podupadającym domu i całkowite oddanie się Polsce. I tak już od czterdziestu lat.
W rzeczywistości taśmy ujawnione przez Gazetę Wyborczą, na których utrwalono rozmowy Kaczyńskiego z austriackim biznesmenem, który miał zbudować dla prezesa dwie smukłe wieże w samym sercu Warszawy, pokazały, że Kaczyński nie jest dobrotliwym, ubogim ojcem narodu, tylko zwykłym, łasym na szmal kombinatorem, który świetnie porusza się w szarej strefie, a ten jego brak prawa jazdy, konta w banku i problemy z podłączeniem słuchawek do telefonu, to zwykła ściema dla gawiedzi.
Taśmy Birgfellnera pokazały też, że znoszony, stary garnitur, obsypany od czasu do czasu białym pyłem z siwych włosów oraz znoszone, często brudne buty, to tylko kamuflaż na wzór mundurków noszonych przez różnych satrapów. W micie prezesa zawsze też znajdzie się jakiś poseł Krasulski, który z atencją należną geniuszowi strzepnie z ramion ów księżycowy pył.
W micie tym mieści się też opowieść o nadprzyrodzonych zdolnościach prezesa, umożliwiających mu przewidywanie jedenastu ruchów przeciwnika w przód. Tymczasem prawda jest dużo bardziej prozaiczna i zamyka się w stwierdzeniu, że prezes nieziemsko wręcz potrafi dzielić ludzi, co pozwala mu tyle lat zasiadać na stolcu władzy i to niezależnie czy w danej chwili PiS jest w opozycji, czy rządzi. Zawsze jest przy nim grupa ochroniarzy, ma służbowe auto i dyrektorów szpitali pod ręką, którzy na skinienie donoszą mu kule, gdy zajdzie potrzeba.
Zaiste, jak można zbudować taki mit i przez dziesiątki lat żyć na koszt społeczeństwa, nie parając się przy tym żadną pożyteczną pracą jak miliony Polaków każdego dnia.
Tak, to jest “genialne”.
Mit VII. Zdrajcy narodu.
W tym micie absolutnym królem zdrajców jest Donald Tusk. Wiadomo przecież, że to on od lat siedzi w kieszeni Merkel i dogadał się z Putinem, aby ten zamordował prezydenta Kaczyńskiego (patrz mit I), bo Kaczyński zagrażał Tuskowi każdego dnia. I każdej nocy też.
Zdrajcami są też wszyscy inni politycy od lewa do centrum, którzy brali udział w ustaleniach w Magdalence i później w obradach Okrągłego Stołu. Nic to, że jednym z głównych negocjatorów ze strony ówczesnej opozycji był Lech Kaczyński (Jarosław w tamtych czasach kompletnie nic nie znaczył) i nic to, że pił on wódę z komuchami tak samo jak inni. Wiadomo: pił, ale się nie cieszył.
W tym micie zdrajcami narodu są też wszyscy krytycy Kaczyńskiego, PiS-u i przystawek, czyli całego tego obozu. Każdy z nas, krytyków tej władzy, nie raz czytał o sobie, że pracuje za merkelowe ojro.
I nic to, że spośród wszystkich partii obecnych na dzisiejszej scenie politycznej to w PiS-ie jest najwięcej byłych członków PZPR, wiadomo przecież, że każdy z nich to były Konrad Wallenrod, który murem stał za rozwalaną wtedy opozycją. A wspomniany już wcześniej poseł Krasulski na znak protestu odmówił wyjścia z koszar w Grudniu 70. I dostał za to medal. Od prezesa, rzecz jasna.
Ten mit założycielski, mit prezesa, jest jednym z najgroźniejszych mitów spośród wszystkich.
Mit VIII. Wina Tuska.
Wina Tuska jest jak wino. Czym więcej lat mija od jego rządów, tym ta wina jest lepsza. W sensie – lepsza do wykorzystania.
Po 5 latach niczym nieskrępowanych rządów obozu socjal-prawicy wina Tuska wiecznie żyje. To Tusk jest winny brakom w zaopatrzeniu w niezbędne materiały chroniące przed koronawirusem i to Tusk jest winny samego koronawirusa, który spadł na Polskę za tuskowe winy.
Podmitem w tym micie jest oczywiście mit Amber Gold, który w zasadzie powinien być osobnym mitem w zbiorze. Jak pamiętamy usilne wygibasy komisji sejmowej w sprawie tej piramidy, miały na celu to, aby ów mit udowodnić. Mimo wydania pełnego idiotyzmów raportu, niczego konkretnego nie udało się w tej sprawie osiągnąć, poza tym, że mit Amber Gold żyje w umysłach gawiedzi jako jeden z ważniejszych mitów założycielskich IV RP.
Jak wszystkie mity, i ten żyje w konkretnym celu.
Mit IX. Sikanie do zniczy.
W tym micie mamy też gaszenie papierosów na szyjach modlących się kobiet.
Ten mit jest podtrzymywany głównie przez usłużne władzy media. Narodził się 10 kwietnia 2010 roku na Krakowskim Przedmieściu i przez 10 lat kultywowany jest przez prawicowych dziennikarzy w osobach Sakiewicza, Karnowskich i Wenerskiego, którzy stoją na straży, aby to ordynarne kłamstwo trwało wiecznie. Żadnych dowodów na to sikanie do zniczy i gaszenie niedopałków na karkach modlących się kobiet nie ma, ale co tam, ważne, żeby to powtarzać, w myśl goebbelsowskiej zasady, że kłamstwo powtarzane stokroć, staje się prawdą.
Mit o sikaniu do zniczy jest jednym z najbardziej podłych mitów IV RP.
Mit X. Prawo jest równe dla wszystkich.
To kolejny mit z gatunku nieśmiertelnych, głównie dlatego, że to autentyczna prawda. Prawo ma być bowiem równe dla wszystkich. Dlaczego jest to więc mit zakłamany jak wszystkie pozostałe? Bo prawo w państwie PiS nie jest równe dla wszystkich. Do tego przepisy i rozporządzenia są tu niespójne i nielogiczne. Obywatele nie mogą wychodzić na ulicę, do parków i do lasów, ale Jarosław Kaczyński może urządzać pokaz totalnego tumiwisizmu w tym względzie. Obywatelom nie wolno wejść na cmentarz, Jarosław Kaczyński ma nie tylko wstęp tam wolny, ale nawet wjazd.
Na liście afer związanych z PiS-em z ostatnich blisko pięciu lat istnieje ponad 200 pozycji. Od gigantycznych, SKOK i GetBack, po najbardziej odrażające w rodzaju okradania z darów PCK. Z całej tej listy prokuratura zajęła się dosłownie paroma i to tak, aby nic z tych śledztw nie wyszło.
Mit “prawo jest równe dla wszystkich”, to ulubiona fraza ministra Ziobro, polityka skazanego przez sąd za nadużywanie władzy.
Mit XI. Nasze kadry są najlepsze na świecie.
Mit ten żył mocno jeszcze do niedawna. Bazował na danych z rozpędzonej już za czasów poprzedników gospodarki. Swoje dołożyła dobra koniunktura w światowym handlu i produkcji. Nietrudno było więc o lepsze wyniki finansowe spółek. Uważni komentatorzy zauważali jednak istotne symptomy marnej kadry menedżerskiej (z nielicznymi wyjątkami), hurtem zajmującej stanowiska we wszystkich państwowych firmach z klucza partyjnego obozu władzy. Jednym z tych symptomów jest olbrzymia rotacja na stanowiskach kierowniczych, której celem jest umożliwienie dochapania się sporej kasy jak największej liczbie pociotków z PiS-u, SP i Porozumienia. Dodatkowym celem tej rotacji jest zasilanie partyjnych kas w publiczne pieniądze z ominięciem ustawy o finansowaniu partii politycznych.
Mit upadł niedawno, gdy spółki zaczęły pokazywać swoje wyniki za ubiegły rok, a to przecież żadnego związku nie ma z obecnym zatrzymaniem gospodarki z powodu pandemii. Jaki będzie faktyczny obraz państwowych spółek pod rządami obozu Zjednoczonej Prawicy, zobaczymy za rok.
Mit XII. Zrównoważony rozwój kraju z uwzględnieniem ściany wschodniej.
Mit ten obalić można bardzo prosto. Wystarczy udać się na Podkarpacie lub w inne rejony wschodniej Polski tam, gdzie samorządami rządzą politycy PiS i porozmawiać z mieszkańcami. Zapytać, co dla nich zrobiła ta władza, która wschodnią Polską rządzi od lat. Ale pytać trzeba o konkrety, nie zadowalając się banałami. Warto zapytać, ile nowych miejsc pracy przybyło i jak licznie inwestuje tu biznes. Polecam też sprawdzić jak na tych terenach ma się Kościół Katolicki, jakimi posiadłościami dysponuje i jak się one mają do całej reszty.
Polecam takie doświadczenie, gdy już miną obostrzenia w przemieszczaniu się związane z koronawirusem.
Mit XIII. Niemcy nas biją.
W domyśle - Unia.
W tym micie Unia Europejska, to komunistyczny twór wymyślony po to, aby czerpać zyski z krajów środkowej i wschodniej Europy, przede wszystkim z Polski. Polska to największy kraj tego regionu, więc to oczywiste, że macki komunistycznej, wyzyskującej nas Europy, najgłębiej sięgają tutaj.
Oczywiście mało istotnym elementem jest niezaprzeczalny fakt, że od 2004 roku bilans naszych relacji jest zdecydowanie dla nas na plus, co nie przeszkadza budować mitu o wysysaniu z Polski jej najbardziej wartościowych mikroelementów.
Poboczną ścieżką tego mitu jest mit o wykradaniu tożsamości narodowej przez zboczonych, brukselskich urzędników. Unia Europejska zabiera nam odwieczne prawa Kościoła i bez przerwy prowadzi lewacką krucjatę przeciwko głębokim podstawom wiary, bo powszechnie przecież wiadomo, że polska wiara jest wiarą specyficzną i nietuzinkową. Te wszystkie gendery, ruchy LGBT, tęcze - o grozo, lekcje o seksualności człowieka i lewackie idiotyzmy o ociepleniu klimatu sieją tylko w umysłach młodych, bezbronnych Polaków samo spustoszenie.
Inną poboczną ścieżką tego mitu jest mit o odszkodowaniach wojennych, które Niemcy winni nam wypłacić, najlepiej jednorazowo, w cennej walucie zwanej euro. Podstawą tego mitu jest rzecz jasna kwota tych odszkodowań, jak wiemy w ciągu kliku lat gadania o tym - różna.
Mit XIV. Konstytucję RP napisali komuniści.
Ten mit pozwala polskim patriotom deptać Ustawę Zasadniczą do woli i wybiórczo traktować jej zapisy, dokładnie tak samo, jak wybiórczo traktowana jest przynależność do Unii Europejskiej. To, co nam pasuje – bierzemy, to, co nie pasuje – zmieniamy zwykłą ustawą lub rozporządzeniem.
Fundamentem tego mitu jest twierdzenie, że Konstytucję napisał Polakom Kwaśniewski i jego główny prawnik – Kalisz. Mało istotnym faktem jest to, że powstawała ona przy głębokim zaangażowaniu wszystkich ówczesnych sił politycznych, prawników o różnych poglądach i specjalistów wszelkiej maści, a na koniec zaakceptowana została w drodze referendum przez zdecydowaną większość polskich obywateli.
Mit ten też pozwala obecnej władzy niszczyć praworządność w tym kraju, z jej najważniejszą cechą, czyli trójpodziałem władz. Rzecz w tym, że kastą tu nie są sędziowie, tylko rządzący, o czym przekonujemy się niemal każdego dnia.
Mit XV. 500 plus.
To główny mit założycielski IV RP, dlatego daję go na koniec. Ten mit ciągnie całe państwo PiS i dopóki środki będą płynąć, a będą do ostatnich dni, państwo to będzie istnieć, niezależnie od tego, co zrobi lub czego nie zrobi opozycja.
Mit prawdziwy jest tylko pod jednym względem, pod tym, że środki płyną. Z całą resztą już tak dobrze nie jest. Koszt tego programu jest niebotyczny i w ciągu trochę ponad 4 lat wyniósł budżet ponad 100 miliardów złotych. Jego efektem ubocznym jest stale rosnąca inflacja i permanentny brak rąk do pracy, co przy jeszcze niedawnym wzmożeniu gospodarczym mogłoby się przełożyć na naprawdę porządny wzrost gospodarczy.
Tymczasem przez cztery ostatnie lata przyrost PKB wcale nie jest większy od wzrostów z czasów poprzedników. Chwalenie się tempem wzrostu PKB na poziomie 3-4%, w porywach 5, to przy tak dobrej jeszcze niedawno koniunkturze jest po prostu śmieszne. Do tego program ten nie przyniósł żadnych pozytywnych efektów w dwóch najważniejszych jego celach. Przyrost naturalny mamy już od dawna ujemny, a obszary biedy wcale się nie zmniejszyły, wręcz przeciwnie – zwiększyły. Jedynym efektem tego programu było pompowanie konsumpcji wewnętrznej, jedynego silnika, który pracował w Polsce od 2015 roku. Pozostałe (eksport i inwestycje) albo stoją, albo są na poziomie znacznie poniżej oczekiwań.
Fundamentem tego mitu była oczywista nieprawda o tym, że poprzednie rządy nic Polakom nie dały. W latach 2008-2015 (przy dwóch potężnych kryzysach 2008 i 2013 roku) rządy PO i PSL wdrożyły kilkanaście programów prorodzinnych. Rzecz w tym, że z informacją na ten temat było u nich na bakier.
Podglebiem tego mitu jest też kwestia zasadnicza, czyli odwieczny dysonans związany z rolą państwa wobec obywateli. Liberalne rządy zawsze wolą dawać przez inwestowanie, rządy populistyczne dają poprzez dawanie. Który model na dłuższą metę jest zdrowszy dla państwa, dowiemy się już wkrótce.
15 mitów założycielskich IV RP, które tu opisałem, są mitami zbudowanymi na kłamstwie lub manipulacji – tezę tę postawioną na wstępie, udowodniłem bez żadnych problemów.
Rzecz jest w czym innym. Mianowicie w tym, dlaczego kłamstwo wygrywa od lat z prawdą?
I niech to będzie dobre pytanie na te specyficzne Święta Zmartwychwstania Pańskiego.