W rozlicznych dyskusjach toczących się obecnie wokół ewentualnych teczek prezydenta Lecha Wałęsy wielu komentującym umyka jeden istotny fakt. Otóż Polska jako pierwsza wyłamała się z bloku państw socjalistycznych. Inne państwa tego bloku korzystały z naszych osiągnięć i nie musiały tak mocno negocjować i iść na kompromisy z władzami komunistycznymi. Czechom, Węgrom czy Wschodnim Niemcom wystarczało wskazanie na nasz kraj, nie tylko pierwszy na drodze do wolności, ale też i największy w dawnym bloku państw socjalistycznych (bo ciężko liczyć tu (post)maoistowskie Chiny, czy Republiki Radzieckie, wtedy jeszcze zniewolone).
Jacek Tabisz - ateista, poeta, muzyk, publicysta, badacz kultur orientalnych, od 2011 prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów.
Młode pokolenie Polek i Polaków najwidoczniej jest w swej większości bardziej prawicowe i „ojczyźniane” od pokolenia ojców i matek. To samo w sobie nie jest złe, na takich postawach też można budować silny kraj i silną Europę, również na sprawiedliwych zasadach. Patrząc na dość moim zdaniem samobójcze poczynania Francji i Niemiec wobec cywilizacji islamu, uważam nawet, że trochę więcej prawicowej narracji jest Europie potrzebne. Byle by ta prawicowa narracja nie stawała się rasistowska, nacjonalistyczna i zgubna dla jedności Europy, która to jedność jest naszą główną szansą na znaczenie polityczne, ekonomiczne, militarne i kulturowe w przyszłości.
Niestety, prawicowość polskiej młodzieży jest dość naiwna. Łatwo jej wcisnąć nieprawdziwe informacje, lub wypaczoną perspektywę. Gdy czytam komentarze wokół TW Bolka, Okrągłego Stołu, Michnika etc., mam wrażenie, że młodzi polscy wyborcy nie zdają sobie sprawy z tego, że ten, kto pierwszy naruszył Żelazną Kurtynę miał bardziej związane ręce od tych, którzy podążyli jego śladem. Polska była pierwsza na drodze do wolności i w związku z tym szła przez teren trudny i nieznany. Czesi, Węgrzy, Wschodni Niemcy, a później dawne Republiki Radzieckie mogły iść po śladach zostawionych przez naszych bohaterów. Było im łatwiej. Jak jednak wiemy, nie wszyscy z tej szansy w pełni skorzystali.
W sprawie współpracy prezydenta Lecha Wałęsy z SB nie wiemy jeszcze wiele na pewno. Nie rozumiem, dlaczego IPN zgodził się na przedstawienie teczek TW Bolka przed pełną analizą grafologów. Z istniejących dokumentów, jeśli są one prawdziwe, również nie wynika jeszcze ostateczny werdykt w tej sprawie.
Jeśli te dokumenty są prawdziwe, możliwe jest wiele scenariuszy. Pierwszy z nich to ten, w który wierzy większość polskiej propisowskiej prawicy (oraz trochę niepropisowskiej). Potwierdza on jej narrację o „zdradzie okrągłego stołu” poprzez układ kontrolowanej części opozycji z PZPR. W tej hipotezie współpraca Lecha Wałęsy z komunistami nie kończy się w roku 1976, ale trwa dalej i ma wpływ na niechęć prezydenta Lecha Wałęsy wobec dokonania pełnej lustracji w Polsce.
Faktem jest, że część bohaterów Solidarności została w trakcie przemian na bocznym torze, zaś część byłych członków PZPR uwłaszczyła się z dużym powodzeniem na byłym wspólnym majątku PRL. Jednakże te zjawiska niekoniecznie musiały się wiązać z tym, że dawni agenci SB nadal mieli haki na prezydenta Lecha Wałęsę. W wielu walkach o niepodległość, w różnych epokach i w różnych krajach, część bohaterów zostawała na ulicy z żebraczą miską. Walczyli oni o wolność, ale nie dla siebie. Poświęcili swój rozwój zawodowo – ekonomiczny na rzecz walki o niepodległość, zaś reszta społeczeństwa, korzystając z wywalczonej przez nich wolności, nie była na tyle świadoma i etyczna, aby podać im rękę na znak wdzięczności i pomóc odzyskać utracony w obozach internowania czas...
Jeśli chodzi o zręczną kapitalizację części elit komunistycznych, to stała za tym kompromisowa droga do niepodległości wynikająca z tego, że Polska była pierwsza. Węgrzy, Czesi, Słowacy, Litwini mogli sobie pozwolić na więcej idąc wygodnie po naszych śladach, po przebitej przez nas przez zaspy drodze.
W perspektywie części polskiej prawicy ważną rolę pełni szybki upadek rządu Olszewskiego. Być może rzeczywiście był to moment, w którym można było wypowiedzieć byłym komunistom dawny kompromis (choćby przez pełną oraz surową lustrację) i iść dalej. A być może nie. Pamiętajmy, że wojsko, policja zmieniały się wolniej, niż reszta społeczeństwa. Późniejsze zwycięstwo postPZPRowskiej lewicy pokazało też, że w Polsce żyje spora grupa osób niezadowolonych z Solidarnościowej drogi do wolności. Możliwe więc, że niezależnie do tego, co robił i myślał prezydent Lech Wałęsa, rząd Olszewskiego musiał upaść, gdyż siedział na beczce prochu.
Jak widać, mamy tu wiele niewiadomych. Nie można, moim zdaniem, odrzucać z pogardą tej hipotezy prawicy (o ile teczki Bolka są prawdziwe), bo nie jest ona zupełnie nieprawdopodobna. Tak samo nie można przyjmować jej za pewnik. Niepokój budzi moment, w którym te informacje wyszły na jaw. W sieci, obok zwolenników PiS szaleją też trolle Putina. Destabilizacja Polski jest Putinowi bardzo na rękę. Wiem oczywiście, że PiS nie kipi miłością do Rosji (i słusznie!), ale destabilizacja polskiego Trybunału Konstytucyjnego jest dla Putina korzystna. Wraz z naruszeniem fundamentów Państwa Polskiego chwieje się mocniej Europa, co daje prezydentowi Rosji ogromny powód do radości. Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych, ale zastanawia mnie fakt, dlaczego wdowa po Kiszczaku ujawniła te teczki akurat teraz.
Scenariusz przyjmowany przez propisowską prawicę zakłada też pewien geniusz PZPR. Aby to wszystko miało rację bytu, komunistyczne elity rządzące naszym krajem powinny już w 1980 roku wiedzieć, że ZSRR padnie i szykować się do procesu przemian. Inaczej wykorzystałyby swój wpływ na Wałęsę wcześniej, w czasach pierwszej Solidarności. Obecna sytuacja SLD zdaje się jednak przeczyć tezie o politycznym geniuszu działaczy PZPR... Inna, dość paradoksalna teza mogąca wyjaśniać prawdopodobieństwo scenariusza „wielkiej zdrady Wałęsy i Okrągłego Stołu” mówiłaby o tym, że de facto to PZPR (a nie Solidarność) wyzwolił nasz kraj, przy okazji zachowując sobie trochę smacznych pączków.
Jeśli hipoteza Pisowskiej prawicy na temat Lecha Wałęsy jest jednak prawdziwa, ciężko się dziwić oburzeniu osób, które czują się zdradzone i zostawione na lodzie przez proces przemian w Polsce. Choć obecna sytuacja wspiera pośrednio PiS w działaniach niekonstytucyjnych i mających na celu podważenie liberalnego kształtu naszej demokracji, uważam, że przeciwnicy PiS nie powinni jednoznacznie kpić z żalu i oburzenia ludzi, którzy zostali poszkodowani przez obiektywnie istniejącą niesprawiedliwość procesu przemian w Polsce. Moim zdaniem, pomimo niedoskonałości tego procesu Polska wiele osiągnęła i ostateczny bilans jest dodatni. Ale ten bilans ma też wiele ofiar, które mają prawo do gniewu, odkrywając, iż być może nie padły ofiarami przypadku, ale celowych działań.
Drugi scenariusz, o ile teczki Bolka są prawdziwe (czego jeszcze nie wiemy), to „droga świętego Pawła” (jestem ateistą, ale co tam, chcę być dobrze zrozumiany). W tym scenariuszu przyjmujemy, że Lech Wałęsa w latach 1970 – 76 rzeczywiście poszedł na współpracę z SB, ale później się nawrócił i robił to, co winien był robić bohater Solidarności.
Taka wewnętrzna przemiana to nic złego, ani nic dziwnego, choć oczywiście inaczej jest, gdy ktoś był po prostu szczerym i jawnym komunistą, aby później powiedzieć szczerze i jawnie „nie!”, a inaczej, gdy ktoś był donosicielem za pieniądze i w pewnym momencie z tego po cichu zrezygnował.
Z pewnością zabrakło w tym scenariuszu uczciwego wyznania Lecha Wałęsy, ale może było ono niemożliwe. Pomyślmy, co by się stało, gdyby w walce wyborczej z Tymińskim Wałęsa nagle wyznał esbecką przeszłość. Historia naszej niepodległości mogłaby się potoczyć znacznie gorzej... Być może Wałęsa chciał nawet to wyznać, ale jego doradcy odradzili mu to? Takich rzeczy nie wiemy i może nigdy się nie dowiemy.
Pojawia się też pytanie, dlaczego ktoś z tak niedobrą kartą z przeszłości (o ile ta jest prawdziwa) zajął miejsce lidera Solidarności? Przecież było wiele osób i na miejscu Wałęsy mogłaby stanąć inna osoba z Solidarności? Zawsze można powiedzieć „ja nie chcę, ty prowadź ludzi”. A może było to niemożliwe? Może tylko Wałęsa zapewniał jedność polskiej opozycji? Tego też nie wiemy, to też wymaga badań.
W każdym bądź razie, nawet, jeśli w drugim scenariuszu Lech Wałęsa przemilczał niechlubny okres w swoim życiu i po prostu starał się, wiedziony ambicjami, stanąć na czele Solidarności, to wiele wskazuje na to, że zrobił to doskonale. Wielu mężów stanu miało bardzo nieciekawe karty w przeszłości. Jednak dobrze, że byli!
Trzeci scenariusz to (o ile teczki Bolka są prawdziwe) Konrad Wallenrod. Lecha Wałęsę część Polaków uważa za prostaka, choć część działań i wypowiedzi lidera dawnej Solidarności zdaje się świadczyć o momentach wyjątkowego wyczucia politycznego. Z pewnością wyprowadzenie wojsk radzieckich z Polski (a za nią z całej postsowieckiej Europy) to ogromny i często niedoceniany sukces prezydenta Lecha Wałęsy.
Lech Wałęsa mógł zatem przystać na czasową współpracę z SB, aby unieszkodliwić czujność komunistów. To mogło mu pomóc w dalszych działaniach. Być może dopiero w stoczni „zerwał się ze smyczy”. Kilka wypowiedzi Wałęsy z przeszłości zdaje się nawiązywać do takiego scenariusza. Oczywiście KC PZPR mogło natychmiast w odwecie wykorzystać dowody współpracy Wałęsy z SB, ale kto by im w 1980 roku uwierzył?
Obok tych trzech scenariuszy zachodzi też masa innych, choćby takie zakładające frakcje w schyłkowej PZPR, czy nawet wpływ obcych państw na wydarzenia w Polsce. Autentyczność teczek TW Bolka nadal zostaje niewiadomą i naprawdę, to skrajnie dziwne, że IPN postanowił je tak szybko upublicznić. SB miało wiele powodów aby preparować fałszywe dokumenty na temat Wałęsy, a najlepsze z fałszywych dokumentów to takie, które po części są prawdziwe. Być może Lech Wałęsa rzeczywiście coś podpisał pod przymusem, ale SB dołożyło dla skompromitowania go listę płac? Być może nawet te dokumenty powstały niedawno w Moskwie?
Nie podoba mi się entuzjazm z jakim do znalezisk z domu Kiszczaka podchodzi prawica. Oczywiście – te znaleziska być może potwierdzą po części krytyczne opinie prawicy na temat Okrągłego Stołu i okresu przemian, możliwe też, że zwrócą honor historykom, którzy byli wyśmiewani za mówienie o TW Bolku. W szerszej jednak perspektywie znaleziska z domu Kiszczaka być może niszczą, lub naruszają piękną polską legendę. Dla żadnego patrioty, nawet pokrzywdzonego w procesie przemian, nie powinien być to zatem powód do wielkiej radości. Oczywiście rozkoszny uśmiech malujący się na twarzach tropicieli TW Bolka (ja pamiętam zwłaszcza Ziemkiewicza, był naprawdę niesamowicie szczęśliwy) upewnia mnie w tym, że raczej nie dowiemy się prawdy o tym wszystkim. Nawet gdyby jednak najgorszy scenariusz okazał się prawdziwy, to większość Polaków, która z bloku sowieckiego wkroczyła do wolnego świata, rzeczywiście stała się ludźmi wolnymi. PRL była ruiną, nawet jeśli jej majątek zapewnił pewnej grupie osób nieuczciwie lepszy start, to i tak do większości rzeczy nasze społeczeństwo doszło samodzielnie. Liczba polityków, która była jeszcze dziećmi w 1989 roku siłą rzeczy w naszym sejmie rośnie, choć możliwe, że niezależnie od tego „jak jest” zbyt wolno.
A tymczasem podziały w naszym społeczeństwie narastają. Ciężko wręcz pisać na jakikolwiek temat, bo ma się wrażenie wkraczania do rzeki nienawiści. Za jakiś czas nie będzie już Kaczyńskiego ani PiS, ale mam wrażenie, że ta przepaść długo jeszcze będzie trwała. Główną winę ponosi tu PiS z pogardą i siłowo wykuwający IV RP w sejmie i w swoich mediach. Winni są też niektórzy dziennikarze i politycy z drugiej strony barykady bawiący się w hasła, gdzie nie ma miejsca na refleksję, na szukanie drugiego dna, na jakieś zniuansowanie. Oczywiście PiS wymusza takie przejaskrawione i uproszczone „głoszenie prawd i uczuć”, ale potęgowanie tego zjawiska tylko piętrzy wysoko w górę ściany wyrw w naszym społeczeństwie.