Nie po raz pierwszy w historii religii zdarza się, że szeregowi wierni są bardziej zawziętymi obrońcami dogmatów, niż kler, a nawet papieże. Jest to smutne zjawisko, gdyż pokazuje, iż sztuczne zakazy i nakazy dawnych religijnych narracji nie są ludziom narzucane z zewnątrz, lecz nieraz stanowią ważne źródło ich tożsamości.

REKLAMA
A smutna to tożsamość, która spełnia się między innymi w piętnowaniu „innego”, czy będzie nim homoseksualista, heretyk, innowierca czy też niewierny. W samym zjawisku budowania tożsamości o sztuczne, nieprawdziwe historie nie ma jeszcze nic skrajnie niebezpiecznego. Mamy na przykład kluby miłośników powieści Tolkiena, których członkowie do pewnego stopnia starają się niekiedy uwierzyć w to, że fantastyczne zdarzenia i krainy, sugestywnie wymyślone przez brytyjskiego ojca fantasy są prawdziwe. Nie jest to zbyt wartościowe zjawisko z racjonalnego punktu widzenia, choć może jednak czasem korzystnie wpłynąć na rozwój wyobraźni. Gorzej by było, gdyby zagorzali fani Tolkiena zaczęli wyrażać chęć prześladowania osób nie znających opowieści o elfach i hobbitach, jak też i traktować ich jako ludzi podrzędnej kategorii, nie tylko w prywatnych relacjach, ale poprzez prawodawstwo.
Z religiami bywa inaczej, niż z fanklubami światów fantasy. Świadczy o tym choćby ostatnia polemika redaktora naczelnego portalu Fronda z poglądami głoszonymi przez obecnego papieża, a raczej z nadziejami, jakie wzbudziły one w sercach niektórych katolików.
Na Onecie Tomasz Terlikowski stara się ostudzić poruszenie wśród wierzących przedstawicieli środowisk LGBT, spowodowane ostatnimi wypowiedziami papieża: „Problemem nie jest taka orientacja sama w sobie, musimy być sobie braćmi. Problemem jest wywieranie nacisku za pomocą tej orientacji, lobby chciwych ludzi, lobby polityczne i masońskie, tak wiele różnych lobby […] Jeśli ktoś jest homoseksualistą, szuka Boga i ma dobrą wolę, to kim jestem, aby go oceniać?”. Choć w wypowiedziach Franciszka I widać wolę szukania innego „innego”, na którym można budować religijną tożsamość (masonów, kapitalistów), faktem jest, że tak życzliwe wypowiedzi na temat osób homoseksualnych są czymś nowym jeśli chodzi o głowę kościoła katolickiego.
Do tych słów papieża odniosła się między innymi organizacja „Wiara i Tęcza”, zrzeszająca gejów i lesbijki, wyznających katolicyzm. Na portalu WIT czytamy: "Franciszek wykazuje się po raz kolejny ogromną odwagą i daje świadectwo prawdzie […]. Mamy nadzieję, iż jest to pierwszy krok, aby doprowadzić do tąpnięcia tamy odgradzającej wielu ludzi od Kościoła, zwłaszcza katolickiego. Gdyby tylko papież i reszta duchowieństwa otworzyli się na to, iż miłość homoseksualna, również fizyczna, pochodzi od Boga i jest wykorzystaniem jego daru"
Tomasz Terlikowski nie podziela jednak optymizmu wierzących homoseksualistów: „Państwo z organizacji Wiara i Tęcza mogą sobie pomarzyć. Ale nic się nie zmieni. […] Co więc w istocie powiedział papież? - Przypomniał, że osobom homoseksualnym należy się szacunek. W żadnym razie nie oznacza to, że zmienia się stanowisko Kościoła wobec takich osób, bo to jest niemożliwe. Seks homoseksualny mężczyzny z mężczyzną i kobiety z kobietą jest w oczach Pana obrzydliwością, jest grzechem ciężkim”. Po wypowiedzi tej widać, że dla spójności tożsamościowej redaktora Frondy ważne jest, aby homoseksualiści byli prześladowani na tle tego, kim są. Jest to na tyle istotne, iż Terlikowski dodaje nawet: "papież nie ma władzy nad doktryną, Pismem Świętym i tradycją". Nie są to oczywiście słowa prawdziwe, zgodne z praktyką kościoła katolickiego, gdyż papieże nieraz wprowadzali do doktryny i tradycji nowe elementy, co oczywiście wpływało na interpretację Biblii. Warto wspomnieć choćby nowe dogmaty, takie jak niepokalane poczęcie Marii, mitycznej matki Jezusa, czy też nieomylność papieża. Zatwierdzanie nowych świętych, zakonów i organizacji typu Opus Dei, też oczywiście miało i ma wpływ na „tradycję i doktrynę”. Zarówno Opus Dei, jak i Legion Chrystusa są do tego bezpośrednio podporządkowane nieomylnym obecnie papieżom, podobnie jak dawniej byli jezuici (choć papieże ówcześni „nie wiedzieli” jeszcze o swojej nieomylności, podobnie jak o niepokalanym poczęciu Matki Jezusa). Zatem, wbrew słowo Terlikowskiego, papieże mają taką władzę i mogą nawet stworzyć progejowski dogmat, czego redaktor Frondy najwyraźniej się boi, gdyż zakłóciłoby to jego tożsamość.
Można jednak spodziewać się tego, iż Terlikowski ma wiele racji a propos tego, co chciał powiedzieć papież Franciszek I. Choć papież powiedział o gejach i lesbijkach: "nie możemy ich marginalizować", to jednak dodał - wskazując na zapisy Katechizmu KK - że orientacja homoseksualna nie stanowi grzechu, są nim dopiero czyny o takim charakterze. I tu rzeczywiście wracamy do tego, co było. W końcu w myśl ideologii chrześcijańskiej „cierpienie uszlachetnia”. Można przypuszczać, iż orientację homoseksualną pojmuje Franciszek I jako krzyż niesiony przez wiernego, który powinien w sobie ów „grzech” aktywnie zwalczać.
To znaczenie ostatnich wypowiedzi papieża podchwytuje radośnie Terlikowski, stwierdzając ostatecznie iż: „Media dokonały manipulacji słów papieża, sugerując, że pojawiła się jakaś nowość”.
Cóż można powiedzieć patrząc z zewnątrz, jako ateista, na temat tych katolickich walk o dogmaty? Po pierwsze, dziwię się osobom homoseksualnym, że tak bardzo przywiązane są do religii, której święty tekst – Biblia, rzeczywiście mocno i wielokrotnie potępia homoseksualizm. Oczywiście łatwo to moje zdziwienie sobie tłumaczę. Mało który człowiek jest racjonalny choć trochę, a w pełni racjonalnych ludzi nie ma. Wiara religijna, jak i wiele innych schematów myślowych i uprzedzeń, zostaje najczęściej wdrukowana w dzieciństwie, co często owocuje niespójnością spojrzenia na świat. Homoseksualiści nie różnią się tu niczym od heteroseksualistów, zatem wielu z nich potrzebuje uznania jako pełni członkowie wspólnoty katolickiej. Choć mi taka potrzeba jest obca, oczywiście współczuję dyskryminowanym.
Mimo to rezerwuję sobie jeszcze jedno zdziwienie – dlaczego tak niewielu katolików zgłasza chęć wykreślenia z Biblii szczególnie dyskryminacyjnych fragmentów? Czy środowiska LGBT, które utożsamiają się z wiarą chrześcijańską, nie powinny lobbować za redakcją Biblii, po uznaniu na przykład, iż co drastyczniejsze relacje i dogmaty „są tylko dopiskami zwykłych ludzi”? Czy może wierzą, iż ich bóg jest niedoskonały, a jego homofobicznych uprzedzeń nie wolno korygować? Skoro tak, to w oczywisty sposób oczekują iż papież Franciszek I będzie lepszy od boga w którego wierzą, co po lekturze Biblii nie wydaje się zbyt trudne…
Co by jednak było, gdyby papież Franciszek rzeczywiście okazał się lepszy od demiurga zgodnego z biblijnym opisem? Z mojej, ateistycznej perspektywy, szczytem dobroci ze strony każdego duchowego przywódcy byłoby wyznanie, iż jest się tylko zupełnie normalną osobą, zaś wszelkie duchowe atrybuty są tylko złudzeniem. Po czym zachęcenie wszystkich, aby poznawali świat i własną egzystencję na własną rękę, bez żadnych guru, papieży, lamów, muftich etc. Nie sądzę, aby w przypadku głowy kościoła katolickiego kiedykolwiek to było możliwe, choć zdarzały się związki wyznaniowe ewoluujące w tak wolnomyślicielskim kierunku…
Źródło:
http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/tomasz-terlikowski-papiez-nie-ma-wladzy-nad-pismem-swietym-i-tradycja/4ycpt#.Uf5IPoBFpOI.facebook