Minął ponad tydzień odkąd wyleciałem z Polski na kolejną miniemeryturę. Dziś po raz pierwszy otwieram w Japonii laptop ... Ta przerwa w konsumowaniu social mediów i telefonów (zabrałem jednak ze sobą Samsunga, żeby robić ładne zdjęcia, ale od wejścia na lotnisko w Warszawie przez cały czas jest w trybie samolotowym) dobrze mi robi. Myśli są spokojniejsze, pojawia się wiele pomysłów, które mnie inspirują, jest więcej obecności w „tu i teraz” i generalnie dostrzegam więcej tego, co się wokół mnie dzieje. Z drugiej strony czuję już, że tęsknie za pracą. Za szkoleniami, za Akademią Trenerów Mentalnych, za Klientami (biznesmanami czy sportowcami – trzymam za Was kciuki). Ktoś może nazwie to pracoholizmem. Ja odczuwam to jako pasję – robię coś, co kocham robić i nawet będąc na długich, dwumiesięcznych wakacjach, myślę o tym w pozytywny sposób…
Minął ponad tydzień odkąd wyleciałem z Polski na kolejną miniemeryturę. Dziś po raz pierwszy otwieram w Japonii laptop ... Ta przerwa w konsumowaniu social mediów i telefonów (zabrałem jednak ze sobą Samsunga, żeby robić ładne zdjęcia, ale od wejścia na lotnisko w Warszawie przez cały czas jest w trybie samolotowym) dobrze mi robi. Myśli są spokojniejsze, pojawia się wiele pomysłów, które mnie inspirują, jest więcej obecności w „tu i teraz” i generalnie dostrzegam więcej tego, co się wokół mnie dzieje. Z drugiej strony czuję już, że tęsknie za pracą. Za szkoleniami, za Akademią Trenerów Mentalnych, za Klientami (biznesmanami czy sportowcami – trzymam za Was kciuki). Ktoś może nazwie to pracoholizmem. Ja odczuwam to jako pasję – robię coś, co kocham robić i nawet będąc na długich, dwumiesięcznych wakacjach, myślę o tym w pozytywny sposób…
10 obserwacji, które poniżej umieszczę, kiełkowało we mnie stopniowo. Są one oczywiście subiektywne, dotyczą tylko Tokio (w którym jestem) i umiejscowione są czasowo w lipcu 2017-tego roku. Nie lubię stereotypów i generalizacji, więc będę się ich starał unikać. Zapewne w każdym dużym mieście (a zwłaszcza tak dużym jak Tokio) znajdą się i skrajności i mainstream. Opiszę to, co zobaczyłem z pokorą, a nie z perspektywy dziennikarza, antropologa czy – tym bardziej – japonisty. Z drugiej strony zwiedziłem już pół świata (i w tym przypadku nie jest to przenośnia), przeczytałem dziesiątki książek o Wschodniej Azji i spędziłem wśród Azjatów tysiące godzin. Czuję się więc na siłach, by trochę opowiedzieć o tym, co zainteresowało mnie w Japonii – wierzę, że to może być interesujące także dla moich Czytelników…
1. Słynna japońska uprzejmość – od razu po wylądowaniu na Narita Airport, zwróciły moja uwagę wydłużane na końcu okrzyki pracowników lotniska do turystów („Preper jor paspooooort pliiiiiiiiz”). Uśmiechnięci Japończycy pomagali wypełnić wniosek wizowy, pokazywali, gdzie ustawić się w najkrótszej kolejce, a do tego kłaniali się w pas, kiedy się na nich spojrzało. Z jednej strony trochę mnie to krępowało, a z drugiej pomyślałem: „to pewnie ta tradycyjna japońska uprzejmość”. I faktycznie, bardzo często Japończycy są pomocni, a wręcz usłużni – w metrze, w sklepach, na recepcji hotelu i na ulicach. Ale… Nie jestem wcale przekonany, że to wynika z ich indywidualnych wyborów. Na pewno trochę z kultury, gdzie gigantyczny wpływ miał na Japonię Konfucjusz (chiński filozof, którego uwielbiam za wiele poglądów na temat wychowania i społeczeństwa obywatelskiego, aczkolwiek za jego poglądy na temat kobiet powinien według mnie dostać solidnego klapsa od jakiejś dobrze zbudowanej feministki). Pewnie też trochę ze szkoleń pracowniczych (im droższy hotel czy lepsza restauracja, tym te ukłony są niższe). Zdarzyło mi się jednak odczuć też opryskliwość i wyniosłość – zarówno w stosunku do mnie (późną nocą, kiedy robiłem zakupy w 7eleven), jak i do innych Japończyków (w metrze lub na przejściu dla pieszych). Czuję więc, że ta uprzejmość jest obecna, ale odbywa się pewnym wysiłkiem. Wynika z tradycji (bardzo tu ważnej i respektowanej), z kultury i z imperatywu, że każdy Japończyk ma swoją rolę w społeczeństwie i powinien pomagać innym i o nich dbać, żeby całe społeczeństwo było szczęśliwe i spełnione (Konfucjusz).
2. Cisza w metropolii – to niesamowite, ale ta 14-milionowa metropolia jest cicha (oczywiście, jak na wielkie miasto). To co bardzo mi się nie podobało (w przeciwieństwie do moich pracowników, pamiętasz Paweł Cieślak?) w Nowym Jorku to ciągłe klaksony i krzyki „Taxi!!!” na pół ulicy. Wrrr… Nie cierpiałem hałasu Nowego Jorku. Tutaj, panuje na ulicy względna cisza. Nikt nie chce jej chyba przerywać niepotrzebnym klaksonem czy okrzykami bo to mogłoby przeszkadzać innym mieszkańcom, a tego tokijczycy by przecież nie chcieli. (Trochę inaczej jest oczywiście w dzielnicach handlowych, ale do tego jeszcze wrócę.) W restauracjach rozmawia się sciszonym głosem, tak by poza obręb Twojego stolika nie wydostały się treści rozmowy. A jak już ktoś rozmawiał głośno i żywo gestykulował to okazywało się, że to… ja! Lub jakiś inny turysta. Z czasem zorientowałem się jednak i dostosowałem do cichego Tokio. W nocy (a potworny jet lag wyganiał mnie z łózka na długie spacery) ta cisza robiła na mnie podwójne wrażenie. Chodziłem po jednym z największych miast świata, a mój zmysł słuchu czuł się jak w Beskidach…
3. Czyste miasto bez kubłów na śmieci – kolejnym zaskoczeniem było to, jak czysto jest w Tokio na ulicach. Jedna stewardessa powiedziała mi kiedyś, że na stolikach z oparć foteli w samolocie jest znacznie więcej zarazków niż na niektórych autostradach. Jeśli tak faktycznie jest, to chyba mówiła o drogach Tokio. Nic się tu nie wala po ziemi (a jak już się wala, to Pan Sprzątacz Japończyk – oczywiście w krawacie – od razu się tym zajmie i posprząta elektroniczną łopatką i usunie z pola widzenia przechodniów). A żeby było śmieszniej – na ulicach nie ma praktycznie w ogóle koszy na śmieci! Czasami jak zabierałem rachunek ze sklepu czy knajpy (teraz już nie zabieram) to przez godzinę miętosiłem go w ręku i wypatrywałem jakiegoś kubełka. A tu nic! Śmieci zabiera się więc ze sobą do domu / hotelu i… oczywiście obowiązkowo segreguje (podobno na tym punkcie Japończycy mają fizia).
4. Pracoholizm i smutek – podczas moich nocnych spacerów po centrum, przechodziłem często pod budynkami znanych międzynarodowych korporacji. Bez względu na to czy była 21:00, 23:00 czy 02:00 w nocy, w oknach paliły się światłą. Widziałem też nie raz grupki „białych kołnierzyków” wypluwanych nocą przez jakiś szklano-stalowy budynek na pastwę taksówek i tokijskiego metra… Wydaje mi się więc, że nie jest to tylko stereotyp, iż Japończycy są pracoholikami. Słyszałem, że niezwykle ważna jest dla nich lojalność do firmy i okazywanie zaangażowania, nawet jeśli miałoby to oznaczać posiadanie śpiwora w biurze i odpisywanie na maile w każdej wolnej chwili, w ciągu całej doby. Pewnie nie bez powodu, Japonia jest krajem bardzo rozwiniętym i technologicznie przodującym w wielu aspektach. Pewnie nie bez powodu, to tu powstało kaizen i takie marki jak: Toyota, Sony, Toshiba, Sharp czy Infiniti. Pewnie też nie bez powodu Japończycy nałogowo śpią w metrze, a nawet w… kawiarniach. Skoro pracują do północy to kiedyś i gdzieś trzeba odbić bilans snu. I jeszcze jedno (pewnie nie odważyłbym się tego napisać, gdyby nie to, że jestem trenerem mentalnym i co nieco o emocjach wiem): dużo smutku. Mam świadomość, że w każdym wielkim mieście spotkasz parę milionów ludzi uśmiechniętych i parę milionów smutnych, ale tu – w Tokio – miałem wrażenie, że mija mnie znacznie więcej zamyślonych, przygnębionych czy wręcz smutnych osób (Japończycy mają takie słowo jak „nayami”, które oznacza „codzienne zmartwienia"). I kiedy zaglądałem im w oczy, czasem miałem odczucie głębokiego, posłusznego i pustego smutku. Czuję, że ta presja społeczna na sukces zawodowy i przydatność dla społeczeństwa musi mieć jakieś skutki uboczne… Czasem moja „podrasowana” dość mocno empatia do ludzi dawała mi to w kość…
5. Handel i orgia kolorów – w centrach handlowych i na ulicach z knajpkami i sklepami można chyba zapomnieć o smutkach. Kto wie, może i o całym bożym świecie. Jeśli widzieliście kiedyś w telewizji kolorowe komiksy z Japonii to... właśnie tak tu wyglądają niektóre ulica. W Shinjuku, w okolicach Lumine (wielkie centrum handlowe) doświadczyłem całej palety kolorów, dźwięków (tu akurat było głośno), zapachów i smaków handlu, jakie tylko można sobie wyobrazić. Jak mnie ktoś zna bliżej to wie, że lubię przestrzenie i wolność. Tutejszy tłok skupiający się wokół handlarzy, kramików i sklepików wyciskał ze mnie energię. Ciekawie było zobaczyć tą orgię kolorów, ale… dziękuję, mi już wystarczy. Jeśli ktoś lubi kupować to będzie miał tu raj!
6. Zautomatyzowana automatyzacja – widziałem już automaty do kawy w Polsce i biletomaty w większości wielkich miast z liniami metra. W Tokio automatyzacja poszła jednak znacznie dalej niż w jakimkolwiek innym miejscu, które zwiedziłem. Chcesz się zameldować w hotelu – proszę najpierw do automatu po klucz i płatność. Pić Ci się chce? Co krok znajdziesz automat z puszkami i butelkami kolorowych napojów. Siku? Najpierw pobierz bilet z automatu, żeby wejść do kibelka. A może w golfa? Dobrze, ale najpierw zarezerwuj sobie godzinę i pobierz kwitek – w automacie. Można oszaleć. Automatyzacja jest tu tak rozwinięta, że nawet jak wybrałem się do pięknego parku (Gyoen National Park) to przed wejściem czekał na mnie automat do przejścia przez bramkę (cena za wizytę w tym parku to 200 Jenów, czyli ok. 6 zł, zresztą byłoby warto nawet za 60 zł). Pewnie świat będzie szedł właśnie w tym kierunku, ale co stanie się z ludźmi, którzy dotychczas obsługiwali innych ludzi. Elon Musk na jednym ze swoich wykładów mówił niedawno o nowej fali technologicznego bezrobocia. Myślę, że dożyjemy tego jeszcze w naszym pokoleniu, a kolejne pokolenia będą się głowić, jaką pracę wykombinować dla ludzi. Wracając jednak do Tokio – moja babcia by tu oszalała z tymi automatami!
7. Ciasnota – mieszkam w 4**** hotelu, z wysokimi ocenami na Bookingu (nie piszę tego, żeby się napinać – wprowadzam tylko kontekst). Zapłaciłem dużo bo generalnie mieszkanie i spanie w Tokio jest raczej drogie. Mój pokój na 11-tym piętrze wypasionego hotelu jest jednak taki, że gdybym pił alkohol to nie musiałbym się obawiać upadku. Nawet nawalony jak meserszmit nie mogę się w swoim pokoju wywalić bo ściany są zawsze obok. Żartowałem sobie, że gdzie bym nie przebywał w swoim pokoju (w łóżku, pod prysznicem czy przy oknie) – telefon mam zawsze pod ręką. Rzuca się aż w oczy, że ciasnota jest tu standardem. Sklep o wymiarach 8 metrów kwadratowych? Oczywiście! Nie zdziwcie się także, jak zobaczycie małe krzesełka, napaćkane obok siebie, przy długiej desce wystającej ze ściany i około 20 ludzi jedzących makaron pałeczkami w przestrzeni mniejszej niż moja łazienka w Polsce – ot zwyczajna tokijska restauracja. Nie wiem jak Maja Tokarska się tu mieściła… Ja praktycznie kucam pod prysznicem, a jak jadę ruchomymi schodami to przy końcówce się pochylam, żeby nie rąbnąć w jakąś reklamę (sufity są tu znacznie niżej niż w Polsce – nasz 3-piętrowy budynek, Japończycy by przerobili na 5-piętrowy). Japonia to jednak wyspy, w dodatku bardzo górzyste. Większość ludzi mieszka więc w pasie równin przy brzegach morza i miasto jest bardzo trudno rozbudowywać wszerz więc… buduje się je wzwyż, a ciasnota jest tu naturalna. Nie dla mnie. Ja wolę brać prysznic na stojąco…
8. Religia, a raczej jej brak – podobnie jak w Chinach, główną religią jest tutaj pieniądz. Co prawda małe świątynie są rozsiane po całym Tokio (głównie buddyzm i shintoizm). Niemniej mało w nich ludzi, a jeśli już, to chyba bardziej oddają się tu tradycji niż uświęconemu skupieniu. Tutaj religia służy człowiekowi, a nie odwrotnie. Państwo jest bardzo mocno oddzielone od religii i z tego co się dowiedziałem nawet w Konstytucji Japonii jest bardzo wyraźnie zaznaczona świeckość i wolność wyznania oraz sumienia. Kiedy chciałem tutaj porozmawiać z kimś o buddyzmie to pomimo swojej grzeczności i chęci pomocy, kiwali głowami i mówili smutno „Aj dont nooooooooł”. Pozostaje mi więc kontemplacja świątynek i czytanie o shinto.
9. Dużo jedzenia i szczupłych Japończyków – o ile zakwaterowanie w Japonii faktycznie jest drogie, jedzenie wychodzi raczej tanio. Mając w kieszeni 700 Jenów (na dziś to ok. 22 zł) spokojnie możemy zjeść pełen obiad. O picie nie trzeba się martwić bo w każdej restauracji podają wodę lub herbatkę za darmo i dolewają ile trzeba. Co ciekawe, w restauracjach Japonii nie daje się też napiwków. Przyzwyczajony do zaokrąglania rachunków wywoływałem konsternację, a nawet zawstydzenie japońskich kelnerów. Zawsze wydawali mi resztę co do monetki. W sumie, można się tu najeść do syta za niewielkie pieniądze. A wybór jest olbrzymi – od pysznego sushi (polecam kaiten zushi – czyli pływające talerzyki w korytku z wodą – wybierasz sobie, które Ci pasują i… mniam), poprzez amerykańskie steki, po włoską pizzę. Restauracji mrowie i wiele z nich naprawdę pyszna. Co ciekawe, przez cały pobyt widziałem może jednego grubaska. Nie wiem jak oni to robią, ale większość mieszkańców Tokio jest bardzo szczupła i dobrze wygląda (oczywiście nie liczę tu zawodników sumo, bo tych akurat jeszcze nie spotkałem – może i dobrze bo by mnie pewnie zepchnęli z ciasnego chodniczka).
10. Seksualność, marketing, tłok, bajeranckie kibelki, manga, pachinko i inne dziwnostki – bardzo chętnie, ale dopiero w kolejnym wpisie! Zbieram cała baterię ciekawych i szokujących zdjęć. Przy niektórych wyjdą Wam oczy z orbit:)
Jestem otwarty na dyskusje i komentarze. Ucieszy mnie także jeśli udostępnisz ten post dalej – lubię inspirować ludzi do podróży i wierzę, że ten wpis zachęci do odwiedzenia eklektycznej Japonii. Ja wracam do wypoczynku, a Wam życzę miłego wieczoru:) (u mnie za chwilę będzie północ, ale i tak pewnie szybko nie zasnę).