Parę tygodni temu, z typową dla siebie przenikliwością i cywilną odwagą, redaktor Paweł Lisicki na łamach Wirtualnej Polski bezkompromisowo wskazał zdrajców i donosicieli. Nosicielem genu zdrady okazał się Grzegorz Schetyna. Przewodniczący Platformy Obywatelskiej naraził się redaktorowi zapowiedzią, iż zabierze on w końcu głos w obronie polskiej demokracji na forum Parlamentu Europejskiego. Przyznaję, że bardzo mnie ten felieton zdziwił. Zdziwił mnie z wielu powodów. Otóż nie zaskoczyła mnie prawomyślność redaktora „Do rzeczy”. Pięć lat temu odważył się skrytykować Prezesa. Tak, i był to ostatni przebłysk jego intelektualnej niezależności. Otrzymawszy niedwuznaczną reprymendę w postaci groźby publicznego wyciągnięcia prywatnych moralnych rozterek, otrzymawszy ją z samych ust Jarosława Kaczyńskiego („Pewni ludzie, głoszą mocno idee katolickie, a mają czasem duże kłopoty z wcielaniem ich we własnym życiu”). Publicznie, w mediach, choć nie wprost, ale w typowy dla niego sposób – niedwuznacznej insynuacji, która jednak jednoznacznie jego osoby dotyczyła, stał się jednoznacznie, ostatecznie i bezkompromisowo niepokorny.
Od tej pory wykazuje całkowity brak pokory, choć trochę pokory byłoby zbawienne, pycha bowiem bardzo szkodzi obiektywizmowi sądów. Od tego czasu nagminnie i donośnie basuje Prezesowi w zależności od aktualnych ideologicznych potrzeb dominującej formacji politycznej, bezpardonowo atakując cele wskazane przez swego mentora. Gdy Prezes podniósł problem islamizacji Polski, Lisicki natychmiast zareagował, atakując religijnych fundamentalistów i fanatyków. Nie tych z Torunia, lecz tych zza morza. Prezes wskazał na problem genu zdrady i redaktor poczuł się w obowiązku wykonać zamówienie, wskazując konkretnych winnych.
Nie rozumiem jednak dlaczego dostało się Schetynie. Jego formacja bowiem postanowiła właśnie nie donosić. W trakcie debaty w Parlamencie Europejskim siedzieli cicho jak mysz pod miotłą. Nikt na sali nie prostował oczywistych kłamstw pani Premier – pamiętne „milion uchodźców z Ukrainy”. Żaden Polak nie obnażył propagandowych zaklęć w rodzaju „demokracja w Polsce jest niezagrożona i nigdy nie miała się lepiej”. Dopiero Belg, Guy Verhofstadt, potrafił zadać parę trudnych pytań i między innymi kluczowe, na które Beata Szydło nie umiała odpowiedzieć. To kluczowe pytanie dziś staje się bardzo aktualne i brzmi - czy polski rząd będzie respektował opinię Komisji Weneckiej jakakolwiek będzie jej treść?
Otóż nie, wtedy europosłowie Platformy postanowili udawać, że nie ma ich na sali. A i tak im się od Lisickiego dostało. Dostało, bo Grzegorz Schetyna zapowiedział jednak, że następnym razem zabierze głos. Paradoks polega na tym, że redaktor Lisicki jednoznacznie wskazał jako donosiciela i zdrajcę osobę, która ku przerażeniu własnych wyborców i uciesze swych przeciwników, milczała. Uwadze redaktora umknęli politycy, którzy już mieli okazję donosić na Polskę w Europie. Mało tego, robili to z zajadłością i widoczną do kraju naszego niechęcią, wręcz nienawiścią. Podam panu redaktorowi nazwiska to niejaki Duda, Andrzej i Ziobro, Zbigniew. Proponuję zająć się jak najszybciej donosicielami dokonanymi, odkładając na przyszłość donosiciela in spe.
Niech zapowiedź się spełni, a gdy Schetyna na Polskę doniesie, na przykład przy kolejnej debacie w Parlamencie Europejskim na temat opinii Komisji Weneckiej, wtedy będzie można w całej pełni obnażyć jego małość, zajadłość i antypolski charakter. Proszę jednak się nie martwić. Temat do bezkompromisowych badań się znajdzie już dziś. Nie trzeba czekać. Donosicielstwo bowiem kwitnie tu i teraz.
Oprócz Dudy i Ziobry arcydonosicielem i turbo szkodnikiem jest przecież Witold Waszczykowski. Mało tego, że doniósł na Polskę, to jeszcze doniósł na własny rząd. I co najważniejsze, jako jedyny do tej pory spośród listy targowicznan i zaprzańców, zrobił to skutecznie. Panie redaktorze jak może to ujść Pańskiej obywatelskiej moralnej czujności! Jak teraz Polska się będzie tłumaczyć? Oczywiście można łatwo wykazać, że komisja „w istocie” reprezentuje obce interesy - do wyboru – międzynarodowych korporacji, lewaków, liberałów, Niemców, Żydów – tu w zależności od zamówionego politycznie stopnia nie pokory – można wybrać.
I pewnie wszystko by grało, obronilibyśmy, jak mówi Prezes, suwerenność przed zakusami Unii Europejskiej, Rady Europy czy Komisji Weneckiej. Bezkompromisowości możemy uczyć się przecież od Żołnierzy Wyklętych, którzy nie wahali się walczyć z całym światem o polską wolność zabijając komunistów, Niemców, Żydów, Ukraińców, Białorusinów i z braku innych opcji także polskich chłopów. O nich też pisał niedawno z wielką swadą Paweł Lisicki. Brzmiałoby to o niebo bardziej wiarygodnie gdybyśmy nie mieli we własnych szeregach kapusia. Minister Spraw Zagranicznych jednak doniósł i jak teraz bronić suwerenności? Gdzie wartości? Przecież współcześni Wyklęci są, jak ich protoplaści, bez skazy. A może Waszczykowski to po prostu szpieg? Tylko czyj? – Platformy? Korporacji? Żydów? Niemców?
Cholera, pogubić się można. Ciekaw jestem jak Prezes to rozegra. Przeciek jako główny zarzut, w ustach człowieka, który przecieki wielbi, przeciekami się karmi od lat, brzmi przecież stosunkowo mało wiarygodnie. Ale nic to, niezależnie od tego co On zrobi, redaktor Lisicki z pewnością napisze o tym wzruszający, wzniosły i co najważniejsze odwołujący się do fundamentalnych chrześcijańskich wartości felieton.