Święto Godowe było szczególnym wydarzeniem w życiu dawnych Słowian. Swaróg – słońce, pokonuje ciemność i odzyskuje panowanie nad światem, przynosząc tym samym radość, nadzieję i optymizm. Jak wyglądały obchody? Co spożywali nasi przodkowie podczas tego święta? Jakie tradycje przetrwały do dziś?
Szczodre Gody przypadają na moment zimowego przesilenia, a same obchody mogły trwać nawet kilka dni. W tym czasie odprawiano wróżby, aby dowiedzieć się jaki los bogowie ześlą w przyszłym roku. Był to również czas poświęcony przodkom, dla których organizowano rytualne „obiaty” i palono ogniska.
No właśnie. Jak wyglądały potrawy Godowe? Jak informuje Paweł Lis z Grodziska Żmijowiska:
„Jak wyglądały – trudno dziś powiedzieć, ale stwierdzić można, że były one częstym i bardzo ważnym elementem obrzędowości zarówno domowej jak i tzw. solennej – publicznej. Wspólna uczta tzw. pir towarzyszyła m.in. rytuałowi składania ofiar bóstwom. Wśród spożywanych wówczas potraw ważną rolę odgrywało mięso, a także ser i pieczywo: chleb i specjalnie przygotowywany na takie okazje kołacz lub pieczywo figuralne np. w kształcie mostów lub studni. Wśród trunków na obrzędowych stołach dominował sycony miód”. Zachęcam do przeczytania całego wywiadu: „Co jedli dawni Słowianie?”
Szczodre Gody trwają do dziś!
Wiele ze zwyczajów, które były częścią tego święta przetrwało do dziś. Każdy kto jest „nowy w temacie” zapewne zdziwi się jak wiele z rytuałów dawnych Słowian wciąż praktykujemy.
Nasi przodkowie podczas Święta Godowego stawiali w izbie snop żyta zwany Diduchem. Dekorowano go suszonymi owocami oraz orzechami, a po Święcie przechowywano, aż do wiosny. Z nasion Diducha dokonywano pierwszego obsiewu.
W południowej Polsce dekorowano gałąź jodły, świerku lub sosny, wieszano pod sufitem nad drzwiami. Nazywano to podłaźniczką. Podczas przygotowywania stołu chowano siano pod jego nakryciem lub po prostu nakrywano samym sianem. Wszystkie te rytuały były związane z płodnością i miały zapewnić dobre plony w przyszłym roku.
Chodzenie przez grupę ludzi od domu do domu oraz śpiewanie Godowych pieśni, zwane dziś kolędowaniem, również pochodzi z okresu pogańskiego. Noszono przy tym wyobrażenia maszkar, którymi straszono widzów. To również miało służyć przyszłorocznemu urodzajowi.
Najstraszniejsza maszkara, turoń, czyli włochate bydle z rogami, czarne i posiadające ogromne zębiska, tańczyło i płatało figle oraz straszyło kobiety oraz dzieci. W końcu turoń padał i wszyscy rzucali się, aby go ocucić. Jednym ze sposobów obudzenia turonia było polanie mu do pyska gorzałki (kto by się nie obudził?!). Maszkara ożywała, a wszyscy cieszyli się, że wraz z nią ożyją pola i lasy.
Organizowano również pochody z gwiazdą, ale najlepiej posłuchajcie sami...
Słowiańska kuchnia pogańska
O tym co spożywali dawni Słowianie informują nas źródła archeobotaniczne i archeozologiczne. Wiemy, że kuchnia naszych przodków opierała się głównie na daniach przygotowywanych z roślin, jako, że w większości byli oni rolnikami. Dominowały różnego rodzaju polewki i bryje, być może jedynie z dodatkiem mięsa. Dziczyzna, wbrew pozorom, nie stanowiła podstawy pogańskiej kuchni słowiańskiej. Owszem polowano, ale jak pokazują źródła, raczej po to by uzupełnić zasoby.
Dawni Słowianie hodowali dużą ilość ziół, a do tych należały: chrzan, czosnek (spożywano również dziki), rdest ostro-gorzki, gorczycznik, mięta, jaody jałowca, lebiodka, kminek i czarnuszka, kolendra i gorczyca. Z pewnością używano ich również podczas świąt, w tym Szczodrych Godów.
Jaki piszą Hanna i Paweł Lisowie: Z badań etnologicznych wnioskować można, że w jadłospisie codziennym mogły dominować różnego rodzaju polewki – odpowiednik dzisiejszych zup, bryje i kluski – zróżnicowane co do gęstości potrawy w typie puddingu na bazie mąki i kaszy oraz same kasze pod różną postacią. Gotowano również żury – polewki na zakwasie z mąki żytniej. Mięso pojawiało się jako składnik tych potraw: suszone czy tłuszczowa okrasa oraz w postaci gotowanej, pieczonej lub wędzonej.
Dawni Słowianie mieli również swoje „słodycze”. Były to suszone owoce takie jak jabłka, gruszki, śliwy czy jarzębina. Dzięki temu udawało się dostarczyć organizmowi niezbędnych cukrów. Na przednówku zjadano także kasztany oraz inne dary lasu, w tym korę. Jak mus, to mus!
Co jedli nasi przodkowie podczas świąt?
Przede wszystkim należy dokonać podziału słowiańskich rytuałów na domowe i solenne, czyli publiczne. Do tych drugich jeszcze wrócimy, ale warto wspomnieć, że te pierwsze były odprawiane w kręgu rodzinnym i wiązały się z najbardziej rozpowszechnionymi w tamtych czasach kultem bóstwa domowego.
Dzielono się wszystkim tym co było akurat pod ręką, zależnie od pory roku. Supermarkety były jeszcze w powijakach, podobnie zresztą jak możliwość zamówienia pizzy z dowozem do domu. Jak piszą Hanna i Paweł Lisowie „(...) jedzenie było dla naszych przodków rzeczą niemal najcenniejszą”. Z tego powodu możemy domniemywać, opierając się na badaniach etnograficznych i wykopaliskach, że „spożywcza” część świąt była dla naszych przodków naprawdę istotna.
Kult domowy opierał się najstarszej na świecie zasadzie: coś za coś. Jeśli wydarzyło się coś szczęśliwego, domowemu bóstwu składano ofiarę z pożywienia. Najstarsza gospodyni musiała zabić czarną kurę w pobliżu znajdującego się w domu paleniska. Krew ptaka musiała spłynąć do dołka przy palenisku, a kawałki zwierzęcia, wraz z chlebem i miodem, zanoszono na poddasze domu. Taka ofiara nazywała się stopaanova gozba (gozva – jadło). Jak widać słowiaństwie bóstwa, zwłaszcza te z niskiego kręgu, nie były jakoś specjalnie wybredne.
Wiemy, że ofiary z żywności były składane również w najbardziej prozaicznych sprawach. Moją ulubioną jest ofiara dla bełtów, czyli złośliwych stworzeń, które miały w zwyczaju napadać na mężczyzn, upijać ich, gubić im drogę do domu (czasami zaganiać ich do łoża sąsiadki), wrzucać w krzaki i usypiać na całą noc!
Aby je obłaskawić należało przygotować miskę strawy i zostawić ją w kącie domostwa. Bełt, często pod postacią kota, przychodził i spożywał ofiarę. Jeśli tak się stało można było bezpiecznie udać się na spotkanie ze znajomymi, nieważne jak ostro zakrapiane, nie powinno być problemów z powrotem do domu. Jeśli kogoś interesują słowiańskie bestie i potwory to polecam materiał pt. "Mroczna Strona Słowiańszczyzny".
Drugim rodzajem potraw kultowych były te związane z publicznymi obchodami, którym towarzyszyła również odpowiednia liturgia. Dawni Słowianie najczęściej składali w ofierze jagnię lub woła, jak potwierdza Prokop z Cezarei. Bogów obdarowywano również nabiałem, miodem, rybami lub ciastami w kształcie przypominającymi mosty, studnie lub inne budowle, które były bardzo ważne z punktu widzenia życia plemienia lub osady.
Nasi przodkowie mieli bardzo praktyczne podejście do rzeczywistości. Większość ofiar zjadano od razu, jeszcze w trakcie trwania obrzędu. Z wykopalisk wiemy, że w Nowogrodzie podczas ofiary zjedzono tura lub byka, a Saxo Grammaticus po swoim pobycie w Arkonie stwierdził, że był uczestnikiem „uroczystych uczt pod pozorem kultu”. Ta tradycja przetrwała okres pogański i później była znana jako „Boże obiaty”, podczas których zapraszano znajomych, spożywano obfite i wystawne potrawy (zachowując wszelkie proporcje), aby uprosić bożą łaskę.
Jakie produkty i potrawy najczęściej pojawiały się na świątecznych stołach naszych przodków?
Słowiańskie rarytasy
Wspólne spożywanie rytualnych potraw było ważną częścią obchodów każdego święta, również Szczodrych Godów. Pierwszym z produktów, który pojawiał się na stołach naszych przodków, jest z pewnością kołacz. Jest to rodzaj obrzędowego pieczywa, podawanego podczas wielu świąt i ważnych wydarzeń w życiu człowieka, jak choćby swaćby – czyli słowiańskie wesele (ponownie zapraszam do przeczytania rozmowy na ten temat: „Swaćba, słowiańskie wesele”). Wypiekano go z mąki pszennej lub żytniej, a jego nazwa pochodzi prawdopodobnie od kolistego kształtu pieczywa.
Odkryte przez badaczy figury i posągi słowiańskich bogów świadczą o tym jak ważne było pożywienie w obrzędach kultowych naszych przodków. Dla przykładu: posąg z Powiercia pod Kołem trzyma w rękach kulisty przedmiot, który interpretuje się właśnie jako kołacz. Aleksander Gieysztor widzi w tzw. „kamiennych babach”, wyobrażeniach opiekuńczych bóstw z kręgu perunowego, kobiety trzymające w rękach kołacze.
Saxo Grammaticus z kolei tak opisuje kołacz podczas praktyk religijnych w Arkonie na wyspie Rugii, gdzie znajdowała się świątynia Świętowita:
Przynoszono także w ofierze kołacz, przyprawiony miodem, okrągłego kształtu a takiej wielkości, że dorównywał prawie wysokości człowieka. Stawiając go pomiędzy sobą a ludem, zwykł się pytać kapłan czy Rugianie go widzą. Gdy ci odpowiadali, że go widzą, wypowiadał życzenie, aby za rok nie mogli go zobaczyć. Tym życzeniem obejmował on nie tylko swoją lub ludu przyszłość, lecz pomyślny urodzaj w przyszłości w ogóle".
Jeśli mowa o dawnych Słowianiach nie można zapomnieć o miodzie pitnym. Nasi przodkowie, jak to się potocznie mówi, za kołnierz nie wylewali. Świadectwo Ibn Jakuba z Rusi mówi np. o tym, że podczas śwaćby Słowianie pili miód z... wiader.
Sycony miód był święty. Używano go podczas uroczystości i świąt, zapewne również podczas Szczodrych Godów. Przypisywano mu, całkiem słusznie, właściwości lecznicze. Często składano z niego ofiarę bogom, a w Arkonie przepowiadano przyszłość sprawdzając zawartość rogu Swiętowita, w którym znajdował się właśnie miód.
Priskos z Panionu tak pisał o miodzie: „Dostarczono nam... zamiast wina czegoś, co tam na miejscu nazywa się „medos”. Językoznawcy twierdzą, że poza słowem „strawa”, miód to najstarszy słowiański wyraz zachowany na piśmie. Św. Otton twierdził, że Polanie „nie dbali o wino, mając w piwie i miodzie tak wyborne napoje”. Gall Anonim opsiując Polskę nazywał ją krainą „obfitującą w miód, gdzie las miodopłynny...”.
Miód, podobnie jak kołacz, przetrwał okres pogański i pozostał w naszej tradycji do dziś. Jeśli kogoś interesują sposoby pozyskiwania miodu przez dawnych Słowian polecam sprawdzić ten link: bartnictwo Dawnych Słowian.