
Droga Pani Magdo, owoce morza to fascynujący temat. Niestety nasze polskie relacje z frutti di mare nie są zbyt zażyłe, bowiem rodzimy Bałtyk nie jest dla tych smacznych zwierząt szczególnie łaskawy (ekstremalnie niskie zasolenie), i wszystkie owoce morza trafiają do nas z zagranicznych mórz i oceanów. Można więc powiedzieć, że są w Polsce mało znaną egzotyką. Zgadzam się, iż należy popularyzować wiedzę o owocach morza i edukować Polaków w tym zakresie, ale Pani tekst niestety się do tego nie przyczynia, a wręcz wprowadza niepotrzebną dezinformację. Za dużo tam kreatywnej myśli, a za mało rzetelnych i prawdziwych faktów.
REKLAMA
Mule, zwane też omułkami, to zaledwie jedna z kilku głównych, konsumpcyjnych grup małży, które nazywa Pani w tekście muszlami (zupełnie jak Brazylijczycy! :) ). Omułki występują w Europie w dwóch gatunkach - Mytilus edulis (głównie północne akweny Europy) i Mytilus galloprovincialis (głównie południowe akweny Europy). Jeśli ich wzrostu nic nie przerywa, oba gatunki dorastają do sporych rozmiarów. Co bardziej wpływa na ich smak i właściwości organoleptyczne, to jakość i ilość zawiesiny organicznej w wodzie (różnych rodzajów planktonu czytaj pokarmu), oraz temperatura wody. Im więcej pokarmu i im wyższa temperatura, tym szybciej małże te urosną.
Im woda zimniejsza, tym większy i bardziej zwarty mięsień wytworzą w swoich muszlach. Pisanie, iż latem na Północy Europy omułki są małe, a na Południu duże jest błędem, gdyż zwierzęta te do rozmiarów handlowych dorastają kilka lat, i o każdej porze roku, w każdej hodowli, są okazy młodsze i mniejsze jak i starsze i większe. Muszę skorygować również informację, jakoby to właśnie latem małże były najlepsze. Latem, w ciepłych wodach małże odbywają tarło, i produkują olbrzymie ilości gamet (u niektórych gatunków mlecz bywa gorzkawy), przeznaczając na to całą swoją energię.
Zimą energię przeznaczają wyłącznie na “tycie”, i wtedy właśnie są najlepsze (są dosłownie wypełnione mięsem). Jako że mieszkam w Portugalii od dziesięciu lat, nie mogę pozostać również obojętnym wobec informacji, jakoby Portugalczycy zbierali omułki w piaskach Algarve. Omułki, Pani Magdo, rosną na skałach. Po to im bisiory, którymi przytwierdzają się do skał (w naturze), lub do pływających struktur hodowlanych (w akwakulturach). Omułki w piasku nie przetrwałyby, nie posiadają bowiem długich syfonów, które mogłyby jak inne gatunki wysunąć ponad piasek, aby filtrować wodę morską.
To, co Portugalczycy wygrzebują z piasku w lagunach i estuariach podczas odpływów, to małże wenus (vongole), sercówki (z żółtą nogą a nie “cudownym guziczkiem”) lub maleńkie urąbki. I gwarantuję, również, iż w Portugalii nie jada się spaghetti alle vongole, chyba że we włoskich restauracjach, a vongole (zwane tutaj amêijoas) zazwyczaj podaje się z nacią kolendry a nie pietruszki. Jak już przy Portugalii jesteśmy, to porównajmy jeszcze ceny omułków i vongoli. Omułki 2€ za kg. Vongole od 10€ do 30€, w zależności od gatunku i wielkości, z czego małże dywanowe (Ruditapes decussatus) są najdroższe i najbardziej cenione.
Zainteresowała mnie także informacja o wąchaniu małży. To dobra rada do gotowania małży w domu (bo mogą dotrzeć w nasze ręce po kilku dniach przebywania poza wodą). W Portugalii nie widziałem nigdy nikogo wąchającego małże w restauracji, niezależnie od gatunku. Celem iberyjskich restauratorów nie jest trucie turystów. Jeśli na talerzu znajdziemy małża, który nie otworzył się w pełni, to prawdopodobnie dlatego że temperatura w rondlu nie rozłożyła się równomiernie, a nie dlatego że go szlag trafił - bo takiego małża (a w szczególności już omułka), wprawne iberyjskie oko jest w stanie rozpoznać jeszcze zanim trafi do garnka. Gdyby jakimś magicznym sposobem do rondelka trafił zepsuty, śmierdzący małż, zawartość rondelka wylądowałaby w koszu, zanim miałaby Pani okazję te małże na talerzu obwąchać.
Reasumując. Małże to dwumuszlowe (gromada bivalvia) mięczaki, z których mule zwane też omułkami to zaledwie jedna z kilku podstawowych grup konsumpcyjnych. Pozostałe w Europie moglibyśmy sprowadzić do vongoli (wenus), ostryg, przegrzebków i sercówek. Nazywajmy rzeczy po imieniu, bo jak nie my, to kto?
PS. Chętnie prześlę Pani jeden z numerów Magazynu Food Service, do którego napisałem branżowy tekst o europejskich małżach, lub Magazynu Przemysłu Rybnego, gdzie niedawno pisałem o ostrygach. Proszę o adres na priv.
