Kibice nie interesują się meczem. Chcą tylko kogoś pobić. Ba – oni mogą nawet zabić piłkarzy. Brzmi, jak science-fiction albo bełkot jakiegoś ignoranta, prawda? Niestety, ale to prawdziwe słowa poważnego dziennikarza, za jakiego miałem do dzisiaj Piotra Najsztuba. Program, którym jestem totalnie zażenowany, nazywa się „Kultura, głupcze” i myślę sobie, że drugi człon tej nazwy, w postaci przymiotnika, doskonale oddaje poziom dzisiejszego odcinka. „Nie znam się, ale się wypowiem” - to częsta w polskich mediach zasada, którą Najsztub właśnie wyniósł na niespotykany dotąd poziom absurdu.
dziennikarz sportowy (obecnie "Fakt" i Onet Sport). Przez ponad rok szef sportu naTemat.pl
Jednym z gości był obrońca Legii Kuba Rzeźniczak. Pewnie się trochę zdziwił, gdy Najsztub zwrócił się w jego stronę i spytał: - To dlaczego nie wygrywacie? (Legia wygrała ostatnie dwa mecze, jest liderem tabeli i zmierza po mistrzostwo).
Najsztub: kibice mogą zabić
Ale nic to. Niezrażony redaktor brnął dalej. Zasugerował widzom, że kibice mają gdzieś, jaki tak naprawdę jest rezultat spotkania. Powiedział coś w stylu: „Wynik jest nieważny, chodzi o to, by lać”. Potem napięcie rosło, wszedł materiał, pokazujący kibiców bijących się na stadionach w ostatnich latach, taka kompilacja. A potem pytanie do Rzeźniczaka i zarazem punkt kulminacyjny:
- Nie boi się pan, że kibice mogą zabić?
Rzeźniczak wyraźnie był zniesmaczony, ale spokojnym tonem próbował wytłumaczyć, że nie jest tak źle, jak próbuje się to pokazać. A ja jestem ciekawy, co by się stało, gdyby poszedł w szyderę. Wyobraźmy sobie, że robi poważną minę i łamiącym się głosem mówi: - Taaak, boję się i to nawet bardzo. Przed każdym meczem od nowa piszę testament. Tylko, co ja mogę zrobić? Muszę z tym żyć”.
Jestem dziwnie przekonany, że Najsztub wziąłby to na poważnie. Ba – on by pomyślał, że oto jest na tropie jakiegoś wielkiego problemu. Że u niego w programie po raz pierwszy polski piłkarz wyznał, że boi się o życie. Historyczny moment. O rany, już wiem co musieli czuć Woodward i Bernstein.
Najsztub: Pilch jest za Wisłą
Nie wiem, czy w programie Najsztuba był już znany kibic Cracovii - Jerzy Pilch - ale wydaje mi się, że nieprędko przyjdzie ponownie. Mógł bowiem dzisiaj usłyszeć prowadzącego, który oznajmia wesołym głosem: „.Jerzy Pilch jest człowiekiem z poprzedniej epoki. Kibicował tej swojej Wiśle”.
Z programu wynika też pośrednio, że Pilch jest przestępcą. Bo jeden z gości nagle pewnym głosem oznajmia, że kibice są jak członkowie organizacji paramilitarnych. Gdzie tam plemiona, co starał się sugerować redaktor Najsztub. Oni są gorsi, bo rodzą się jako normalni ludzie, a dopiero potem stają się bydłem. A taki Nawaho się rodzi Nawaho. Ten sam gość, wyraźnie dumny ze swojej wiedzy, opowiada jak to na Bałkanach to właśnie kibice byli tymi, którzy zapoczątkowali cały zbrojny konflikt.
Tak powiedział, poważnie. Ale i tak przebić postanowił go Najsztub, który w pewnej chwili zapytał, czy może nie byłoby dobrym pomysłem w ogóle zakazać futbolu. I co najgorsze - chyba nie żartował. Cały odcinek możecie obejrzeć tutaj, choć nie wiem, czy powinienem podawać ten link.
Wiele jest w polskich telewizjach programów, które ogłupiają nasz naród. Ale ten teraz wśród nich zajmuje miejsce szczególne. Nie chodzi nawet o wymowę, o zmanipulowanie, o pokazanie tylko jednej strony problemu i to w sposób raz skrajny, a raz zwyczajnie głupi. Chodzi o niesamowite wręcz nagromadzenie bzdur na minutę. Program trwał pół godziny. A te, wspomniane w tekście, to nie wszystkie głupoty, które w nim padły.
To co, jutro na ostrym dyżurze?
Wiecie, do czego taki program prowadzi. "Dzięki niemu", gdy pójdę za kilka dni do babci i powiem jej, że spieszę się, bo za kilka godzin jadę na mecz Legii, usłyszę od niej poważną, wyrażającą troskę i trochę lęk odpowiedź: „Uważaj tam na siebie. Ci kibice to bydło. Tak w telewizji mówili”.
Albo, jak babcia będzie w humorze, powie lekko ironicznie, ale też z troską: „To, co, jutro widzimy się w szpitalu, na ostrym dyżurze? Przyniosę ci jakąś gazetę”. Babcia, nie mająca większego pojęcia o sporcie, nie znająca realiów, uwierzy w ten przekaz. I babcia nie będzie odosobniona. Podobnie zareaguje 95 procent widzów. Bo przecież tak mówił pan Najsztub. Autorytet. Poważny dziennikarz.
Poważny dziennikarz, który mniej więcej w połowie programu mówi lekceważąco, z uśmiechem, że w swoim życiu jeszcze nie był na żadnym meczu. Przecież to jakiś kabaret. To tak, jakbym ja umówił się na wywiad z poważnym politykiem Platformy Obywatelskiej. Jest taki Andrzej Halicki, który często pojawia się w mediach, powiedzmy że z nim. I załóżmy, że siedzimy, zaczynamy rozmowę, i ona wygląda tak:
Ja: - Nie boicie się, że w trakcie konferencji prasowej ktoś pana premiera zastrzeli? On: - Nie, zupełnie nie rozumiem dlaczego mamy się bać. Ja: - Dobrze, to zmieńmy temat. Panie pośle - dlaczego wy ciągle w ostatnich latach ponosicie porażki? On: - Ale przecież my wygrywamy kolejne ostatnie wybory. Ja, z lekceważeniem w głosie: - Aha, wie pan, ja w sumie kompletnie nie interesuje się polityką. Nawet nie śledzę wyników wyborów. Nie warto, dla mnie polityka to jedna wielka żenada.
Jak Rydzyk o "Penetratorze 4"
Przecież wtedy równie wielką żenadą byłby sam wywiad. Trafnie całą audycję skomentował na Twitterze Mateusz Borek. Napisał tak: „Najsztub o piłce, to tak, jakby ojciec Rydzyk miał oceniać Rocco Siffrediego, czy dobrze wypadł w Penetratorze 4”. Nic dodać, nic ująć. Dla mnie zresztą oglądanie tego programu było szczególnie bolesne, bo zawsze Najsztuba ceniłem. Ostatnio głównie za ciekawe, wielowątkowe wywiady w tygodnikach opinii.
Tutaj miał pecha, że program poszedł na żywo. Nie było czasu na montaż, na usunięcie pewnych kwestii. I – przede wszystkim – na pokazanie tego odpowiednim osobom. Gdyby ten feralny odcinek programu zobaczył ktoś obeznany w temacie, jestem przekonany, a może tylko mam nadzieję, że podjąłby właściwą decyzję.
Sorry, nie możemy tego puścić. Ten program nie nadaje się na antenę. On się nadaje do śmieci.