Zbigniew Boniek ma problem. Współczuję mu, bo musi podjąć trudną decyzję. Z jednej strony może zwolnić Waldemara Fornalika i tłumaczyć się tym, że to nie on go nominował. Jeżeli miałby to zrobić, to im szybciej, tym lepiej. Z drugiej – musi znaleźć godnego następcę. W Polsce takiego nie widzę. A za granicą? To musi być ktoś z dwoma cechami. Z dużym nazwiskiem i z autorytetem. Ktoś taki jak na przykład Marco van Basten.
dziennikarz sportowy (obecnie "Fakt" i Onet Sport). Przez ponad rok szef sportu naTemat.pl
Na początek pewna historia. Warszawa, jeszcze przed Euro 2012, chyba kwiecień. Spod stołecznego hotelu Westin odjeżdża luksusowy Hummer, kierując się na Okęcie. W nim dwie legendy futbolu – Luis Figo i Marco van Basten – które przybyły do Polski, by wraz ze Zbigniewem Bońkiem brać udział w kampanii piwa Tyskie. Do tego grupka siedmiu, może ośmiu polskich dziennikarzy, którzy dostali szansę porozmawiania z gwiazdami.
A czemu nie o aborcji?
Figo siada z tyłu. Gdy Tomek Ćwiąkała z Weszło.com, jedyny z nas, mówiący po portugalsku, dosiada się do niego, nie jest zbyt szczęśliwy. Odpowiada krótko. Tak. Nie. Nie wiem. Może. Po jakimś czasie wypala: - Wy mnie wszyscy pytacie o ten Real i Barcelonę, a ja mam już tego dosyć. A może byście spytali mnie, co ja sądzę na temat aborcji?
Tak powiedział, naprawdę. W miarę sympatyczną rozmowę nawiązał dopiero, gdy Tomek wyłączył dyktafon. Chwilę później, gdy kierowca szukał na lotnisku miejsca do zaparkowania, chwytał za klamkę, wyraźnie zdenerwowany, że nie może wyjść. Jakby cierpiał na klaustrofobię.
"Ścisny" z Arsenalu
A van Basten? W tym samym momencie kończył odpowiadać z uśmiechem na pytania moje i innych dziennikarzy. Mówił nam dużo. O wielkim Milanie, w którym grał, a który można porównać z dzisiejszą Barceloną. O tym, że tak, zna takiego polskiego bramkarza Arsenalu, który nazywa się „Ścisny”. Pamiętam, że dziwnie na mnie spojrzał, gdy spytałem go, czy Polska, Grecja, Rosja i Czechy to najsłabsza grupa w historii wielkich piłkarskich turniejów. Odpowiedział, że powinniśmy być za to wdzięczni losowi. Całą rozmowę z van Bastenem znajdziecie tutaj
To świetny człowiek. Wielka gwiazda, facet wzbudzający respekt. Normalny. Już wtedy pomyślałem sobie, jak pięknie byłoby, gdyby to on, a nie Franciszek Smuda, prowadził naszą reprezentację. Właśnie, byłoby. Ale niedawno ta myśl powróciła. Pojawiła się też w środowym numerze dziennika „Fakt”, w którym od początku kwietnia pracuję.
Zbyt łagodny, piłkarze się z niego śmieją
Nie lubię popadania ze skrajności w skrajność. Tego, że po meczu z Anglią Waldemara Fornalika się wielbi, by po porażce 1:3 z Ukrainą zmieszać go z błotem. Przecież my z tą Ukrainą przez ponad pół godziny graliśmy całkiem nieźle i do straty trzeciego gola wydawało się, że kolejne gole Polaków to kwestia czasu. Fornalik to dobry trener i w Polsce lepszego selekcjonera od niego raczej nie znajdziemy. Tylko, że Fornalik ma jeden problem, który trafnie zdiagnozował Tomasz Iwan, z którym miałem okazję we wtorek rozmawiać.
Były reprezentant Polski powiedział mniej więcej tak: „To zbyt łagodny człowiek. Na piłkarza czasami trzeba krzyknąć, powiedzieć mu coś dosadnie, a Fornalik tego raczej nie umie. Ja bym go słuchał i szanował, bo wiem, że przemawia za nim inteligencja. Ale jak zareaguje zawodnik czołowego klubu w Europie?”. Jeszcze dalej poszedł Mariusz Piekarski, mówiąc w jednym z wywiadów wprost, że piłkarze reprezentacji Polski się z Fornalika zwyczajnie śmieją.
A teraz wyobraźmy sobie, że do takiej szatni wchodzi van Basten. Jeden z najlepszych napastników w dziejach futbolu. Autor jednej z najpiękniejszych bramek w historii – słynnego woleja w finale mistrzostw Europy w 1988 roku przeciwko ZSRR. Człowiek, który grał w piłkę w Ajaxie Amsterdam i wielkim Milanie. Który jako trener na dwóch dużych turniejach prowadził reprezentację Holandii. Który w dodatku zna kilka języków obcych. Wyobrażacie sobie, że ktoś z naszego tria z Borussii, albo Wojciech Szczęsny czy Artur Boruc nagle zaczyna za plecami van Bastena perfidnie z niego szydzić? Wyobrażacie sobie, że ktoś pracy z nim nie uważałby za wielką nobilitację?
Mieliśmy lepszych piłkarzy?
W ostatnim czasie często można przeczytać/usłyszeć że problemem nie jest Waldemar Fornalik, ale zawodnicy. Przeróżni eksperci mówią, piszą, że mamy słabych piłkarzy, którzy zwyczajnie nie są w stanie rywalizować jak równy z równym z taką Ukrainą. Którzy nie mają odpowiednich umiejętności, by wywalczyć przepustkę na mundial. W takich momentach mam nieodpartą chęć postawić kilka pytań:
- Zaraz, to co się wydarzyło wcześniej w XXI wieku?
- Jakim cudem trzy razy w ciągu sześciu lat udało nam się awansować na wielki turniej?
- Taki Leo Beenhakker dysponował lepszymi zawodnikami?
- Miał ludzi stanowiących o sile mistrza Niemiec, miał piłkarza Arsenalu, piłkarza Bordeaux i obrońcę Torino?
- A może to polska liga była jeszcze kilka lat temu tak mocna, że generowała bardziej uzdolnionych piłkarzy?
- A może, do cholery, to wszystko jest prostsze? Może po prostu Leo miał autorytet i piłkarzom dla niego chciało się grać?
Kiedyś w jednym z wywiadów spytano Jana Urbana, czy trenerowi, który wiele osiągnął w przeszłości, łatwiej jest wkupić się w łaski piłkarzy. Urban, który jako piłkarz strzelał trzy gole Realowi na Santiago Bernabeu, uznał pytanie za retoryczne. Dziś prowadzi Legię do raczej pewnego mistrzostwa Polski.
Jeden z najlepszych w Holandii
W „Fakcie” postanowiliśmy trochę popytać o van Bastena. Bart van Dooijeweert, dziennikarz „Algemeen Daglbad” mówił mi, że to przyzwoity trener, który zawsze gra ofensywnie, dwójką lub trójką w ataku. Który nawet wtedy, gry prowadził reprezentację Holandii, czyli czołowych piłkarzy świata, miał u nich szacunek. I który mógłby mieć tylko jeden problem. Za bardzo jest przywiązany do Holandii. Mógłby zwyczajnie nie chcieć pracować w innym kraju, w innych realiach.
Potem był Leo Beenhakker. Jak zwykle dyplomata. Miły, sympatyczny, van Bastena z całą stanowczością nazwał jednym z najlepszych trenerów w Holandii. Dodał, że to człowiek, który od lat przesiąknięty jest ofensywną wizją futbolu. Tak go uczono i tak uczy teraz. Rozmowę przeczytacie tutaj
Na koniec sam van Basten. Ale tu rozmowa była krótka:
- Halo?
- Dzień dobry, tu Jakub Radomski, jestem dziennikarzem z Polski. Czy pan Marco van Basten?
Rozłączył się. Szkoda.
Prima aprilis się skończył
Zbigniew Boniek, prezes PZPN, napisał w środę na Twitterze: „Nowej ekipie Faktu życzę wszystkiego najlepszego. Przypominam tylko, że prima aprilis już się skończył. Łączy nas piłka”.
Cały czas zaprzecza, jakoby szukał nowego trenera. Nie dziwię mu się. Ale dziwię się tym, którzy bezkrytycznie przyjmują, że jak prezes tak mówi, to tak naprawdę jest. Nie sądzę, by wszyscy ci ludzie, prowadząc dużą firmę i mając lekki problem na jednym z kluczowych stanowisk (a Boniek taki problem wyraźnie sygnalizuje w wywiadach), oznajmiali wszem i wobec, że niech ten pan X sobie spokojnie pracuje, ale tak naprawdę to my się już rozglądamy za jego następcą.
Tak się nie robi. Żyjemy w czasach, gdy szuka się niemal ciągle. W różnych branżach. I robi się to po cichu. I nikogo nie powinno to dziwić.