„PE dał się wciągnąć w grę polityczną zorganizowaną przez polityków PO, (…) stał się zakładnikiem tych polityków” ujawniła premier Szydło jako gość TVN. Ho, ho! Miałem poczucie naszej mocy, ale żeby wziąć w jasyr 751 ludzi wybranych w 28 krajach UE?! Dziękuję pani premier za wiarę w nasze możliwości. Nie dziękuję za kłamstwo, bo nie przystoi szefowej rządu. Gdyby się trzymała prawdy, powinna wyrazić nam wdzięczność za przesunięcie nieuniknionej debaty i rezolucji PE z czerwca na wrzesień i oczyszczenie z przesadnych zarzutów. Bowiem ciśnienie ze strony większości parlamentu, by zająć się Polską rosło wraz z dobrą zmianą. Uznałem, że zbyt dużo prawdy w przededniu szczytu NATO w Warszawie może utrudnić obronę zdobyczy, wynegocjowanych przez Komorowskiego i Siemoniaka, jakże ważnych dla naszego bezpieczeństwa.
Od byłych europosłów, choćby Dudy i Ziobry, premier Szydło powinna się dowiedzieć, że jedynym ugrupowaniem, które inicjowało krytyczne wobec Polski imprezy w europarlamencie, było… Prawo i Sprawiedliwość! Pisali projekty rezolucji, wnioskowali o debaty, ale nikogo nie nabrali. Hałasowali w swoim gronie, w sam raz dla TV Trwam, czy TV Republika. W grudniu 2014 roku Joanna Lichocka, obecna posłanka PiS, tak się radowała: ” To dobrze, że opozycja zorganizowała wysłuchanie publiczne w PE na temat zagrożenia demokracji. Jesteśmy w Unii, to także nasz parlament”. Ciekawie to współbrzmi z wezwaniem premier Szydło, by polskie sprawy załatwiać w kraju! A rozsyłając paszkwil na 8 lat rządów PO do wszystkich europosłów, premier Szydło dowiodła zgodności własnych słów z czynami!
Różnica między wyczynami PiS, a wrześniową rezolucją Parlamentu jest taka, jak między prawdą i kłamstwem. PiS dowoził do Brukseli skargi księdza Rydzyka oraz ponure kłamstwo smoleńskie i kłamstwo o sfałszowanych wyborach samorządowych. Natomiast świeża rezolucja PE jest świadectwem prawdy o wszelkich nadużyciach władzy w Polsce, doskonale widocznych dla demokratycznego świata.
Po raz trzeci oddam głos naszej premier: „To jest wizerunkowy cios, jaki grupa polityków zadała Parlamentowi Europejskiemu”. Grupą nazywa 570 głosów, reprezentujących wszystkie kolory polityczne, z wyjątkiem brunatnego. Kolor brunatny był po stronie 160 głosów solidarnych z PiS. Do tego otwarci przyjaciele Putina z francuskiego Front National i grono dziwaków, w rodzaju Korwina-Mikke. Kto więc zainkasował cios wizerunkowy? Pro-europejska większość, czy sprawcy „dobrej zmiany”, wraz z sojusznikami z piekła rodem?
Sprawcy zamieszania wokół Polski kryją się w Warszawie, konkretnie na Żoliborzu. Cenę za ich sprawki płaci cała Polska. Cena osamotnienia jest groźniejsza, niż ruina wizerunkowa. Wyszło to na jaw na szczycie UE w Bratysławie, gdy Czesi i Słowacy odcięli się od naszego awanturnictwa, nazwanego kontrrewolucją. Pozostał premier Węgier, ale ten potrzebuje Polski by przykryć własne brudy…