REKLAMA
Zasoby budżetu UE, który zaprojektowałem na lata 2014-20, nie wystarczą, by poradzić sobie z następstwami koronawirusa. Potrzebne jest nowe rozdanie na lata 2021-27, skrojone na miarę dzisiejszych, nadzwyczajnych wyzwań. Niestety, gdy to piszę, rządy zajęte są ratowaniem własnej gospodarki. Koszula bliższa ciału. Los budżetu EU, który jest wyrazem europejskiej solidarności, jest więc niewiadomą. Niewiadomą jest gotowość państw członkowskich do płacenia na budżet wspólnotowy w dobie gigantycznych pakietów stymulujących gospodarkę krajową, które powodują zadłużenie i deficyty budżetowe. Nie wiemy kiedy rządy się dogadają, raczej on-line, by wejść w negocjacje z Parlamentem Europejskim. Wiemy, że jesteśmy w niedoczasie, jak nigdy wcześniej.
Europejskie traktaty przewidują rozwiązanie na wypadek braku Wieloletnich Ram Finansowych. Pozwalają przedłużyć limity budżetowe roku 2020 (korzystne dla Polski), ale - z wyjątkiem dopłat rolnych i administracji - wszystkie inne wydatki wymagają nowej bazy prawnej. Zaś budżet UE traci swoją unikalną wartość, jaką jest wieloletnia przewidywalność inwestowania. Dlatego potrzebny jest kompromis w tym roku, a musi on uwzględniać zmianę priorytetów, czyli przebudowę budżetu.
Obecny budżet 2014-20 formalnie realizuje tzw. strategię lizbońską („Europa jako najbardziej konkurencyjna gospodarka świata”), a faktycznie jest narzędziem konwergencji „starej” i „nowej” Europy, ze szczególnym uprzywilejowaniem Polski. Propozycja Komisji Europejskiej z 2 maja 2018 roku była gestem solidarności z Południem EU, dotkniętym inwazją uchodźców. Stąd nowe fundusze migracyjne i finansowanie zewnętrznej służby ochrony granic, liczącej 10.000 ludzi. Projekt przewidywał wprawdzie „zazielenienie” 25 proc. funduszy strukturalnych, ale to za mało, gdy priorytet migracyjny zamienił się w priorytet klimatyczny, ogłoszony przez Ursulę von der Leyen w grudniu 2019 roku. Europejski Zielony Ład pozostanie polityczną deklaracją, jeśli nie zostanie wyposażony w środki budżetowe, adresowane szczególnie do krajów, w których transformacja energetyczna w stronę neutralności klimatycznej roku 2050, jest najbardziej kosztowna – takich jak Polska. Na razie obiecana osłona, nazwana Just Transition Fund, rzędu 7.5 mld euro (maksimum 2 mld dla Polski) jest mizerna. Nawet wzbogacona o krajowe środki budżetowe i strukturalne oraz gwarantowane pożyczki, stanowi kroplę w morzu potrzeb. Tyle że także ten priorytet z przełomu lat 2019/20 blednie w epoce koronawirusa. Dziś Komisja Europejska nie pyta, czy pozostałe fundusze z „mojego” budżetu 2014-20 są „zielone”. Ursula von der Leyen nazywa pożądany, nowy budżet Planem Marshalla dla Europy, a nie Zielonym Ładem.
W krótkim czasie, trzykrotnie zmieniały się priorytety UE. Od migracji (2018) przez Zielony Ład (2019) po stymulację gospodarki (2020). Komisja Europejska już zapowiedziała rewizję swojej propozycji z roku 2018. Jeśli poważnie traktuje priorytet ożywienia gospodarki, zamrożonej przez pandemię, to do łask muszą wrócić fundusze strukturalne. Znalazły się w niełasce, szczególnie Fundusz Spójności, cięty o 45 proc. w wyjściowej propozycji z roku 2018. Ale właśnie tutaj i w funduszu InvestEU oraz instrumencie „Łącząc Europę” w transporcie, energii i gospodarce cyfrowej zawiera się największy efekt mnożnikowy. Najistotniejszy dla gospodarki EU, dźwigającej się po pandemii. Wierzę, że Unia zda ten egzamin, jeśli ma przetrwać – co dla Polski ma egzystencjalne, a nie tylko finansowe znaczenie!