Nie, nie mam zamiaru znęcać się nad zmarłym. Chcę tylko uświadomić "jeszcze żywym", że często cytowany tekst byłego prezydenta "najpierw Gruzja, potem Ukraina, potem kraje nadbałtyckie, a potem Polska" zasłania pewną zasadniczą prawdę o obozie Kaczyńskich, o PiS-ie.
Otóż gdyby teraz premierem był Jarosław Kaczyński, a prezydentem jego brat Lech, to byśmy mieli wojnę w Kijowie. Wojnę z polskim udziałem. Mielibyśmy zerwane stosunki z Niemcami i Amerykanów zdumionych naszym szaleństwem. Na szczęście tak nie jest.