Nie musimy dyskutować nad legalizacją kazirodztwa. Przyjrzyjmy się muzułmańskim społecznościom gdzie praktyki związków pomiędzy kuzynostwem są rozpowszechnione i wyciągnijmy wnioski.

REKLAMA
Co ma awantura o dywagacje prof. Jana Hartmana w sprawie legalizacji kazirodztwa wspólnego z zagadnieniami islamu, którym poświęcony jest ten blog? Wyjaśnię za chwilę. Wcześniej chciałbym zaznaczyć, że Hartmanowi prawa do takiej dyskusji nie bronię, ale niech się nie kryguje z tym, że niby to czyste spekulacje. W Polsce, w sprawie legalizacji związków kazirodczych istnieje pewne status quo. Kiedy w debacie publicznej, osoba publiczna i jednocześnie polityk wypowiada takie stwierdzenia to nie każcie nam traktować tego jako spekulacji, a jako otwarcie dyskusji, która to status quo ma podważyć.
Natomiast dziwi, że polityk o wrażliwości lewicowej podnosi temat, który wspiera przemoc w rodzinie i prowadzi do pogorszenia się stanu zdrowia społeczeństw. Jacek Tabisz prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjnalistów podnosi właśnie ten pierwszy zarzut pokazując legalizację związków kazirodczych jako drogę do legalizacji patologii, a nie realizacji coraz większej wolności jednostki ludzkiej.
Prof. Hartman powołuje się na przykłady niektórych państw europejskich, które mają w sprawie tego zagadnienia liberalniejsze prawo. Problem jest taki, że także wiele tych krajów zamieszkanych jest przez szerokie wspólnoty imigrantów muzułmańskich, wśród których ze względów religijnych i kulturowych małżeństwa między kuzynostwem są dopuszczalne. Jakie są zatem statystyki. Jakie są konsekwencje zaakceptowania tej rzekomo „liberalnej propozycji”? W Pakistanie, gdzie zwyczaj zawierania małżeństw między kuzynami dotyczy 70% związków wg badań Uniwersytetu Południowej Danii, wskaźnik śmiertelności dzieci z takich związków, w zależności od stopnia pokrewieństwa, jest od 50% do 250% większy niż par niespokrewnionych. BBC alarmowało, że wśród imigranckiej społeczności Pakistańczyków, gdzie zawarto ok 55% związków pomiędzy kuzynami pierwszego stopnia ryzyko wystąpienia chorób genetycznych u potomstwa jest 13-krotnie wyższe. Przed epidemią związków endogamicznych w Bradford ostrzegał także prominentny brytyjski genetyk profesor Steve Jones.
Na wzrost ryzyka śmiertelności noworodków i dzieci do piątego roku życia z małżeństw spokrewnionych wskazuje także raport dotyczący Turcji.
Duński psycholog Nicolai Sennels przywołuje badania indyjskiej prowincji Bihar pokazujące, że związki wśród krewniaków skutkują obniżaniem się IQ potomstwa.
Wysokie wskaźniki małżeństw pomiędzy osobami spokrewnionymi są także w krajach Bliskiego Wschodu. Problem ten jest także dostrzegany przez tamtejsze władze, które jak np. Zjednoczone Emiraty Arabskie, nie mogąc zwalczyć zwyczaju proponują parom testy genetyczne.
Oddzielną sprawą pozostaje sprawa społecznej kontroli rodziny nad takimi związkami, a zwłaszcza nad kobietami, których pozycja w tych społeczeństwach jest słabsza. Wiele spraw pozostaje zapewne w zaciszu szeroko pojętej rodziny.
Można próbować bagatelizować te ostrzeżenia równoważąc przykładem ryzyka ciąży wśród kobiet powyżej 40 roku życia. Tylko czy potrzebujemy akumulować ryzyko czy je zmniejszać.