Kadr z filmu "Warszawa 1935"
Kadr z filmu "Warszawa 1935" http://www.facebook.com/Warszawa1935

Wybaczcie mi ten obrazoburczy tytuł, ale naprawdę znajdziecie tu recenzję filmu, którego nie miałem przyjemności obejrzeć. Już tłumaczę, dlaczego.

REKLAMA
Oczywiście, chcę go zobaczyć, tylko po prostu na razie nie mogę. Nie potrafię. Tak jak od pewnego czasu świadomie omijam liczne serwisy i facebookowe profile, prezentujące zdjęcia z przepastnych archiwów NAC-u i innych źródeł, pokazujące, jak piękna była Warszawa, ta sama, którą wybrano niedawno najbrzydszym miastem Europy. Po prostu mnie to boli, kiedy widzę, co mieliśmy, a straciliśmy.
logo
Oglądanie takich porównań boli - ul. Graniczna przed wojną i obecnie. http://oknonamiasto.blox.pl

Przyznaję się: piękno dawnej Warszawy odkryłem stosunkowo późno, będąc już w liceum, wcześniej jakoś specjalnie mnie to nie interesowało. Potem utknąłem na długie lata w lekturach, zdjęciach, wspomnieniach i wszystkich innych pamiątkach po tym nieistniejącym mieście. Zaczęło się fotografowanie, buszowanie w zakamarkach miasta, odkrywanie tego, co jeszcze pozostało. Ale to ciągle były fragmenty, takie nieruchome slajdy, które niby układały się w całość, ale nie dawały możliwości szerokiego spojrzenia na to, jak naprawdę było.
Przed pierwszą edycją Okna na Warszawę dowiedziałem się, że jest grupa ludzi przygotowująca film, który to wszystko wreszcie w całości pokaże. Już wtedy miałem wrażenie, że skoro tak bardzo boli oglądanie przedwojennych zdjęć, to jak zareaguję na film? Po obejrzeniu trailerów stwierdziłem, że muszę po prostu do tego dojrzeć. Nastawić się psychicznie tak, żeby nie załamać się po wyjściu z Kinoteki wprost na Plac Defilad, który skrywa pod sobą wspomnienia tamtej Warszawy.
I właśnie dlatego oddaję głos Izie Kieszek, jednej z organizatorek Okna na Warszawę, która miała odwagę obejrzeć ten film w dniu premiery. Od siebie dodam tylko wyrazy uznania dla Twórców, których miałem przyjemność poznać osobiście - szacunek chłopaki.
"Warszawa 1935" to film, który powstawał od prawie czterech lat. To dzieło przede wszystkim dwóch osób: pomysłodawcy projektu Tomasza Gomoły i producenta Ernesta Rogalskiego. Efektem ich mozolnej pracy jest krótkometrażowy film w technologii 3D. Od piątku 15 marca można oglądać "Warszawę 1935" w stołecznych kinach. Na ten obraz czekali varsavianiści, miłośnicy historii stolicy, Warszawianie. Ja również wyczekiwałam tej produkcji od momentu, kiedy zobaczyłam jej pierwszy zwiastun. Na projekcję wybrałam się do Kinoteki, co miało wymiar symboliczny.
Autorzy zabierają nas w podróż do Warszawy, jaką znamy tylko z pocztówek i zdjęć. W trakcie dwudziestu minut przemierzamy najważniejsze stołeczne ulice m.in.: Marszałkowską, Aleje Jerozolimskie, Świętokrzyską, przecinamy place Dąbrowskiego i Napoleona. To podróż po mieście, którego nie znamy, nie tylko dlatego, że nie mamy prawa go znać, ale także dlatego, że autorzy tworzą wyidealizowany obraz Warszawy. Nocą rozświetlonej neonami i witrynami sklepów, za dnia wypełnionej przechodniami, która jest tętniącą życiem metropolią. Twórcy filmu starali się odtworzyć przedwojenną Warszawę z wielką dbałością o najmniejszy detal. Co prawda varsavianiści znaleźli już nieścisłości i niedociągnięcia, ale na szczęście ja nie jestem specjalistką i takie szczegóły nie popsuły mi odbioru filmu. Jeśli mam jakiś zarzut do "Warszawy 1935" to, że pokazuje trochę makietowe, wyidealizowane i zbyt pocztówkowe miasto. Nie to jednak jest ważne, ważne jest to, że spełniło się marzenie wielu miłośników Warszawy żeby chociaż na chwilę przenieść się do miasta, którego nigdy nie widzieli. Cel filmu był jasny - przywrócenie pamięci o dawnej świetności stolicy Polski i to na pewno się udało.
PS. Polecam wszystkim, którzy jeszcze nie widzieli tej produkcji, aby wybrali się do kina za kilka tygodni, gdy przewiną się już największe tłumy. Niestety mlaskanie, dźwięk otwieranych puszek piwa czy ciągłe pytania „Gdzie to? Co to?” dochodzące z widowni mogą skutecznie obrzydzić przyjemność oglądania tego filmu.