Wbrew opinii publicznej gimnazjum to nie jest zło wcielone tylko dobry pomysł. Niestety, źle wprowadzony. Ale obwiniając te szkoły za wszystkie grzechy zapominamy, że to rodzice wychowują dzieci, a nie szkoła, a program edukacyjny można zrobić mądrzej bez burzenia szkół.

REKLAMA
Dobry pomysł
Po wprowadzeniu gimnazjów w polskiej edukacji powstało ciekawe rozgraniczenie na pięć trzyletnich etapów, które pokrywają się z rozwojem dzieci. Najpierw mamy przedszkole, służące ciekawości i pierwszej konfrontacji ze światem zewnętrznym. Potem podstawówka wpisuje się w chęć podejmowania wyzwań przez dzieci. Jest mądrze podzielona na dwie części – przejściową 1-3 i już konkretniejszą 4-6*.
Po tym etapie przychodzi dwuetapowy czas dojrzewania. Najpierw młodzież poszukuje swojej tożsamości pod względem cech. Patrząc na reakcję innych pyta się „kim jestem, jaki jestem”. To jest etap gimnazjum. Potem następuje liceum, gdzie pytania o własne cechy zastępują pytania o własne zainteresowania. Wiek 16 lat jest dobrym momentem na wstępne (niekoniecznie nieodwracalne) przyjęcie kierunku, w jakim chce się człowiek edukować. Może to być już konkretny zawód, ale też może być wstępna przymiarka – licealne profile humanistyczne, przyrodnicze, językowe czy inne są tutaj jak najbardziej uzasadnione.
Wszystko to przebiegało do tej pory w rytmie typowo rozwijającego się dziecka – z lekkim marginesem dla tych, którzy kolejne etapy przechodzą wolniej**. Taka sytuacja jest dobra ze względów pedagogicznych – daje większe możliwości odpowiedniego przygotowania kadry do uczenia dzieci/młodzieży na tym samym etapie rozwojowym.
Ponadto nie ma wielkich przepaści, jakie były między 7- a 14-latkami w podstawówce, oraz 14 i 19 latkami w liceum. To mieszanie dwóch różnych światów, zamiast tworzenia wyspecjalizowanych w danym kierunku szkół – co nastąpiło w 1999 roku.

Gimnazjum nie szkodzi wychowaniu
Jak się powtarza po wielokroć – to nie szkoła wychowuje dzieci, ale robią to rodzice. To, że wiek 12-15 jest dość specyficzny i może się wiązać z buntami, wiadomo od zawsze. Niezależnie od tego, czy tych ludzi umieścimy w podstawówce, gimnazjum czy liceum.
Obecnie natomiast młodzież spotyka się z trudną presją marketingu, który jak nigdy żeruje na motywacji „tu i teraz”. Hedonizm w reklamie ma się dobrze, a najmocniej trafia w nieukształtowane osoby, więc między gimnazjalistów. Także mniej czasu spędzanego z rodzicami w dzieciństwie oraz spotkania z rówieśnikami przeniesione na Facebooka, gg i komórkę robią swoje w problemach społecznych, jakie ma młodzież. XXI wiek nie jest wdzięczny dla spokojnego przekazywania wartości, więc nie dziwmy się, że w gimnazjach to często wygląda źle. Nie wynika to jednak z instytucji, ale grupy wiekowej uczniów, którzy ją tworzą. Ta sama grupa robiłaby to samo zarówno w VIII klasie podstawówki, jak i I klasie liceum.
Gimnazjum daje szansę postawienia na kadrę pedagogiczną, która na rozumie osoby w tym wieku i potrafi atuty (wielka energia) wykorzystać, a wadom się przeciwstawić. Natomiast jeśli mamy problem z tym, jak się gimnazjaliści zachowują, to zaglądajmy nie do szkół, ale do ich domów – to rodzic wychowuje dzieci (i myślę, że nie chciałby, by było inaczej). Jasne, że w tym wieku grupa rówieśnicza także ma bardzo silny wpływ, ale jak wspominałem, działoby się to niezależnie od podziału szkolnego.
Gimnazjum daje też możliwości reagowania „globalnego”, czyli sprowadzenia ciekawych zajęć prosto w miejsce, gdzie najwięcej osób ich potrzebuje***. Dajmy im możliwości spędzania wspólnie czasu w szkole na ciekawych zajęciach, odciągajmy od internetu. Taka szkoła daje możliwość wyjątkowo celnego uderzenia! Wykorzystajmy to, zamiast burzyć.

Gimnazjum nie musi szkodzić edukacji
Nie da się ukryć, że gimnazjum boryka się z co najmniej dwoma dużymi problemami edukacyjnymi. Pierwszym jest problem z kopiowaniem się programów w liceach i gimnazjach. Tu i tu brakuje czasu na przerobienie np. całej historii literatury. Potem trzeba do tego wyrównywać wiedzę młodzieży z różnych gimnazjum i część uczniów traci tu czas. Ok, pochylmy się więc nad jednolitym programem, a nie burzmy szkół.
Drugim jest egzamin gimnazjalny. Nauczyciele muszą dostosować swój program do niego i często zamiast wiedzy, przekazują umiejętność zdawania testów – co poniekąd jest uzasadnione tym, że młodzież chcąc się dostać do dobrego liceum/technikum poświęca się właśnie punktom, a nie wiedzy (bo nie zawsze to idzie w parze). Ten sam problem przechodzą szóstoklasiści. Z jednej strony wyrazisty cel motywuje, z drugiej strony brakuje atmosfery spokojnego rozwoju, a dziury w wiedzy trzeba nadrabiać.
To są problemy do rozwiązania, które zniwelują problemy edukacyjne w gimnazjum. Niemniej ponownie powtarzam, nie burzmy szkół, nawet poważne choroby można leczyć inaczej, niż przez amputację.
Na koniec podniosę jeszcze raz ten sam argument, który pojawiał się po expose Jarosława Kaczyńskiego. Przestańcie się wtrącać ze swoimi rewolucjami. Pomóżcie poprawić naprawdę niezłą drabinkę edukacyjną, która potrzebuje lepszej realizacji.

* Szkoda tylko, że zaniedbane zostało przejście między III i IV klasą, które jest dla dzieci i rodziców bardzo trudne.
** Ci, którzy rozwijają się wyjątkowo szybciej, mogą zaczynać edukację wcześniej
*** Bardzo żałuję, że ta grupa zostanie rozbita i tak za parę lat, przez posłanie dzieci rok wcześniej do szkoły, bo 11/12-latki dotykają jeszcze zupełnie inne problemy niż młodzież rok starszą.