Proponuję adwersarzom, którzy sporadycznie podejmują nie merytoryczną polemikę, abyśmy pozostawili na chwilę różnice polityczne, nasze sympatie i antypatie i zastanowili się nad zwykłym podejściem do prawa. Powróćmy ponownie do milionowych tzw. „nagród” wypłacanych bez jakiejkolwiek podstawy prawnej dla ministrów, wiceministrów rządu i w KPRM oraz w Kancelarii Prezydenta dla sekretarzy i podsekretarzy stanu.
Jerzy Borowczak - Polski polityk i działacz związkowy, poseł na Sejm III, VI i VII kadencji.
Są dwie strony tego procederu, moralna i chyba się zgodzimy, że jest to niekwestionowana obrzydliwość, gdy słyszy się z ust urzędującego wicepremiera Jarosława Gowina, że jemu nie starczało na życie od pierwszego do pierwszego, gdy pracował jako minister sprawiedliwości w rządzie koalicji PO-PSL, zarabiając wówczas 13 tysięcy zł netto. Trudno zrozumieć, gdy czyta się, że średnia miesięczna pula tzw. nagród dla ministrów rządu wyniosła ponad 5,5 tysiąca zł.
Drugą stroną medalu jest aspekt prawny. Nie wiem jak można wyobrazić sobie stabilne państwo prawa, gdy w sposób bezprawny, osoby pełniące najwyższe funkcje w państwie, grabią i kradną bezkarnie, bo tak te bezprawnie przyznawane „nagrody” należy nazwać. Jak wobec tego można oczekiwać szacunku do prawa od obywateli?
Przyznawania nagród dla urzędników w administracji ma umocowanie prawne, ale jest to proceder zły i należy uchylić te uznaniowe praktyki, które nie powinny mieć miejsca ani w administracji rządowej, ani w samorządowej. Powinna obowiązywać solidna siatka płac, ale w służbie cywilnej, a nie w korpusie kolesiów partyjnych i rodzinnych koligacjach. W rozwiniętych demokracjach służba cywilna jest fundamentem funkcjonowania państwa. Każdy pracownik w służbie cywilnej podlega ocenie co pół roku i jeżeli w okresie 3 letnim jego oceny są poniżej oczekiwanych, jest dla niego oczywistą oczywistością, że musi się pożegnać z tą służbą. Oceny dokonują zewnętrzne instytucje, bo nic się nikomu nie należy. Tak działa sprawne i praworządne z moralnym kręgosłupem państwo.
Była premier Beata Szydło powiedziała w aroganckim wystąpieniu podczas ostatniego posiedzenia Sejmu, że im te nagrody się należały, w tym również jej, które te 65 tysięcy zł, sama sobie przyznała. Otóż nie, nie należały i nie należą się te pieniądze i powinny być zwrócone, a osoby odpowiedzialne za to naruszenie prawa powinny zostać pociągnięte do odpowiedzialności.