[...] jazz jest niby ptak, który odlatuje i powraca, przylatuje i przyfruwa, przeskakując bariery, kpiąc z kontroli celnych [...] Julio Cortazar
REKLAMA
Nowojorskie Bistro Fada odkryłem oczywiście dzięki filmowi „O północy w Paryżu”. Dla mnie – i chyba dla całego mojego pokolenia - Woody Allen należy do tych reżyserów, których filmy ogląda się nie jeden i nie dwa razy. Bo ja, jak inż. Mamoń również „najbardziej lubię słuchać tych piosenek, które już znam” i oglądać filmy które już oglądałem i te książki…. Kiedy po raz kolejny oglądam film zawsze odnajduję w nim coś nowego, z biegiem lat na inne rzeczy człowiek zwraca uwagę. Niezmienne są jednak emocje i wspomnienia przywoływane znaną melodią sprzed lat.
Motyw muzyczny z filmu Allena „O północy w Paryżu”, tak mi się spodobał, że postanowiłem go odszukać. Kiedyś do takich poszukiwań trzeba by angażować wielotomowe encyklopedie, a nawet udać się do Jagiellonki. Dzisiaj sięgam do Youtube`a i sprawa się rozwiązuje: Stephane Wremebel! Słucham studyjnego nagrania i już po kilkunastu sekundach wchodzę do fantastycznego świata radości i twórczej swobody, ale zarazem do świata talentu i znakomitej techniki wykonawczej. Tylko suma tych cech może dać ten właśnie efekt. Proszę popatrzeć na grającego na - powiedzmy -instrumentach perkusyjnych radosnego człowieka w słomkowym kapeluszu, na to kiedy i jak zaczyna grać oraz koniecznie na wyjątkowy perkusyjny instrument przywiązaną do buta - puszkę po Coca Coli.
Proszę sprawdzić:
…miałem rację? Dla porównania proszę też koniecznie sięgnąć tuż obok i posłuchać Diego Reinhardta grającego na festiwalu nowojorskim. To jakby starszy brat Stephane Wrembela, ten sam klimat jazzu, który sprawiał równą radość wykonawcom (znów proszę popatrzeć na grającego na bębnach) jak i odbiorcom. Nikt tam nie próbuje udawać, że jazz to wielka sztuka, a w dodatku mało nadająca się do słuchania – czyli ambitna. To jazz zadymionych klubów i nienajlepszego Burbona:
I taki właśnie jazz odnalazłem też w fotografiach Ryszarda Horowitza, który podobnie, jak Woody Allen uwielbia jazzową grę na klarnecie. Artysta fotografował w 56 i 57 roku Komedę i Basię Hoff, Ptaszyna, Wróblewskiego i Tyrmanda. Kiedy zamieszkał w Nowym Jorku, obecny był z aparatem wszędzie tam, gdzie był prawdziwy jazz. Był świadkiem występów Elli Fitzgerald w jazzowych klubach w otoczeniu zaledwie kilkuosobowej publiczności. Amerykanie wówczas woleli Beatlesów i nie interesowali się jazzem. Ale on uparcie fotografował muzyków tego właśnie gatunku. Uwiecznił między innymi: Louisa Armstronga, Duke’a Ellingtona, czy Arethę Franklin.
Album z tymi fotografiami ukaże się wkrótce, ale już dziś zachęcam do poszukiwania takich tajemniczych miejsc, motywów muzycznych i filmów – jak na przykład Allena - dzięki którym można się przenieść w czasie.
