Sędzia Tuleya obnażył metody działania władz w IV RP. Wyznawcom PISu wydaje się, że za ich rządów byłoby lepiej. Kto by zawinił, tego spotkałaby kara, a uczciwy obywatel mógłby żyć spokojnie. Nic bardziej mylnego. Termin „uczciwość” nie istnieje w słowniku osób z zapędami dyktatorskimi. Wszyscy są potencjalnie podejrzani i prędzej czy później na każdego znajdzie się paragraf. Każda metoda jest dobra, aby uzasadnić z góry postawioną tezę. Świadkowie w sprawie doktora G. przyznają, że w sposób znacznie wykraczający poza obowiązujące przepisy byli przymuszani do składania obciążających lekarza zeznań...
REKLAMA
Sędzia Tuleya – najbardziej znany obecnie sędzia w Polsce, wywołał nie lada burzę wokół tematu, który i tak budził ogromne zainteresowanie. To dzięki jego słowom o „stalinowskich metodach przesłuchań” ciężar zainteresowania przechylił się z osoby doktora G. na ówczesne sposoby działania służb.
I dobrze! Bo chociaż nie powinno to przyćmić nagannej oceny lekarza łapówkarza, to wypowiedź sędziego obnażyła kolejny, równie ważny problem- model funkcjonowania IV RP. Osobnym tematem do dyskusji jest utrwalona przez lata polska i nie tylko tradycja wręczania pracownikom służby zdrowia tak zwanych „dowodów wdzięczności”. Każdy wie jak to funkcjonuje i stwierdzenie faktu nie powinno oburzać, zgorszenie budzić powinien natomiast fakt, że bez „koperty” na rezonans czeka się miesiącami, a na wizytę u specjalisty czasem latami. Poseł Kurski w „Polityce przy kawie” oburza się, że wymierzona doktorowi G. kara jest za niska. Oburza się, że w wyniku śledztwa obejmujacego dwa miesiące udowodniono tylko 17.000PLN łapówki. Zdaniem posła gdyby obejmowało ono rok byłoby około 100.000, a gdyby lata…? Zapewne kierując sie tą logiką wszystkie składniki majątku doktora pochodziłyby z nielegalnego źródła, jak zresztą majątki większości zamożnych osób w tym kraju. Przecież zdaniem prezesa PIS: „jeśli ktoś ma pieniądze, to skądś je ma”.
Wrócmy zatem do tematu. Zbigniew Ziobro wrzeszczy, że sędzia używając porównania do metod stalinowskich, kierował się wyłącznie chęcią zrobienia łatwej kariery. Zarzuca mu kłamstwo i nieumiejętność przestrzegania zasad poufności obowiązujących sędziego. On- człowiek, który jako Minister Sprawiedliwości przed wydaniem wyroku przez sąd wydał wyrok skazujący na doktora G. , ogłosił go winnym morderstwa i nigdy nie spotkała go za to kara. Człowiek, któremu metody przesłuchań stosowane w tej i pewnie nie tylko w tej sprawie miały pomóc w zbiciu kapitału politycznego. Oto on, przemawiający jednym głosem ze wspaniałym, nieomylnym, praworządnym ówczesnym premierem miał być tym, który zaprowadzi porządek w kraju bezprawia. „Koniec z łamaniem prawa, koniec z bezkarnością w III RP” huczeli z mównicy przedstawiciele partii rządzącej. Do dziś przechodzą mnie ciarki na myśl o tym, że ci ludzie mogli rządzić naszym krajem. Przeraża mnie wspomnienie nieodległych czasów kiedy szpikowano nas statystykami o liczbach kradzieży, gwałtów i morderstw, kiedy stałą praktyką władz było zastraszanie Polaków, wmawianie, że jest bardzo niebezpiecznie i źle, ale władza to zmieni. Jestem prawie pewien, że takie brutalne metody przesłuchań były na porządku dziennym. Doskonale pasuje to do idealnego PISowskiego wyobrażenia na temat państwa prawa.
Warto podkreślić, że zarzucanie sędziemu kłamstwa i odpieranie w ten nieudolny sposób zarzutów jest bezcelowe. Jeżeli przytoczył takie argumenty to raczej celem uzmysłowienia, że sprawa ma drugie dno, że poza nieetycznie postępującym doktorem, są też inni winni w równoległej sprawie. Śmiem przypuszczać, ze sędzia Tuleya bardziej sobie zaszkodził zdobywając się na wyjątkową i niespotykaną wśród sędziów szczerość, niż zyskał. Uważam także, że odwracanie kota ogonem i robienie z sędziego aferzysty jest niepotrzebne, gdyż ludzi prezentujących takie postawy nam trzeba. Osób które strzegą prawa, dla których sprawa nie zakończyła się wydaniem wyroku, którzy dostrzegłszy nieprawidłowości w funkcjonowaniu instytucji państwowych, a w końcu krzywdę osób przez nie poszkodowanych, zdobywają się na odwagę i głośno o tym mówią.
Robienie szopek i pokrzykiwanie, że sędzia nie zna metod stalinowskich przesłuchań jest co najmniej niestosowne. Formułowanie takiego zarzutu w oparciu o metrykę sędziego ośmiesza pana Ziobrę. Każdy z nas czytał, słyszał na czym takie metody polegały i nie trzeba tego przeżyć, żeby wiedzieć. Poza tym sędzia wyraźnie odniósł te słowa do konkretnych czynności, czyli przesłuchań nocnych, o których opowiadali świadkowie. Postępowanie pana Ziobry przypomina mi nieudolną próbę rodzica obrony swojego dziecka, które wybiło koledze zęba. Na zarzut, że poszkodowany został uderzony pięścią w twarz, rodzic odkrzykuje, że nie pięścią tylko łokciem. To trochę żenujące tłumaczenie.
Nie można odwracać uwagi opinii publicznej od niewygodnych faktów. Najlepsze co pan Ziobro mógł zrobić, było milczenie, które proponował sędziemu. W moim odczuciu doszło do jego totalnej kompromitacji i sam jest temu winien. Wydawało mi się, że bardziej skompromitować się już nie da, ale jak widać człowiek może wszystko.
Widmo IV RP wciąż nad nami wisi i powinniśmy dołożyć wszelkich starań, aby uniknąć powtórki, nie osądzać pochopnie, nie być łatwowiernym, nie dawać się nabrać na tanie chwyty typu: „ten rząd nic nie robi…, przestępczość jest coraz większa…, kota nie ma myszy harcują…”.
Ależ kot jest, tylko nie zamierza zjeść wszystkich myszy, bo zdechłby z głodu.
