Kreacjoniści odrzucają prawdziwość ewolucji, naukowość i zasadność teorii oraz odkryć naukowych. Jednak nie wystarczy odrzucić jakiś fakt czy też teorię, by przestała być ona prawdziwa, tak jak zakrycie oczu nie sprawi, że świat zewnętrzny nagle przestanie istnieć. Trzeba przedstawić argumenty na poparcie swoich przekonań. I kreacjoniści naprawdę starają się swoje nieuzasadnione hasła przystroić w piórka „argumentacji” i „dowodów”.

REKLAMA
Kreacjonizm to pogląd, zgodnie z którym życie na Ziemi (a także cały wszechświat) zostało stworzone przez Boga aktem kreacji. Wszyscy znamy ten cytat z Biblii: „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami. Wtedy Bóg rzekł: Niechaj się stanie światłość! I stała się światłość.” Dla kreacjonistów nie stanowi on alegorycznej historii – bliżej mu do naukowej prawdy o wszechświecie. Nic dziwnego zatem, że kreacjoniści negują teorię ewolucji, w szczególności jej część mówiącą o pochodzeniu człowieka od innych ssaków naczelnych. Podważany jest także wiek Ziemi określony przez geologów, genetyka, archeologia – właściwie wszystkie nauki ścisłe.
Na Zachodzie ideologia ta nierozdzielnie związana jest z chrześcijaństwem (choć dowiadujemy się coraz więcej o kreacjonizmie islamskim, który także ma się "nienajgorzej") i wywodzi się z przekonań religijnych, które stara się przenieść na obszar nauki, nie mając jednak statusu teorii naukowej. Przez cały XX wiek zwolennicy kreacjonizmu formułowali coraz to nowsze argumenty przeciwko teorii ewolucji oraz za ideą kreacjonizmu. Ten trend nie uległ zmianie w XXI wieku. Kreacjoniści zasypują świat nauki kolejnymi „argumentami” o wątpliwej wartości merytorycznej. Zresztą opisywanie tych działań mianem „formułowania argumentów” to nieuzasadniona hojność wobec kreacjonistów. Zarówno „formułowanie” jest tu wątpliwe, gdyż najczęściej jest to bezrefleksyjne powtarzanie zasłyszanych haseł, jak i nazywanie fantastycznych zarzutów niczym z surrealistycznej bajeczki „argumentami” jest co najmniej nie na miejscu. Jednak pojawiają się one tak często, że warto poświęcić chwilę, by przyjrzeć się kilku najpopularniejszym i temu, jak mało mają wspólnego z faktycznymi „argumentami”.
Wiara czyni cuda
Chciałbym móc napisać, że istnieją argumenty, które nawet kreacjoniści po latach odrzucili i odradzają innym wyznawcom tego poglądu korzystanie z nich. To jednak nie prawda. Nawet najbardziej absurdalne twierdzenia i zarzuty powracają jak bumerang prezentowane z powagą przez kolejne osoby przeświadczone o tym, że udało im się zadać nokautujący cios. Trudno powiedzieć, czy bardziej zaskakuje pewność siebie takich dyskutantów, czy ich oderwanie od rzeczywistości?
Jedną z „ciekawszych” grup argumentów stanowi odwoływanie się do religijności i wiary naukowca, co ma jakoby dowodzić nieprawdziwości teorii ewolucji (tak, możecie przeczytać to zdanie jeszcze raz i poszukać w nim sensu). Popularne jest twierdzenie, jakoby Karol Darwin nawrócił się na łożu śmierci i odrzucił wyniki własnych badań, a to przecież wprost oznacza, że teoria ewolucji jest nieprawdziwa. Poza absurdalnością i jawną nieprawdziwością tego twierdzenia ciekawi logika, iż pomówione „nawrócenie” podważa wyniki badań wielu dziedzin nauk ścisłych, które przez 150 lat od wydania „O powstawaniu gatunków” zgodnie potwierdzały i potwierdzają odkrycia Karola Darwina. Na podobnej zasadzie działa przywoływanie jednego (czasem dwóch, chociaż ciężko tylu znaleźć) naukowców, którzy negują teorię ewolucji lub wierzą w dosłowne odczytywanie Biblii. Jedna jaskółka wiosny nie czyni i osobiste przekonania jednego naukowca nie podważają automatycznie całego paradygmatu nauki. W końcu znalezienie jednego naukowca chrześcijanina odczytującego Biblię alegorycznie i nie wierzącego w bajki o potopie nigdy nie podważało przekonań tych, którzy wierzyli w dosłowną prawdziwość każdego jej słowa.
logo
Jak mogą wciąż istnieć małpy? No jak? http://www.buzzfeed.com/mjs538/messages-from-creationists-to-people-who-believe-in-evolutio?bffb

Argument z istnienia małpy, przypadku i fizyki
Wśród popularnych zarzutów wobec teorii ewolucji jest jeden, który sprawia ból, ilekroć się go czyta (na szczęście wziąłem tabletki na ból głowy zanim usiadłem do tego artykułu). Brzmi on następująco: skoro wyewoluowaliśmy od małp, to czemu wciąż istnieją małpy? (teraz kreacjoniści pewnie spodziewają się gromu z jasnego nieba dowodzącego wagi ich zarzutu). Hmmm... Zacznijmy może od tego, że zgodnie z teorią ewolucji nie pochodzimy od małpy, a mamy z małpami człekokształtnymi wspólnego, małpo-podobnego przodka. Ale kto by tam się przejmował takimi szczegółami? Inna sprawa, że ewolucja to nie jest linia prosta – ślimak staje się płazem i ginie, płaz – gadem i ginie, gad – ptakiem i ginie. To tak, jakby powiedzieć, że skoro Afrykanerzy w RPA pochodzą od Holendrów, to czemu na świecie wciąż istnieją Holendrzy? Dziwne, nieprawdaż? A może Holendrzy już nie istnieją?
Skuteczniejszy początkowo wydaje się inny zarzut kreacjonistów – jeżeli przyjmujesz teorię ewolucji, to znaczy, że wierzysz, że wszystko, co istnieje na świecie, to dzieło przypadku. W tym momencie część słuchaczy może poczuć się chwilowo przekonana. Któż by chciał, by cały świat, wszystko, co na nim żyje, było dziełem ślepego przypadku? Nikt. Choć akurat to czego „chcemy” raczej nie wpływa na rzeczywistość. Ale jest to świetny chwyt kreacjonistów, bo uderzający w poszukiwanie sensu, które dotyczy każdego z nas. Tyle że żaden ewolucjonista nie twierdzi, że ewolucja to proces działający na zasadzie ślepego przypadku. W teorii ewolucji przypadek oczywiście odgrywa pewną rolę (mutacje na poziomie genów to dzieło przypadku), ale długoterminowo to naturalna selekcja decyduje o tym, jakie zmiany okazują się przystosowawcze i przetrwają w ciągu setek tysięcy, a nawet milionów lat.
Zarzuty, że „pochodzisz od małpy”, lub „wszystko to dzieło przypadku” ukazują podstawowy sposób walki z teorią ewolucji – przeinaczanie jej. Ta sztuczka, o dziwo, działa, gdy używa się jej wobec ludzi, którzy mają mgliste pojęcie o teorii ewolucji i wierzą, że ich rozmówca nie będzie celowo wprowadzał ich w błąd (czyli stanowczo za często).
logo
http://www.buzzfeed.com/mjs538/messages-from-creationists-to-people-who-believe-in-evolutio?bffb

Typowym przykładem innej sztuczki jest przywoływanie drugiej zasady termodynamiki. Przywołuje się ją, gdyż głosi, iż w układzie zamkniętym nie może powstać nic bardziej skomplikowanego niż składniki tego systemu oraz że niemożliwe jest, by coś z mniejszą ilością energii (czyli według kreacjonistów coś mniej skomplikowanego) dodało energii czemuś z większą energią (czyli według kreacjonistów czemuś bardziej skomplikowanemu). Ewolucja nie może zatem być prawdziwa, gdyż na Ziemi nie mogą powstawać nowe stworzenia, bo przeczy to drugiej zasadzie termodynamiki. Tak właśnie prezentuje się sztuczka powoływania się na „naukę” (najczęściej matematykę lub fizykę, a w szczególności fizykę kwantową), by podważyć naukę. By obalić ten zarzut wystarczy podnieść głowę i spojrzeć na słońce. Czy ono nie jest przypadkiem źródłem energii spoza Ziemi? Oczywiście, że jest. Innym sposobem obnażania prawdziwej natury tego zarzutu jest zapytanie rozmówcy o 1 i 3 zasadę termodynamiki, co najczęściej wywołuje prawdziwą konsternację.
Inne chwyty kreacjonistów
Próby podważenia teorii ewolucji mogą też być absolutne i zamiast wytykać szczegóły, mogą koncentrować się na teorii w ogóle. Na tym opierają się dwa bardzo popularne „argumenty”. Pierwszy z nich głosi, iż teorii ewolucji nie da się dowieść i nie została do tej pory udowodniona. W przeciwieństwie do przekonań kreacjonistów, których w końcu dowodzi prawdziwość każdego słowa w Biblii. Hmmm… na ten zarzut nie da się odpowiedzieć. Dlaczego? Bo ŻADEN dowód nie przekona kreacjonisty. ŻADEN! Nie ważne ile muzeów zwiedzicie, w ilu laboratoriach będziecie przyglądać się genom, ile wykopalisk odwiedzicie – kreacjonista głoszący brak dowodów będzie dalej pewny swego zdania. I znajdzie mnóstwo „powodów”, by wszystkie dowody były sfałszowane, włącznie z wiarą w ogólnoświatową, naukową teorię spiskową, mającą na celu sprowadzenie wierzących na złą drogę i oddalenie do Boga.
logo
http://www.buzzfeed.com/mjs538/messages-from-creationists-to-people-who-believe-in-evolutio?bffb

Drugim popularnym chwytem kreacjonistów jest nazywanie zaufania do teorii ewolucji aktem wiary, a samą ewolucję częścią ateistycznej religii. Ten atak sprowadza się do nazywania nauki „religią”. Co ciekawe te osoby nie przestają używać antybiotyków, jeździć samochodami, nie udają się do znachora w sprawie choroby i nie wsiadają na latający dywan, gdy chcą gdzieś polecieć. A skoro nauka to religia, to przecież inne religie powinny równie skutecznie „działać”. Nazywanie nauki religią najczęściej dowodzi niechęci wobec poznania mechanizmów, którymi się ona kieruje oraz poświęcenia więcej niż 15 minut na zapoznanie się z jakimś naukowym twierdzeniem. Szczególnie gdy tekst nie jest okraszony obrazkami (dlatego ja o zdjęcia zadbałem, by Cię, drogi czytelniku, nadto nie zanudzić). Poza tym nazywanie ateizmu religią to tak jak nazywanie niewiary w Zeusa religią, nie zbierania znaczków mianem hobby, a nie grania w tenisa sportem. Co najmniej absurdalne, nieprawdaż?
Czy to już koniec?
Przedstawiłem tylko kilka z niepoliczalnej ilości „argumentów” kreacjonistów. By opisać wszystkie, potrzeba byłoby kilkuset stron tekstu i odniesień do setek, jak nie tysięcy różnych odkryć i badań naukowych. Łatwo bowiem jest jako argument napisać „szkielet archeopteryksa jest fałszywy”, trzasnąć drzwiami i być z siebie dumnym. Ciężar dowodzenia spada wtedy na ewolucjonistów (którzy oni za każdym razem podejmują i nigdy jeszcze ich nie przygniótł). Jednakże mimo tylu zarzutów i tylu różnych sposobów dowodzenia nieprawdziwości ewolucji kreacjonistom wciąż nie udało się udowodnić niczego, poza kierującą nimi złą wolą, brakiem elementarnej wiedzy, snobizmem gatunkowym oraz dziecinnym tupaniem nóżkami, gdy tylko nie podobają im się argumenty strony przeciwnej. Na szczęście, kreacjoniści są nie tylko źródłem frustracji i bólu głowy. Przynoszą także radość i śmiech, gdyż trudno zachować powagę zderzając się z tak wielką dawką ignorancji i dezinformacji.