Historyk, znawca Rzeczpospolitej, samozwańczy "warchoł i pijanica dzikopolowy". Autor powieści i opowiadań fantastyczno-historycznych, scenariuszy do gier i podręczników RPG. Piewca sarmatyzmu i zjadliwy krytyk sienkiewiczowszczyzny. Jacek Komuda.

REKLAMA
Justyna Mleczak: Pana książki konsekwentnie stawiane są na półkach pod hasłem „fantastyka”, chociaż znaczna część Pańskiej twórczości to powieści historyczno-przygodowe, a ostatnio nawet spod Pana pióra wyszła powieść sensacyjna. Na jakiej półce sam by się Pan umiejscowił?
Jacek Komuda: Najchętniej na takiej z napisem: Dobra Literatura, bo ja nie dzielę tejże właśnie literatury na żadne gatunki, dla mnie to po prostu jednolite dziedzictwo ludzkości od fantastyki, powiedzmy na prawicy, aż po postmodernizm i literaturę eksperymentalną na lewicy. Oczywiście unikałbym jak ognia półki podpisanej: literatura piękna, bo tam leżą pod tonami kurzu różne wątpliwe dziełka tak zwanego mainstreamu, które doceniane są jedynie przez krytyków i nikogo więcej. Półka mogłaby też nazywać się "literatura popularna", jak moje książki określane są przez owych koryfeuszy kultury - w związku z czym ja sam domyślam się, że wszystko co zostaje poza tym gatunkiem określić należy mianem literatury niepopularnej, a więc nieczytanej przez nikogo i pisanej tylko i wyłącznie dla krytyków i nagród.
Moje książki powinny oczywiście stać na półce z napisem: Literatura Historyczna. Tyle, że takiej półki w żadnej księgarni nie ma, a jeśli jest Historia, to stoją tam dzieła popularnonaukowe, zwykle opowiadające o II wojnie, a więc z okładek pozdrawia nas Hitler, kurzy na nich nieodłączną fajkę Stalin, a poza tym są tam sami SS-mani, NKWD-ziści, wojny, naloty, tajne bronie i bunkry i tak dalej.
Wspomina Pan często, że zaczął pisać Pan powieści historyczne, ponieważ nie mógł Pan zobaczyć w kinie tego, co sam stworzył w literaturze. Czy od tego czasu zauważył Pan jakiś postęp w polskim kinie historycznym? A może Polska nie potrzebuje tego typu kina, zaspokaja ją polska powieść historyczna?
Postęp owszem - jest, bo zgłasza się do mnie dwa razy więcej oszustów niż wcześniej. Próbujących oczywiście za darmo wyciągnąć ode mnie prawa na zrobienie filmu, który nigdy nie powstanie. Oni wszyscy potrzebują papierka od Autora, żeby kombinować - wyciągać kasę z różnych fundacji, z Telewizji, z PISF-u, którą oczywiście ze mną się nie podzieli. Na szczęście jednak na dziesięciu naciągaczy trafia się jeden uczciwy, więc sprzedałem prawa na dwie książki.
Pierwsza to Banita, którego scenariusz został z hukiem odrzucony przez PISF, bo nie jest Sienkiewiczowski. Zacytuję Wereśniaka: "Potrzebny jest silny pomysł na całość. Rycerze ganiający się z szablami po Dzikich Polach to za mało na film. Myśląc dzisiaj o takim filmie nie sposób ominąć Sienkiewicza i jego sztuki scenopisarskiej. U niego zawsze był pomysł na całość, był powód dla którego jego opowieść była WAŻNA, KONIECZNA i NIEZBĘDNA. Raz był to Potop Szwedzki, raz Powstanie Chmielnickiego, innym razem wojna z Zakonem Krzyżackim. Opowiedziana historia jest mętna, miałka i słabo zarysowana i mało atrakcyjna." I teraz, dokładnie na dniach sprzedaję prawa do noweli filmowej na podstawie Zborowskiego, ale co z tego będzie to tylko Pambu wie.
Najnowsza powieść, Ostatni honorowy, dzieje się pod koniec ubiegłego stulecia. Zmęczył się Pan już sarmatyzmem? Planuje Pan kolejne powieści, których akcja toczyć się będzie we współczesności?
Jak powiadał nieodżałowany Jasio Himilsbach: "Ile razy można w kółko pierdolić to samo?". Do napisania Ostatniego... skłoniła mnie autentyczna historia nielegalnych walk na zachodzie Europy, którą usłyszałem od znajomego. Druga powieść, nad którą zaczynam pracę, to Hubal i to jest mój osobisty rozrachunek z kampanią wrześniową, II Rzeczpospolitą i w ogóle z polskością.
W Pana dorobku znajduje się także kilka powieści i opowiadań marynistycznych. Na wodzie czuje się Pan równie pewnie, jak w siodle?
Nie umiem pływać, w sumie tak jak nie powinien każdy porządny żeglarz. Ale koń i żaglowiec mają ze sobą wiele wspólnego - dają wolność przemieszczania się, ucieczki od codziennego życia i jego kłopotów.
Pytany o swoje antypatie, obok monarchistów, komunistów i chamów jednym tchem wymienia pan „kobiecą” literaturę fantasy. Co Pan przez nią rozume? Jak ustosunkowałby się Pan do, modnej ostatnio, twórczości Elżbiety Cherezińskiej, zaliczanej do fantastyki historycznej? A do pisarstwa Robbin Hobb czy Ursuli Le Guin?
Patrząc na fotografię tych pań dostępne w Internecie - zdecydowanie pozytywnie ustosunkowałbym się do Cherezińskiej, może nawet - jeśli jest majętną wdową - warto byłoby zajechać ją na Skrzetuskiego, sprowadzając pod pistoletem popa... Robin Hobb zdecydowanie jest już w wieku popoborowym, rzekłbym, że stara rezerwa raczej. Ursula Le Guin nigdy zaś mi nie przypadała do gustu - wolałem czytać Conana i Kane'a Karla Wagnera niż te opowiastki o magii, feminizmie, jakiejś tam równowadze i magicznych perypetiach bohaterów. Wiem, że to zamach na kanon, klasykę, nic nie poradzę, nie w moim guście.
Choć wielokrotnie tę niewieścią fantasy wykpiwałem, muszę jednak autorkom zwrócić honor - ich utwory są o wiele lepsze (bo przynajmniej dają się czytać) od tzw. literatury kobiecej, albo głównonurtowego bełkotu Bator czy Masłowskiej. Jak człowiek weźmie do ręki nawet nie Kalicińską ale jakąś Ficner-Ogonowską, to nie może wyjść ze zdumienia, że niewiasty są tak głupie, aby to czytać. Niby są dzisiaj wyzwolone, mądre etc., a taka literatura robi z nich idiotki. To już lepiej niech babską fantasy czytają.
W pisaniu fantastyki historycznej niektórym autorom pomaga wykształcenie historyczne. Czy natomiast fantastyka historyczna może wspomóc warsztat pracy historyka?
Jak najbardziej, bo wielu historyków zasadniczo pozbawionych jest wyobraźni i nie jest w stanie zobaczyć tego o czym świadczą źródła. Poza tym wiele wydarzeń z historii Polski to w ogóle jest fantastyka, bo nie ma żadnych przekazów świadczących, że było tak czy inaczej. Początki Polski? Rzekoma reakcja pogańska? Religia Słowian? Nikt tego nie opisał, albo źródła pisane nie zachowały się, tam gdzie nie możemy podeprzeć się nowoczesną archeologią, pozostaje fantastyka.
Gra fabularna Dzikie Pola, której jest Pan współautorem, oparta jest na podręczniku, który, jak twierdzą niektórzy gracze, z powodzeniem mógłby zastąpić podręczniki szkolne. Czy z gier fabularnych, komputerowych, komiksów można z powodzeniem uczyć się historii?
Jak najbardziej, mogę wymienić przynajmniej trzy gry, z których dzieci są w stanie dowiedzieć się ciekawych rzeczy na temat historii i rządzących nią procesów. Na przykład cykl Civilization, cykle gier Total War i Europa Universalis. Do tego zapewne można by dodać zapewne kilka znanych gier lub ich przeróbek, jakie wyszły spod palców fanatyków historii i dostępne są w sieci.
Pozwolę nawiązać sobie do minionych wyborów: czy spośród niedoszłych prezydentów dałoby się wybrać króla?
W dzisiejszym systemie sprawowania władzy nie ma możliwości, aby pojawili się ludzie godni sprawowania królewskiej władzy. Dawni królowie i książęta byli efektem całego systemu wychowania, przygotowywania do sprawowania władzy, poznawali maniery, stawali się części prawdziwie wysokiej kultury. Mieli wszak stać się elitą elit przygotowani od dziecka do sprawowania władzy, a i tak nie zawsze okazywali się godni korony lub mitry.
Dzisiejsza demokracja sprzyja zwykłym, pospolitym cwaniakom, politycznym kombinatorom i szulerom. Proszę popatrzeć kto kandyduje w naszych wyborach - zupełnie nieznany wybraniec prawicy, fałszywy hrabia, którego raczej należałoby bić kijem w bose pięty jak w XVII wieku, polityczny kombinator Palikot, który kłamie w żywe oczy i ściemnia od czasu, kiedy zasiadał w komisji Przyjazne Państwo i gospodarczy szaman Korwin-Mikke. Jest też Palemka jak z powieści Kalicińskiej, albo może właśnie typowa jej czytelniczka. Wybierać króla z takiej zgrai? Nonsens. Kogo?
Czy sarmatyzm polski skazany jest na zapomnienie, czy Polskę szlachecką należałoby wskrzesić?
Bez Sarmatyzmu nie byłoby kultury polskiej, bo ta z niego po prostu wyewoluowała, więc jeśli o nim zapomnimy, to przestaniemy być Polakami. W XIX wieku kultura szlachecka rozszerzyła się na całe społeczeństwo; znajdujemy ją potem wszędzie - w romantyzmie, w młodej Polsce, w dwudziestoleciu. Zapewne dlatego jest dziś tak zaciekle atakowana przez lewicę, która zawłaszczyła sobie większą część mediów. Zniszczmy pamięć o nim, a w świadomości Polaków zostanie wielka czarna dziura.
Rzeczypospolitej szlacheckiej nie da się dziś odbudować w sensie państwa czy systemu politycznego, ale możemy wskrzesić pamięć o niej. Zrekonstruować drewniane dwory, zajazdy i wszystkie te zabytki, bez których Polska nie wygląda jak Francja, bo drewno nie przetrwało od XVII i XVIII wieku.