Mozaika Smaków

REKLAMA
Postawiłem tylko stopę na lądzie afrykańskim, odchyliłem delikatnie wrota czarnego lądu ale wiem,że to dopiero przystawka smakowania tego kawałka ziemi. Tak tylko liznąłem Afrykę, ale moje kubki smakowe doprowadzone były do ekstazy kulinarnej. Maroko poznałem u boku konesera smaków tego regionu i chcę się tymi doznaniami podzielić, a chodzą za mną do dnia dzisiejszego...
Nie ma to jak Berber Whisky, czyli przewrotnie nazwana herbata marokańska która podawana jest wszędzie i ma to coś, dużo mięty, jeszcze więcej cukru i zieloną herbatę. Zaparzana jest w czajniku i przelewana do szklanek ze sporej wysokości, powstaję delikatna piana i to jest właśnie Berber Whisky. Wiara nie pozwala na picie alkoholu, ale Allah wieczorem nie patrzy. Znając miejscowych można spróbować coś co sprzedawane jest w workach foliowych i ma adekwatną nazwę do smaku, Water Life czyli bimber z agawy. Istny balsam na dusze. Powiem tak, parafrazując jednego z nocnych biesiadników, że smak jest taki jakby bose stópki Jezusa po gardle chodziły i coś w tym stwierdzeniu jest...
Targi Rybne w Agadirze chyba pierwszy raz widziały obcych, ale nam się udało wjechać i naprawdę robi wrażenie widok tych wszystkich skarbów morza w jednym miejscu i te przecudne licytacje handlarzy. Wygląda to tak jakby każda z tych ryb była warta sztabę złota i zapewne tak uważają za co im chwała.

Taka świeża ryba wypatroszona i natarta solą i Ras El-Hanout czyli mieszanką przypraw na którą każdy tubylec ma inny sekretny przepis, dają w komplecie z Maroccan Salad i miejscowym pysznym pieczywem przeświadczenie, że jesteśmy kimś wyjątkowym. Tak zapewne jest, cała ta otoczka jest wyjątkowa.
Po drugiej stronie Atlasu czekały na nas mówiąc krótko przedziwne widoki, nie były spowodowane wizjami po miejscowym „tytoniu”, ani po szaleńczej jeździe przez Atlas. Kozy na drzewach umówmy się nie są czymś normalnym w naszym kraju. Tam jest to codzienność. Opanowały technikę wspinania się na drzewa. Cel uświęca środki i wiem dlaczego to robią. Mianowicie drzewa arganiowe powodują ten kozi popęd na wspinaczkę, a raczej owoce przypominające oliwki którymi się zajadają. Jaki z tych owoców powstaję olej to sami wiemy, jest na pewno w najlepszych kosmetykach świata, ale nieliczni smakowali. Smak oleju arganiowego jest nie do podrobienia, tak jak smak koziny rozkoszującej się w arganiowcach, mniam.
logo

Taki Tagine z koziny to istny ideał smaku, a mieliśmy okazję się rozkoszować w towarzystwie Berberów, którzy nas uraczyli tymi wszystkimi specjałami.
Słów kilka o Tagine, czyli de facto naczyniu w którym są podawane potrawy i można tam istne cuda na kiju przyrządzić. Wspomniana kozina, czy jagnięcina, niech będzie nawet kurczak z kiszonymi cytrynami. To wszystko w formie można powiedzieć gulaszu z warzywami, a warzywa smakują tam wyjątkowo, nie zlewają się smaki, cebula to cebula o posmaku słodyczy, pomidor to słońce i wyjątkowa soczystość i tak można by w nieskończoność . Ta para jak podnosi się górną część naczynia, która roznosi aromat potrawy to kwintesencja smaków tych okolic.
I tak trafiliśmy do raju smakoszy na plac Jemaa el-Fna w sercu Marrakeszu. Wieczorem to istny kocioł smaków i zapachów, bez wątpienia zwariowałem tam kulinarnie, te wszystkie stragany które serwowały moje ulubione Merguez czyli pikantne kiełbaski z jagnięciny, baranie mózgi które nie powaliły konsystencją ale trzeba było spróbować, ślimaki, fantastyczne świeże soki i wiele innych aromatycznych potraw które sprawiły, że wróciło dużo więcej obywatela do kraju. Celebracja życia przy stole tam osiąga największy stopień wtajemniczenia, każdy wieczór był inny, bez wątpienia to najlepsza jadalnia świata, która rozkłada się o zmroku i kończy swoją działalność w późnych godzinach nocnych. Sam widok tego placu z oddali wieczorem zapiera dech w piersiach.
logo

Trafiła się wisienka na torcie, wietrzna Essaouira. Miejsce portowe, tam właśnie nasz dobry znajomy wprowadził nas w arkana marokańskiej sztuki kulinarnej. Nie były to owoce morza czy ryby. Wietrzne stworzenia czyli gołębie, w formie placka. Pastilla się zowie a jest połączeniem ciasta podobnego do filo, rozdrobnionego mięsa gołębiego, zmielonych migdałów, cynamonu i cukru.
Miałem opory, ale było warto. Było jeszcze coś, zupa Harira, pożywna, aromatyczna i pozostała jedną z moich ulubionych do dzisiaj.
Urzeczony zostałem zmysłowymi paleniskami na których były przygotowywane nasze morskie skarby, mianowicie prosty grill i szalony wiatrak który powodował, że nie trzeba było się wysilać aby uzyskać odpowiednią temperaturę do przygotowania morskich skarbów.
logo

Oliwki jakie tam próbowałem nie miały sobie równych, nie mówiąc o banalnej soczewicy z odrobiną soli zawiniętej w gazetę.
Niewątpliwie uchyliłem wrota do Afryki, delikatnie wsadziłem nogę tak aby nikt nie zatrzasnął mi przed nosem wspomnień. Jeżeli tak wygląda trzeci świat to my plasujemy się pod koniec dziesiątego świata, na pewno ze stanem dróg... Boję się pomyśleć, jak ujrzę resztę tego soczystego i aromatycznego zakątka świata oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Insha'Allah...