Dokładnie w dzień największego polskiego święta – Dziadów Smoleńskich – lewackie wydawnictwo Krytyka Polityczna wydało prawie 500-stronicowe dzieło znanego apostaty i odszczepieńca, Kamila Sipowicza – "Encyklopedia Polskiej Psychodelii".
REKLAMA
Jest to już trzecie dzieło autora, po "Hipisach w PRL-u" i "Czy marihuana jest z konopi?", w którym próbuje udowodnić niewiarygodną tezę, że Polacy znali jakieś inne narkotyki niż wyborowa czysta.
Autor, który szczyci się tym, że znał osobiście Karla Rahnera, Pawła VI i Jana Pawła II, a wiadomo, że nosi kapelusz, aby ukryć rogi, szeroko cytuje polskich antropologów. Ci zaś wskazują, że na terenach Polski już od neolitu po wiek XX używano setek roślin i grzybów w celach ekstatycznych, religijnych i rekreacyjnych. Sipowicz przewrotnie cytuje wybitnego polskiego etnografa Kazimierz Moszyńskiego, który w drugim tomie swej "Kultury ludowej Słowian" napisał: "Warto powiedzieć na temat odurzania się wonnościami […] Jakoż w ciągu badań wykonanych w Polsce w 1930/31, o których tyle razy już napomykałem, uderzyły mnie szczególne fakty. Oto na pytanie o rośliny odurzające szereg wieśniaków wskazało takie zioła i drzewa, których my (przynajmniej bardzo wielu spośród nas) z pewnością nie zaliczylibyśmy do tej grupy; m.in. znalazły się tam nawet kwitnące akacje i żółte łubiny, nie mówiąc wcale o konopiach lub bagnie (Ledum palustre L.). Według wiadomości, dostarczonej mi łaskawie przez C. Pietkiewicza, do roślin wywołujących u chłopów (Poleszuków rzeczyckich) oszołomienie czy odurzenie, przejawiające się tzw. u nich «krążeniem w głowie» itp., należą (prócz konopi i bagna) konwalie oraz podkolan (Platanthera biforia Rchb), o ile występują obficie, dalej – gryki, czeremchy i nawet lipy. To wszystko każe mi przypuszczać, że lud zdaje się być wrażliwszy od naszego ogółu na silne zapachy, w tym rozumieniu, iż łatwiej niż my doznaje odurzenia czy też ewentualnie może i podniecenia pod ich wpływem".
Moszyński notuje też, że wielkim wzięciem cieszył się u ludów słowiańskich oman (Inula helenium L.). Korzeń i liście omanu, jak podają stare zielniki polskie, "tęskność oddala", "serce rozwesela", "w winie używany wesołość daje".
Bardzo bogatą rdzennie polską tradycję psychodeliczną zniszczył przez kilkaset lat polski kościół katolicki, twierdzi Sipowicz. Zamiast tego dał nam produkowane w klasztorach piwa i okowity. Zaś używanie czegokolwiek innego stało się nielegalne. Co trwa do dziś. Sipowicz obsesyjnie przeciwstawia się temu, aby karać Polaków za niekatolickie używki.
Tym bardziej jest to niezrozumiałe, wedle jego pokrętnej logiki, że wielcy polscy artyści, pisarze i malarze byli admiratorami psychodelików. Mickiewicz, Słowacki i Krasiński gustowali w haszyszu, opium i eterze. Autor pierwszej polskiej gejowskiej książki – "Chłopi" – Władysław Reymont, wedle Sipowicza, pociągał opium w Londynie z tej samej fajeczki co Oscar Wilde. O haszyszu i opium pisywali poetki i poeci młodopolscy. W wieku XX z eksperymentami z peyotlem, LSD, psylocybiną i kodeiną nie kryli się Witkacy, Lem, Białoszewski i inni. Co do wieku XXI to w większości dzieł polskich pisarzy, poetów i malarzy występują psychodeliki, a opisy ich świadczą o osobistym doświadczeniu (Tokarczuk, Masłowska, Gretkowska, Podsiadło, Niewrzeda, Karpowicz, Kopyt, Podgórnik, Althammer, Urbanowicz, Waniek, Gomulicki). Pocieszające jest to, że poza wszelkim podejrzeniem są najwięksi z największych: Bronisław Wildstein i Rafał Ziemkiewicz.
Gdyby Mickiewicz, Słowacki, Krasiński, Reymont, Kasprowicz, a nawet podobno Matejko i Chopin żyli w Trzeciej Rzeczpospolitej – konkluduje złośliwie Sipowicz – to niezależnie od tego, czy rządziłby Tusk, Kaczyński czy Miller, to Trzech Wieszczów siedziałoby w celi na Rakowickiej. Bowiem lobby alkoholowe, na którego czele stoi kilku biskupów obejmuje szerokim łukiem większość partii i polityków. Polak pijany, wedle autora „Encyklopedii Polskiej Psychodelii”, jest nadal świętą krową, zaś ktoś, kto ma inne na ten temat poglądy w najłagodniejszym przypadku ląduje z wyrokiem w zawieszeniu.
