Reklama.
Brzmi strasznie i pewnie nigdy bym się na to nie zdecydowała gdybym nie dostała tego wyjazdu w prezencie. Detox w Szczyrku organizuje Marta ma niewielkie grupy i z reguły nie ma wolnych miejsc, zawsze wydawało mi się, że taka całkowita głodówka to metoda zbyt ekstremalna.
Ale stwierdziłam, że trzeba spróbować: jak zmieniać swoje życie to zmieniać i przecież od tego się nie umiera, mogę zawsze wrócić nikt na siłę mnie nie będzie tam trzymał.
Wcześniej dużo słyszałam o dobroczynnych skutkach głodówki, jakie to wspaniałe dla organizmu, ale jako, że bardzo lubię jeść i gotować nie zagłębiałam się w ten temat.
Jest wiele książek, które opisują dokładnie efekty głodówki (dr Tombaka, Dr Maoshing Ni), jest polecana i stosowana w medycynie chińskiej, ayurvedzie a jak dobrze się zastanowić to przecież w każdej religii mamy okresy postu, (chociaż chyba nie głodówki kompletnej).
Jednak nie ma się, co oszukiwać nie jest łatwo, nie wyobrażam sobie żeby zrobić to samemu w domu, nie mam na tyle silnej woli żeby wytrzymać. Co dziwne nie byłam wcale głodna, picie ciepłej przegotowanej wody wystarcza. Ale w warunkach domowych jest się narożnym na pokusy, ktoś wokół coś je, są restauracje, sklepy.
W Szczyrku, mimo że spaliśmy w normalnym hotelu z restauracją, przez która codziennie przechodziłam, jest łatwiej, bo jest się w grupie tak pomiędzy 15 a 20 osób, więc masz towarzyszy niedoli, z którymi na bieżąco dyskutujesz:, co kogo boli, kto się źle czuje, jak minęła noc. Dzień jest tak rozplanowany, że w zasadzie nie masz czasu, medytacje, ćwiczenia oddechowe, spacer, wykonanie 5 Tybetańczyków (troszkę jak powitanie słońca w jodze). Nie ma mowy o jakiś forsujących ćwiczeniach, nawet spacer jest dużym wysiłkiem. Co mi to dało?
Po pierwsze udowodniłam sobie, że mogę i że dam radę. Lepiej zrozumiałam jak bardzo zaśmiecam sobie organizm pijąc i jedząc rzeczy, których nie powinnam jeść. Oczyściłam sobie przynajmniej trochę wątrobę i na własne oczy widziałam, co mój organizm odrzuca / nie trawi (w moim przypadku między innymi gluten i alkohol). Ale najbardziej podobało mi się wyciszenie, które mnie ogarnęło, nie wiem czy to za sprawą medytacji, ćwiczeń oddechowych czy spowolnienia całego organizmu, opuściła mnie wieczna gonitwa myśli, nerwowość, byłam sama ze sobą. I tak jak przy czyszczeniu wątroby wychodzi, czego twój organizm nie toleruje tak przy czyszczeniu mojej głowy też odkryłam lub wreszcie zauważyłam pewne fakty. Podsumowując moje przemyślenia – niektóre osoby w naszym życiu są jak candida – rozrastają się zabierają Ci przestrzeń i energię, żywią się tobą a i tak jesteśmy od nich uzależnione – eliminacja candidy jest bardzo trudna i wymaga dużej konsekwencji. Z ludźmi, których powinniśmy odsunąć od naszego życia jest jeszcze trudniej, ale sama świadomość to już pierwszy krok.
Tu znajdziecie więcej informacji http://www.szambala.com/detox.htm
Jak było po powrocie do domu? Zdecydowanie trudniej niż po pobycie w Czapielskim Młynie. Dwa pierwsze dni (na szczęście był to weekend) czułam się zupełnie bez energii, nienawidzę selera a właściwie przez pierwsze 2 dni mogłam jeść tylko pietruszkę i seler (bez przypraw, oliwy itp.), było mi ciężko. Ale po kilku dniach rewelacja! Warto było się przemęczyć. Wiem, to nie jest na pewno metoda dobra dla każdego, nie zawsze jest odpowiedni moment, ale jeżeli ktoś chce wprowadzić zmiany w swoim życiu to jest to rodzaj „wrzucenia na głęboką wodę”.
Ale stwierdziłam, że trzeba spróbować: jak zmieniać swoje życie to zmieniać i przecież od tego się nie umiera, mogę zawsze wrócić nikt na siłę mnie nie będzie tam trzymał.
Wcześniej dużo słyszałam o dobroczynnych skutkach głodówki, jakie to wspaniałe dla organizmu, ale jako, że bardzo lubię jeść i gotować nie zagłębiałam się w ten temat.
Jest wiele książek, które opisują dokładnie efekty głodówki (dr Tombaka, Dr Maoshing Ni), jest polecana i stosowana w medycynie chińskiej, ayurvedzie a jak dobrze się zastanowić to przecież w każdej religii mamy okresy postu, (chociaż chyba nie głodówki kompletnej).
Jednak nie ma się, co oszukiwać nie jest łatwo, nie wyobrażam sobie żeby zrobić to samemu w domu, nie mam na tyle silnej woli żeby wytrzymać. Co dziwne nie byłam wcale głodna, picie ciepłej przegotowanej wody wystarcza. Ale w warunkach domowych jest się narożnym na pokusy, ktoś wokół coś je, są restauracje, sklepy.
W Szczyrku, mimo że spaliśmy w normalnym hotelu z restauracją, przez która codziennie przechodziłam, jest łatwiej, bo jest się w grupie tak pomiędzy 15 a 20 osób, więc masz towarzyszy niedoli, z którymi na bieżąco dyskutujesz:, co kogo boli, kto się źle czuje, jak minęła noc. Dzień jest tak rozplanowany, że w zasadzie nie masz czasu, medytacje, ćwiczenia oddechowe, spacer, wykonanie 5 Tybetańczyków (troszkę jak powitanie słońca w jodze). Nie ma mowy o jakiś forsujących ćwiczeniach, nawet spacer jest dużym wysiłkiem. Co mi to dało?
Po pierwsze udowodniłam sobie, że mogę i że dam radę. Lepiej zrozumiałam jak bardzo zaśmiecam sobie organizm pijąc i jedząc rzeczy, których nie powinnam jeść. Oczyściłam sobie przynajmniej trochę wątrobę i na własne oczy widziałam, co mój organizm odrzuca / nie trawi (w moim przypadku między innymi gluten i alkohol). Ale najbardziej podobało mi się wyciszenie, które mnie ogarnęło, nie wiem czy to za sprawą medytacji, ćwiczeń oddechowych czy spowolnienia całego organizmu, opuściła mnie wieczna gonitwa myśli, nerwowość, byłam sama ze sobą. I tak jak przy czyszczeniu wątroby wychodzi, czego twój organizm nie toleruje tak przy czyszczeniu mojej głowy też odkryłam lub wreszcie zauważyłam pewne fakty. Podsumowując moje przemyślenia – niektóre osoby w naszym życiu są jak candida – rozrastają się zabierają Ci przestrzeń i energię, żywią się tobą a i tak jesteśmy od nich uzależnione – eliminacja candidy jest bardzo trudna i wymaga dużej konsekwencji. Z ludźmi, których powinniśmy odsunąć od naszego życia jest jeszcze trudniej, ale sama świadomość to już pierwszy krok.
Tu znajdziecie więcej informacji http://www.szambala.com/detox.htm
Jak było po powrocie do domu? Zdecydowanie trudniej niż po pobycie w Czapielskim Młynie. Dwa pierwsze dni (na szczęście był to weekend) czułam się zupełnie bez energii, nienawidzę selera a właściwie przez pierwsze 2 dni mogłam jeść tylko pietruszkę i seler (bez przypraw, oliwy itp.), było mi ciężko. Ale po kilku dniach rewelacja! Warto było się przemęczyć. Wiem, to nie jest na pewno metoda dobra dla każdego, nie zawsze jest odpowiedni moment, ale jeżeli ktoś chce wprowadzić zmiany w swoim życiu to jest to rodzaj „wrzucenia na głęboką wodę”.