Śledząc komentarze i wypowiedzi dotyczące bieżących wydarzeń - manifestacje na Ukrainie, łamanie praw człowieka w Rosji czy o przyjęciu Turcji do Unii Europejskiej, można zauważyć jak łatwo my - odbiorcy możemy zaplątać się we własną sieć słów i argumentów, niejednokrotnie zaprzeczając samym sobie...
Jakiś czas temu, premier David Cameron wypowiedział się nieprzychylnie na temat polskich pracowników, którzy wyemigrowali do Wielkiej Brytanii, co wpłynęło niekorzystnie na wizerunek Polaków, piętnując powszechny stereotyp leniwego i kombinującego sąsiada zza wody.
Wysuwając pomysł zaostrzenia pewnych praw, polskie portale zalała fala konstruktywnej krytyki - jesteśmy w Unii Europejskiej, dążymy jako wspólnota do zniesienia mentalnych i realnych barier dotyczących granic, więc dlaczego miałoby nam to być utrudnione? Istnieje wolność wyboru, to my chcemy decydować gdzie żyć, pracować i zakładać rodziny - nie państwo. Ograniczenie możliwości imigracji znacznie ochłodziłoby stosunki pomiędzy państwami.
Patrząc z innego punktu widzenia, mamy do czynienia z coraz większymi obawami na temat zalania przez muzułmanów i Turków krajów zachodnich, w ramach przyjęcia Turcji do Unii Europejskiej ( tu w temacie, polecam artykuł). Czy słusznie? Owszem, istnieją znaczne różnice ekonomiczne, mentalne i kulturowe pomiędzy zgraną już wspólnotą, a potencjalnym kandydatem lecz czy moglibyśmy zabronić tym obywatelom wyjazdu do Polski, Niemiec, Francji czy Wielkiej Brytanii skoro my sami migrujemy? Idąc tym tropem, osoby które hardo przeciwstawiają się ograniczeniu przyjmowania "swoich" imigrantów do obcego państwa, jednocześnie kategorycznie odmawiając "innych" u siebie, mogą być posądzeni o czysty egoizm i subiektywność. Mimo negatywnych głosów, sporo obywateli ciągle będzie wyjeżdżać do państw dających większe możliwości i perspektywy pracy, tak jak Polacy do Wielkiej Brytanii czy Ukraińcy do Polski.
Kolejny przykład: kwestia parytetów dla kobiet. Tak, dobra idea. Powinno się promować płeć żeńską na wysokich stanowiskach, wykorzystywać odmienne cechy by współgrać i zrównoważyć męskie decyzje. Uwzględnienie parytetów jako stałe wytyczne w regulaminach pracy, może jednak wyprzeć osoby, które faktycznie powinny zająć daną posadę, a ze względów równości tego nie osiągną.
Kontrastując - załóżmy, że uniwersytety chcą podkreślić swoją tolerancję, wesprzeć imigrantów uczących się na naszych uczelniach, dlatego wprowadzają obowiązkową ograniczoną ilość miejsc dla zagranicznych kandydatów. W takiej sytuacji sporo rodzimych licealnych uczniów nie dostaje się na wymarzone studia mimo wyższego wyniku niż ci, którzy dzięki równości zapełniają miejsce w auli wykładowej. Czy Polscy obywatele powinni czuć się wzburzeni?
Dwie sytuacje, zgoła odmienne lecz podobne. Punkt patrzenia zależy od strony, którą zajmujemy dlatego ciężko jest obrać jednostronny sąd. Parytety jako tymczasowe rozwiązanie, na pewno przyniosłoby wiele korzyści, przełamałyby bierność i faktycznie umożliwiłoby działanie kobiet, niejednokrotnie mogących przedstawić nowy, świeży punkt widzenia na niektóre sprawy. W przypadku uniwersytetu, obowiązek przyjęcia określonej liczby zagranicznych studentów, ale przez określony czas, zwróciłby uwagę na problem rasowy i mógłby zmienić podejście do imigrantów.
Przenieśmy się w przestrzeni. Sytuacja sprzed roku - para zwiedzających wybiera się do jednego z meczetów w Turcji lecz nie zostaje wpuszczona przez nieodpowiedni strój. Turystka denerwuje się, gdyż jako osoba z Europy ma prawo do wolności ubioru i praktykowania swojej kultury. Wracając do swojego kraju wytyka jednak palcem kobiety - imigrantki chodzące w burkach po ulicach miasta. Czy słusznie? Żądając przystosowania się do stylu życia w konkretnym kraju, osoby wyjeżdżające same powinny uszanować odmienność tubylców.
Wiele osób często może nie zdawać sobie sprawy z braku swojego obiektywizmu, dlatego zasada poszanowania odrębnych kultur powinna działać w obie strony. Podsumowując sprawdza się tu stare przysłowie - "Każdy kij ma dwa końce". Politycy podejmując decyzje dotyczące funkcjonowania państwa czy my w codziennym życiu ponosimy koszty alternatywne - tracimy, by zyskać coś innego. W kontrowersyjnych kwestiach ciężko jest również znaleźć "złoty środek", dlatego starajmy się analizować, szanować i ze zdrowym rozsądkiem postrzegać każdą sytuację bez względu czy (w przypadku polityki) propozycja będzie wysunięta przez prawice lub lewicę. Starajmy się oceniać bezstronnie, mając na uwadze wspólne dobro.