
Teraz, kiedy piszę te słowa wybieram się do IPN, by czytać pewne akta. To jedynie element moich badań do nowej książki. Wcześniej analizowałam czaszki, wizytowałam najlepszego eksperta od rekonstrukcji i projekcji wstecznych (znajdują czaszkę, a ten człowiek tworzy na jej podstawie zdjęcie zaginionej osoby, mogą jej wówczas szukać w bazie m.in. Itaki etc.), ponieważ w mojej nowej książce nie będzie trupów (przynajmniej na początku będzie kłopot z ich odnalezieniem). A jak zapewne wiecie: nie ma trupa, nie ma zbrodni. Większość niewyjaśnionych spraw sprowadza się do tego, że nie znaleziono ciała ofiary. Policja często wie, kto za tym zaginięciem stoi, ale nie może udowodnić, że do zbrodni doszło dopóki nie znajdzie zwłok. Wiele jest takich historii, które znacie z mediów. Tacy „zniknięci” od zawsze mnie fascynowali. To kwintesencja tajemnicy. Mówi się standardowo, że policja zakłada 8 wersji śledczych, co oznacza, że wszystkie są możliwe: od wypadku po zabójstwo. Gdzieś pośrodku jest oczywiście, że osoba żyje, ale nie chce być znaleziona. Jeśli jednak mówimy o zbrodni doskonałej to głównie z takiej przyczyny. Oczywiście polscy zabójcy to nie bohaterowie zachodnich serialu. Zwykle pękają „na dołkach” lub w procesie - niesieni poczuciem winy wolą się przyznać i spać spokojnie. Pięknie ten wątek eksplorowany jest w True Detective, ostatnio moim ukochanym serialu kryminalnym.
pokaże miejsca, w których doszło do mordu i także później, jeszcze w latach 50. - starsi ludzie o tym gadają – znajdowano w okolicy ludzkie szczątki, a w dokumentach tego nie ma i nie będzie. - Dlaczego - spytałam. - Nie ma ciała, nie ma zbrodni - odparł. Poczułam ciarki na plecach. Jak bardzo pasuje to mojej nowej powieści. Czasem bowiem fikcja wyprzedza rzeczywistość, wierzcie mi. Ale kluczem do ich zgłębienia są ludzie i trzeba być blisko nich.
